Rozdział 10

4.3K 180 167
                                    

HOPE


- Uważaj na moje auto - mamroczę, obserwując, jak Lizzy parkuje na moim podjeździe.

Oddycham z ulgą, widząc, że udało jej się zatrzymać w bezpiecznej odległości od Mercedesa. Jak najszybciej odpinam pasy i wysiadam z wozu, a blondynka idzie w moje ślady.

Mimowolnie zerkam na czarnego Dodga naprzeciwko, a potem ruszam w kierunku drzwi mojego domu. Jednak już w połowie schodów zatrzymuję się tak gwałtownie, że Lizzy, która idzie tuż za mną, prawie na mnie wpada.

Z uwagą lustruję ogródek, bo wygląda jakoś inaczej.

Nagle uświadamiam sobie, że trawa jest o wiele krótsza, niż wczoraj i w końcu wygląda przyzwoicie. Gdy tylko uświadamiam sobie dlaczego, jakieś dziwne uczucie rozlewa się po moim wnętrzu, ale natychmiast je ignoruję, robiąc kolejne kroki w kierunku werandy.

Pojawiłam się dzisiaj na uczelni, tylko ze względów formalnych. Po całonocnej gonitwie myśli w mojej głowie oraz rozważania za i przeciw, w końcu podjęłam decyzję i właśnie o tym chcę teraz porozmawiać z Lizzy.

Rano wzięłam taksówkę, bo blondynka nie ma do mnie po drodze, a Matt już jakiś czas temu przestał na mnie czekać. Jeśli chciałam z nim jechać, zwyczajnie musiałam stać na chodniku przed domem, gotowa aż podjedzie.

- Zaraz muszę spadać - mówi i patrzy na mnie przepraszająco, jednocześnie zajmując miejsce na kanapie w salonie. Kiwam głową, że rozumiem i przysiadam koło niej. - Muszę dziś wybrać tort i rzeczy na słodki stół - dodaje, nadal nieco spięta.

Kręcę głową i przewracam oczami. Chyba tylko ona ma wyrzuty sumienia, że nie spędza ze mną tyle czasu, ile by chciała. Chociaż w jej przypadku, niepotrzebnie.

- Rozumiem, Lizzy. Nie musisz mi się tłumaczyć. To zajmie tylko chwilę - uspokajam ją.

Lizzy na wiosnę wychodzi za mąż, przez co ostatnio ma mniej czasu, niż zwykle. Jej świadkową jest jej siostra, więc ja nie muszę towarzyszyć w tych wszystkich miejscach i sprawach, które ma do załatwienia i w zasadzie jest mi z tym dobrze, bo chyba nie byłabym teraz idealną świadkową.

- To o czym chciałaś porozmawiać? - spogląda na mnie niepewnie, jakby bała się tego, co zaraz usłyszy.

Biorę głęboki wdech i przymykam oczy, zanim to z siebie wyrzucę.

To naprawdę trudne.

Najpierw okrutnie męcząca była sama kłębiąca się w mojej głowie myśl, że te studia chyba jednak nie są dla mnie. Później niesamowicie ciężkie było przyznanie się przed samą sobą i powiedzenie tego na głos, jak się złożyło - przy Chucku. A teraz stoi przede mną równie wymagające zadanie - powiedzenie o tym moim bliskim. A przede wszystkim powiedzenie o tym Matowi...

Dlatego zdecydowałam, że na pierwszy ogień pójdzie Lizzy, która jest trochę bardziej wyrozumiała niż mój chłopak.

- Rezygnuję ze studiów - mówię w końcu i obserwuję jak oczy blondynki robią się coraz większe.

Mimo wszystko, jest mi trochę lżej, gdy w końcu to z siebie wyrzucam.

- Dlaczego? - pyta cicho, wciąż patrząc na mnie z zaskoczeniem.

- Nigdy nie chciałam być lekarzem, Lizzy. Myślałam, że chcę, ale ostatnio dotarło do mnie, że chciałam spełnić marzenie taty, a nie swoje. Nie mogę tak dłużej. Mimo że dopiero zaczął się semestr, ja już mam dość - mówię ze smutkiem.

Lizzy mimo szoku, kiwa głową ze zrozumieniem i dopiero po chwili się odzywa.

- W porządku... Jeśli jesteś pewna... - unosi kąciki ust i chwyta moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz