Rozdział 7

4.4K 190 161
                                    

HOPE


Przebudzam się z uśmiechem na twarzy.

Śnili mi się rodzice i pierwszy raz od dawna, to był przyjemny sen.
Od trzech miesięcy dręczą mnie koszmary, z nimi w roli głównej, a dziś śniło mi się naprawdę przyjemne wspomnienie, kiedy to lata temu jeździliśmy w trójkę na łyżwach, na pobliskim lodowisku.

Czułam się tak bezpiecznie, gdy po obu moich bokach czułam ich obecność. Obiema dłońmi złapałam mamę i tatę i sunęliśmy w trójkę po lodzie, szczęśliwi jak nigdy.

Otwieram oczy, mrugając kilka razy. Mój uśmiech momentalnie schodzi z twarzy, gdy widzę salon, zamiast mojego pokoju, i gdy do mojego umysłu wdziera się ta jedna, gnębiąca myśl, że to był tylko sen, a ich już nie ma.

Podnoszę się na łokciach i wzdrygam się w sekundzie.

- Boże... - mamroczę z szybciej bijącym sercem.

- Już mówiłem, Bambi. Wystarczy Chuck - mówi niewyraźnie, nie podnosząc nawet powiek.

Przyglądam się uważnie brunetowi leżącemu na drugim końcu kanapy i łączę wątki minionego wieczoru.

Teraz i Chuck minimalnie się podnosi i patrzy na mnie zaspanymi oczami.

- To była niezwykła noc, Parker... - mówi tajemniczo, czym wzbudza mój niepokój.

Odruchowo przenoszę wzrok na samą siebie i oddycham z niesamowitą ulgą, widząc, że mam na sobie ten sam dres, co wczoraj wieczorem. Powstrzymuję się od plaśnięcia się w czoło, bo jak w ogóle mogłam dopuścić do siebie taki scenariusz?!

Przez moment bez słowa walczymy ze sobą na spojrzenia. Chwilę później brunet jednym, sprawnym ruchem wstaje na równe nogi i podchodzi do okna, które wychodzi na jego dom.

A ja trwam w niezmiennej pozycji, zastanawiając się, kiedy oboje usnęliśmy. Pamiętam, że obejrzeliśmy sporo "Mission: Impossible", zanim odpłynęłam. Długie godziny spędziliśmy bez słowa, tak jak chciałam, nawet na siebie nie patrząc, więc mam szczerą nadzieję, że to on usnął pierwszy, a nie ja.

Cholera, nie taki był plan!

- Dzięki za nocleg - mówi, wyrywając mnie z zamyślenia.

Przenoszę wzrok na korytarz, w którym znika, zanim zdążę się odezwać. Słyszę zamykające się drzwi i znowu oddycham z ulgą.

Chwytam w dłoń telefon i spoglądam na godzinę. Szósta trzydzieści. Nie pamiętam kiedy wstałam tak wcześnie.

Jeszcze przez chwilę przeglądam telefon i uświadamiam sobie, że powinnam jak najszybciej porozmawiać z Mattem...


***


Szybko dociera do mnie, że w lodówce nie mam praktycznie nic do jedzenia, więc to kolejny, dobry powód, by pójść do Matta i poprosić go, by podwiózł mnie do sklepu.

Zatem niecałe trzy godziny po pobudce, stoję pod drzwiami domu mojego chłopaka i zastanawiam się, czy powinnam zadzwonić dzwonkiem lub zapukać, mimo że od wielu lat tego nie robię. Zazwyczaj wchodzę jak do siebie.

Jednak widok zaparkowanego obok Dodga sprawia, że przez chwilę walczę sama ze sobą, zanim pociągnę za klamkę.

Mam nadzieję, że śpi na górze, bo w końcu, po wczoraj pewnie ma kaca.
Przechodzę przez korytarz najciszej jak potrafię i dostrzegam go w kuchni. Stoi tyłem do mnie, robiąc coś przy blacie. Natychmiast odwracam wzrok, gdy dociera do mnie, że ma na sobie jedynie dresy i brak jakiejkolwiek koszulki.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz