Rozdział 8

4.6K 190 166
                                    

HOPE


Dwa dni później nadal jestem kompletnie rozbita.
Znowu nie poszłam na zajęcia i znowu spędziłam cały dzień w łóżku. Jedyne, na co było mnie stać, to odpisanie Lizzy, że wszystko ze mną w porządku, a nie pojawiam się na uczelni, bo się przeziębiłam.
Tylko czekam, kiedy przyjedzie, zweryfikować moją prawdomówność.

Matt nie odezwał się do mnie słowem. Nadal nie mogę uwierzyć, że moje przygnębienie po stracie rodziców nazwał "humorami".

Był jedyną osobą obok Lizzy, którą w ostatnim czasie do siebie dopuszczałam i której ufałam. Z każdą inną osobą zerwałam kontakt. Nie mogłam znieść tych spojrzeń pełnych współczucia i tych niezręcznych zachowań. Bo jak poprawnie zachowywać się przy kimś, kto właśnie został sierotą? Przy kimś, kto został całkiem sam?

Może tak będzie lepiej. Odpoczniemy od siebie kilka dni, a potem na spokojnie sobie wszystko wyjaśnimy. Zresztą i tak ostatnio wręcz zmuszam się do spotkań z nim, by nie zaniedbać naszej relacji.

Próbuję wykrzesać z siebie minimalne pokłady siły, by wstać z łóżka i ubrać się. Dostrzegam, że pogoda za oknem nadal jest nadzwyczaj łaskawa, więc naciągam na siebie legginsy i cienką bluzkę z długim rękawem, po czym zmuszam się do wyjścia na ogród.

Od nadmiaru świeżego powietrza kręci mi się w głowie, nie wychodziłam z domu od dwóch dni.
Przechodzę przez trawnik, który dosłownie woła o skoszenie i rozkładam się w moim wiszącym fotelu.

Gdy tylko udaje mi się rozplątać słuchawki, słyszę przeraźliwe wycie samochodu parkującego przy domu naprzeciwko.
Mimowolnie wywracam oczami. Układam się w fotelu tak, że prawie leżę, mając cholerną nadzieję, że w takiej pozycji mnie nie zauważy. Wciskam do uszu słuchawki i włączam najsmutniejszą piosenkę, jaką mam na playliście.

Mimo że bardzo się staram, momentalnie zaczynam użalać się nad swoim losem. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie, dlaczego to akurat mnie coś takiego spotkało? Czym sobie na to zasłużyłam, żeby zostać sama? Czy byłam złym dzieckiem, złą osobą? Zawsze dobrze się uczyłam, nigdy nie sprawiałam większych kłopotów. Może czasami bywałam zbyt impulsywna, ale czy to powód, żeby tak szybko zabierać mi rodziców?

Mogłam zginąć razem z nimi...

Czuję, jak jedna łza spływa po moim policzku, a zaraz za nią następne. Przymykam oczy, mając wszystkiego dość. Trwam tak chwilę, próbując zapanować nad oddechem. Nie chcę znowu odpłynąć i stracić nad sobą kontroli.

Gdy po jakimś czasie niechętnie podnoszę powieki, pierwsze co widzę, to para niebieskich oczu, wpatrujących się we mnie tuż przy moim fotelu.

- Kurwa! - wydzieram się niemal od razu, gdy tylko dociera do mnie, jak cholernie mnie znowu przestraszył. Jednym ruchem wyciągam słuchawki z uszu.

- Już wolałem "Boże" - mówi rozbawiony i dalej się gapi, stercząc nade mną. - Dlaczego płaczesz? - pyta już zupełnie innym tonem, przyglądając mi się uważnie.

- Co-tu-robisz - cedzę przez zęby i gwałtownie podnoszę się do siadu.

Przysięgam, że nadejdzie taki dzień, w którym naprawdę go zamorduję. Za straszenie mnie, za zakłócanie mojego spokoju i za przeskakiwanie tego pieprzonego płotka, który chyba będę musiała zamienić na jakiś dwumetrowy mur, by nie mógł tu wchodzić z taką łatwością.

- Mogę się czegoś napić? - pyta, kolejny raz ignorując moje pytanie.

Ogarnia mnie desperacki śmiech. Kręcę głową, bo mam wrażenie, że zaraz naprawdę przez niego oszaleję.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz