Rozdział 26

4.5K 165 287
                                    

HOPE


Kompletnie roztrzęsiona wracam właśnie z jedynej kwiaciarni w naszym miasteczku, która okazała się zamknięta.

Dwa dni po weselu Lizzy moje szare komórki chyba jeszcze nie wróciły do pracy i nie wpadłam na to, że w Wielkanoc kwiaciarnia może być nieczynna.

Nie mam pojęcia, co teraz zrobię.

Akurat dziś, w Wielkanoc, wypada kolejny miesiąc od śmierci moich rodziców.

Już dziewiąty.

To zdumiewające i przerażające jednocześnie, że już tak długo ich tutaj nie ma. A ja nadal mam koszmary, nadal nie potrafię wrócić do normalnego funkcjonowania i zwyczajnie nie umiem do tego wszystkiego przywyknąć.

Bez entuzjazmu zbliżam się do domu, zastanawiając się skąd wytrzasnąć cholerne kwiatki na ich grób.

Szybko okazuje się, że aplikacja Ubera nie pokazuje żadnego wolnego pojazdu w okolicy, mimo że przez całą drogę z cmentarza odświeżałam stronę niemal bez ustanku.

Rozglądam się po okolicy i wpadam w jeszcze większą panikę, gdy dociera do mnie, że niedługo zapadnie zmrok i już totalnie nic w promieniu trzydziestu kilometrów nie będzie otwarte.

Żadna kwiaciarnia, żaden sklep.

Opadam bezsilnie na schody przyłączone do werandy i przykładam telefon do czoła, przymykając przy tym oczy.

Moje nogi nerwowo podrygują, wprawiając całe moje ciało w drżenie, nad którym nie jestem w stanie już zapanować.

Jedynym rozwiązaniem jest odpalenie mojego auta i samodzielna podróż w poszukiwaniu jakiegokolwiek miejsca z kwiatami.

Szybko odrzucam ten pomysł, bo doskonale wiem, że, chociaż bardzo bym się starała, nie jestem w stanie tego zrobić.

Nadal nie potrafię prowadzić.

Zawiodę ich.

Myśl, że ich zawiodę momentalnie powoduje, że moje policzki robią się mokre, a oddech znowu staje się płytki.

Kiedy już na dobre zalewam się łzami, słyszę trzask drzwi w pobliżu.

Nie muszę otwierać oczu, żeby doskonale wiedzieć kto właśnie mi się przygląda i prawdopodobnie zaraz ruszy w moją stronę.

Nie chciałam o nim myśleć. Naprawdę bardzo się starałam ignorować każdą myśl o nim, choć było to niesamowicie trudne, bo ostatnio wypełniał cały mój umysł.

Szczególnie od dwóch dni, kiedy to znowu pojawił się znikąd, w dodatku na weselu mojej przyjaciółki.

To, co znowu wtedy zrobiłam, przyprawia mnie o ból głowy. Zupełnie jakbym nie potrafiła się kontrolować.

Byłam na niego wściekła. Nadal jestem. A jednak nawet ta złość nie powstrzymała mnie przed wpadnięciem mu w ramiona i pocałunkiem, który w miarę szybko udało mi się przerwać, a który tak naprawdę w ogóle nie powinien mieć miejsca.

Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Dopóki nie zobaczyłam go po tych kilku miesiącach, nie zdawałam sobie sprawy, że jego wyjazd aż tak mnie zabolał.

I nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak za nim tęskniłam.

Nawet nie wiem... Chyba przeoczyłam moment, w którym Chuck stał się mi potrzebny.

– Co się stało, Bambi? – słyszę jego łagodny ton tuż obok.

Nie przywykłam jeszcze do tej przyjemnej barwy jego głosu. Znacznie częściej raczył mnie nutami sarkazmu i beznamiętności.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz