Rozdział 38

2.8K 149 355
                                    

HOPE


Kilka dni później czuję się chyba jeszcze gorzej niż wtedy, gdy wyznał mi prawdę.

Praktycznie nie śpię, nie jem, nawet na wzięcie prysznica brakuje mi sił. Długimi godzinami leżę w łóżku, jak sparaliżowana i cicho szlocham, bo już nawet nie mam energii, by głośno wyć. Robiłam to przez pierwsze dwa dni, gdy to wszystko zaczęło do mnie docierać.

Od kilku dni jedyne, co robię, to analizowanie każdego jego słowa i wyobrażanie sobie, jak naprawdę mogło wyglądać to, co się wtedy wydarzyło.

Gdybym tylko pamiętała coś więcej...

Wyobrażam sobie kłótnię rodziców, która na pewno miała miejsce. Widzę, jak tata zjeżdża ze swojego pasa i zahacza o inny samochód – o samochód Charlesa. A potem lądujemy na drzewie.

Następnie wyobrażam sobie, jak to samochód Chucka wjeżdża w nasz, a my uderzamy w drzewo. Przez niego.

Gdyby nie jego obecność na tej drodze, prawdopodobnie ten wypadek by się nie zdarzył, a moi rodzice wciąż by żyli...

Nie wiem, w co mam wierzyć.

Okłamywał mnie przez tak długi czas. Może jego wersja zdarzeń, również jest kłamstwem?

Chuck złamał mi serce. Zabrał mi rodziców.

A przecież miał być moim lekiem na każde zło. Przecież nim był! Jeszcze kilka dni temu mieliśmy razem wyjechać do Nowego Jorku, a potem mieliśmy oglądać pieprzoną zorzę polarną.

Mieliśmy być razem. Już zawsze.

To zabawne, jak łatwo można kogoś znienawidzić. To cholerna prawda, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok.

Zrobił mi to samo, co Matt. Zniszczył mnie. Odebrał mi wiarę i nadzieję na lepsze jutro...

Tylko że przez Chucka rozpadam się właśnie na milion kawałków i czuję, że nie przetrwam tego rozrywającego mnie bólu.

Z tej sytuacji nie ma żadnego dobrego wyjścia. Człowiek, którego kochałam nad życie, pozbawił mnie rodziców, a teraz sam musi odejść.

Nie przeżyję kolejnej straty, ale chyba nie mam wyboru. Nie potrafię mu tego wybaczyć. Nie umiałabym więcej spojrzeć mu w oczy.

Myślę, że wolałabym, gdyby przyznał się do wszystkiego na samym początku. Wtedy nie byłoby szansy, bym pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Nigdy nie zakochałabym się w nim i teraz nie umierałabym z bólu.

Kolejna najważniejsza dla mnie osoba właśnie znika z mojego życia.

Zostanę całkiem sama...

Nagle przypominam sobie o Lizzy i postanawiam wybrać jej numer. Muszę jej o wszystkim powiedzieć, bo nie potrafię poradzić sobie z tym sama. Mam wrażenie, że jeśli nie przyjedzie i czegoś nie wymyśli, to zrobię coś naprawdę głupiego.

Będę martwa po raz trzeci, i pierwszy raz naprawdę.

Gdy Lizzy słyszy w swojej słuchawce moje zdławione "Przyjedź do mnie, błagam", od razu rusza w drogę.

Podnoszę się do siadu i przylegam plecami do zimnych barierek mojego łóżka, które jeszcze niedawno, w połączeniu z Chuckiem, dawało mi nieludzką przyjemność.

A teraz wywołuje jedynie coś w rodzaju agonii.

Podciągam kolana do brody, przymykam zmęczone oczy i trwam tak, póki w progu mojego pokoju nie pojawi się Lizzy.

– Chryste, jak ty wyglądasz – mówi przerażona i dwa kroki później przysiada obok mnie.

Jej komentarz rozbawia mnie na tyle, że mogłabym się teraz gorzko roześmiać, ale zwyczajnie nie potrafię.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz