Rozdział 24

3.7K 148 264
                                    

HOPE


Pierwsze, co widzę po otworzeniu oczu, to pościel, która na pewno nie jest moja, wenflon wbity w moją rękę, za którym ciągnie się jakiś wężyk i Matt, wpatrujący się we mnie jak w obrazek.

Momentalnie się wzdrygam, chociaż jeszcze nie rozumiem, dlaczego.

– Obudziłaś się! – mówi radośnie, chwytając mnie za drugą dłoń.

Chaotycznym wzrokiem spoglądam na jego twarz, próbując wyostrzyć obraz.

Wygląda strasznie. Jest poobijany i ma rozciętą wargę.

Staram się przywołać jakiekolwiek wspomnienia sprzed znalezienia się tutaj.

– Co ja tu robię? – pytam, gdy w mojej głowie nadal panuje pustka.

– Zemdlałaś. Miałaś atak paniki – mówi spokojnie, a ja natychmiast marszczę czoło. – Na tyle mocny, że trafiłaś na obserwację. Na szczęście już wszystko jest w porządku – Matt odpowiada nadzwyczaj wesoło, gładząc moją dłoń.

Wtedy dociera do mnie, co stało się wczoraj. Natychmiast się wyrywam.

– Nie dotykaj mnie! – syczę. – A w zasadzie, to się wynoś – przełykam ślinę.

Czuję ogarniającą mnie złość, zmieszaną ze strachem i obawą.

Jakim prawem tu jest?! Kto go tu wpuścił, do cholery?!

I gdzie jest Charles?

– Hope, błagam! Nie zostawiaj mnie! – zaczyna rozpaczliwym tonem, którego jeszcze u niego nie słyszałam. – Przemyślałem to wszystko i wiem, że byłem kompletnym kretynem. Zmienię się, przysięgam, tylko daj mi szansę! – Matt wyrzuca z siebie słowo za słowem, jak z karabinu i z powrotem chwyta mnie za rękę, składając na niej masę pocałunków, jakby to miało być jakimś rodzajem zapewnienia, że naprawdę się zmieni.

Nie mogę uwierzyć.

Ostatnie, czego się spodziewałam, to tego, że będzie błagał mnie o wybaczenie.

Tak potwornie się bałam, że gdy tylko dojdzie do takiej sytuacji jak wczoraj, on znowu zrobi mi krzywdę. Nawet nie dopuściłam do siebie innej możliwości.

Tymczasem leżę jak sparaliżowana, pod wpływem dotyku jego ust, które nieprzyjemnie drażnią skórę mojej dłoni.

– Wybacz mi. Zmienię się. Zaufaj mi – powtarza, jak mantrę.

Mam ochotę przewrócić oczami, a potem zwymiotować.

Nie chcę, żeby mnie dotykał i żeby tu był, a nie potrafię nawet wyrwać się z jego uścisku!

Ironiczny uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
Przecież to absurd, że on w ogóle tu jest, a ja wciąż boję się go tak bardzo, że strach uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.

Co mam z nim zrobić, do cholery? Jak się wzywa ochronę? Powinnam zacząć krzyczeć?

– Hope? – podnoszę wzrok, a moje serce przyspiesza. Moje wnętrze natychmiast zalewa fala ulgi. W drzwiach stoi Charles. Z małą torbą, moją kurtką i nieodgadnioną miną. – Wszystko w porządku? – pyta z troską i zdezorientowaniem w głosie.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz