Rozdział 4

5.1K 204 147
                                    

HOPE


- Kurwa, kurwa, kurwa! - klnę na głos, biegnąc na dół niczym huragan.

Znowu zaspałam!

Przystaję w korytarzu, zanurzając palce we włosach tuż przy cebulkach i rozglądam się chaotycznie. Gdzieś tutaj zostawiłam moją torbę z podręcznikami. Jeśli wyjdę z domu natychmiast, to istnieje niewielka szansa, że zdążę na pierwsze zajęcia.

- Tak! - krzyczę zwycięsko, gdy dostrzegam swoją torbę i ignoruję przy tym fakt, że cały czas stała na widoku.

Czuję, że z nerwów mam mroczki przed oczami, a ręce znowu pocą mi się bardziej niż normalnie.

Gwałtownie otwieram drzwi wyjściowe, sprawdzając jaka jest pogoda i czy powinnam wziąć kurtkę. Jednak na zewnątrz panuje wyjątkowo słoneczna aura, w przeciwieństwie do burzy w moim umyśle.

Czym prędzej wychodzę na werandę i jedną dłonią zamykam drzwi na klucz, a drugą klikam w telefonie, by zamówić Ubera. Widzę, że Matt, zanim zdecydował się pojechać beze mnie, zadzwonił już tylko raz, a to oznacza, że prawdopodobnie skończyła mu się do mnie cierpliwość. Zastanawiam się przez chwilę dlaczego zwyczajnie nie zaczął się do mnie dobijać, czy dzwonić dzwonkiem. Przecież wtedy na pewno bym się obudziła.

- Nie wierzę... - szepczę, widząc jaki czas przyjazdu pod mój dom pokazuje Uber.

Dwadzieścia pięć minut, podczas gdy za dwadzieścia pięć minut powinnam siedzieć w ławce na zajęciach!

Jeszcze chwilę wpatruję się w wyświetlacz telefonu, ściskając go z całych sił. Przykładam palce do nasady nosa i przymykam oczy, próbując się skupić. Jak inaczej mogę dotrzeć na uczelnie w dwadzieścia minut?

Swoim samochodem, geniuszu - odzywa się cichy głos w mojej głowie.

Na nowo wkładam klucz w zamek drzwi i pędzę do kuchni, szukać kluczyków od auta, a gdy znowu jestem na zewnątrz, nogi w sekundzie odmawiają mi posłuszeństwa.
Nagle, jakby całe moje ciało buntowało się przed tym, co mam zamiar zrobić.

Podchodzę do mojego wozu z wyjątkową ostrożnością, jakbym zbliżała się do przerażającej bestii z piekielnej czeluści. Nie wiem jak długo biję się z myślami, zanim wyciągnę kluczyk w stronę samochodu, by zwyczajnie go otworzyć. Przełykam głośno ślinę, robiąc krok po kroku i czuję się tak, jakbym dopiero uczyła się chodzić. Czuję, że obraz zaczyna się lekko rozmazywać, a moje serce chyba planuje wyrwać się z mojej piersi.

W końcu odważam się sięgnąć klamki i otworzyć drzwi samochodu, a gdy podpieram się o ich górną część, kątem oka, na równoległym podjeździe, dostrzegam bruneta, opartego o maskę czarnego Dodge'a.

Przygląda mi się. Bez słowa.

Nie mam pojęcia jak długo tam stoi i szczerze mam to kompletnie w dupie. Pochłonięta swoją wewnętrzną walką, nawet się nie witam.

Po chwili, ciągnącej się w nieskończoność udaje mi się wsiąść do środka i odpalić samochód. Mercedes warczy złowrogo, jakby chciał mi powiedzieć, że to co robię, to totalnie głupi pomysł.

Drżącymi rękami staram się zapiąć pasy, a jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to moje szybko bijące serce, mdłości i uczucie duszności.

Momentalnie robi mi się cholernie zimno i czuję, że zaraz na dobre stracę nad sobą kontrolę.

Ostatkami sił odpinam przed chwilą wpięty pas i próbuję wydostać się na zewnątrz, łapczywie wciągając powietrze. Przytrzymuję się drzwi samochodu i stawiam chwiejne kroki na kostce brukowej. Próbuję ogarnąć wzrokiem otoczenie, ale wszystko się rozmazuje i dzieje jakby w zwolnionym tempie.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz