Rozdział 15

4.1K 162 272
                                    

HOPE


– Co jest, Bambi? – pyta podejrzliwie, gdy przyglądam mu się odrobinę za długo.

Znowu się uśmiecham, tym razem na przezwisko którego użył, bo nagle zwyczajnie przestało mnie drażnić.

– Przepraszam za to, co powiedziałam w loży – zaczynam, marszcząc nos. – Że kim niby jesteś, żeby... – przytaczam, ale mi przerywa.

– Daj spokój – mówi ostro i kładzie dłoń na moim ramieniu. – Chodź.

– Poczekaj – zatrzymuję go tak, że cofa się z powrotem pod ścianę.

Znowu mu się przyglądam. Nagle nie potrafię przestać.

– Jesteś pijany? – pytam radośnie.

– Może trochę – odpowiada, mrużąc lekko oczy.

– Ja bardzo – mówię, mimo że nie pytał.

– Wiem, Bambi. Na dziś już ci chyba wystarczy – posyła mi ironiczny uśmiech.

– Mam ochotę cię pocałować – wypalam, zanim zdążę się rozmyślić i przygryzam wargę.

Brunet automatycznie się prostuje, sprawiając tym, że jest jeszcze trochę wyższy niż przed chwilą, i mimo obcasów muszę zadrzeć wysoko głowę, by odwzajemnić jego przenikliwe spojrzenie.

– To przez koks – mówi prawie beznamiętnym tonem i przełyka ślinę.

– Pewnie tak – wzruszam ramieniem, bo w tej chwili, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

– To nie jest dobry pomysł, Hope – wymawia moje imię tak niskim i kuszącym tonem, że teraz ledwo się powstrzymuję.

– Po prostu mi pozwól – kręcę lekko głową, nie rozumiejąc w tym momencie jego nastawienia.

Mam cholerną ochotę go pocałować, więc dlaczego niby nie mogę tego zrobić?

Charles przygląda mi się w taki sposób, że nie potrafię rozszyfrować jego myśli; jednak nie rusza się z miejsca.

Ani drgnie.

Dosyć śmiało kładę dłoń na jego ramieniu i staję na palcach, by zbliżyć się do jego twarzy.

Patrzę ostatni raz w jego błękitne, teraz lekko zagubione oczy, a potem niżej, na jego usta, i zauważam, że na moment wstrzymał oddech.

– Hope... Poważnie... – mamrocze milimetry od moich ust, a jego ciepły oddech delikatnie muska moją skórę, wywołując przyjemne dreszcze i sprawiając, że teraz już nie potrafię się powstrzymać.

Przyciskam swoje usta do jego ust. Nie robię nic wielkiego. Kradnę mu zwyczajnego, soczystego buziaka i tak jak myślałam, to cholernie dobre uczucie, więc robię to samo po raz drugi. Muskam jego usta minimalnie dłużej i chcę się odsunąć.

Jednak Chuck mi na to nie pozwala. Zatrzymuje mnie stanowczym ruchem, obejmując w talii i przysuwając maksymalnie blisko, po czym pochyla się nade mną tak, że w końcu mogę przestać stać na palcach.

Nasze spojrzenia się krzyżują, moje serce przyspiesza jeszcze bardziej, a w jego oczach dostrzegam iskry walki, którą toczy teraz sam ze sobą.

– Pieprzyć to – mówi tak cicho, że ledwo zdołam usłyszeć i teraz to on przyciska swoje usta do moich.

Najpierw błądzi po nich delikatnie, wręcz niepewnie, ale już sekundy później staje się bardziej zachłanny. Jakby już nie potrafił się wycofać. Jedną dłoń niezmiennie trzyma na mojej talii, zaciskając na niej palce, podczas gdy drugą gładzi czule mój policzek, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojej skóry. Nasze wargi ocierają się o siebie powoli, ale namiętnie, badając każdy milimetr, jakbyśmy mieli na to całą wieczność... i jakbyśmy czekali na to całą wieczność.

Mój sąsiad - dupek [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz