Rozdział 3: Nowe uczucia, stare tradycje

216 19 7
                                    

Ostatni tydzień wakacji z Evanem minął w mgnieniu oka. Spędzaliśmy go, grając w szachy czarodziejów, przeglądając stare księgi z zaklęciami i rozmawiając o przyszłości. Było to jednocześnie ekscytujące i frustrujące, bo musieliśmy uważać na każde słowo. Dom Blacków miał uszy, a każdy fałszywy krok mógł nas wpędzić w kłopoty. Chciałem wspomnieć Evanowi o tym, co stało się z Syriuszem. O tym, co uczyniła moja matka z naszym drzewem genealogicznym. Ale musiałem się powstrzymać. Wiedziałem, że będę mógł to zrobić dopiero po przyjeździe do Hogwartu.

Teraz, stojąc w salonie, czułem mieszankę niepokoju i ekscytacji. Matka, była jak zawsze niesamowicie dokładna. Sprawdzała, czy mam wszystkie książki, czy mój wizerunek jest nienaganny, bo przecież Blackowie zawsze musieli wypaść bardzo dobrze. Walburga, z wiecznie zaciśniętymi wargami i przenikliwym spojrzeniem, dbała o każdy szczegół. Syriuszowi nigdy to nie odpowiadało, i jak zwykle, zjawiał się na peronie w niechlujnie pogniecionej koszuli, która w połowie była rozpięta i wsunięta w spodnie. Jego krawaty nigdy nie były dość ściśnięte, a luźno ułożone na jego torsie. Wiele razy marzyłem, by pojawić się z Syriuszem w takim wydaniu na dworcu. Nigdy jednak nie miałem odwagi na postawienie się rodzicom, nie czułem takiej potrzeby.

— No, teraz wyglądasz przykładnie, jak na Blacków przystało — mruknęła Walburga, wyrywając mnie z zamyślenia. Byłem jej za to wdzięczny, bo myśli o bracie pojawiały się coraz częściej wraz z upływem czasu, odliczającym nasz odjazd do szkoły.

— Nasz jedyny syn nigdy nie przyniósł nam wstydu, Walburgo — wtrącił ojciec, przyglądając się nam z boku. Powstrzymałem w ostatniej chwili wzdrygnięcie się na jego słowa. Nowa rzeczywistość wciąż paliła moje serce. Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek uda mi się do tego w pełni przywyknąć. Orion, z surowym wyrazem twarzy oraz wzrokiem pełnym oczekiwań, nie znał pojęcia litości ani wyrozumiałości. Tak samo jak matka.

— Masz rację — mruknęła pod nosem, jeszcze raz uważnie lustrując mnie od góry do dołu, jakby nigdy nic. Jakby Syriusz nigdy nie istniał. Uśmiechnęła się chłodno, a gdy spojrzała w moje oczy, na nowo powaga wykwitła na jej twarzy. — Regulusie — zaczęła spokojnie.

— Tak? — Starałem się przyjąć postawę taką, jakiej wymagali ode mnie rodzice. Niewzruszoną. Oraz przyjąć rolę, którą na mnie narzucono bez możliwości wyboru. Jedynego syna.

— Pamiętaj, żeby przyłożyć się do nauki — powiedziała, ostatni raz poprawiając pelerynę z drogiego, specjalnie zamówionego materiału. Cofnęła się zadowolona.

— Oczywiście. Zawsze się do niej przykładam — wychrypiałem, czego niemal od razu pożałowałem, słysząc ojca.

— Miej na uwadze, że twoje wyniki z transmutacji były poniżej średniej. Chyba nie sądzisz, że to wystarczy? Ród Blacków od pokoleń miał samych wyśmienitych, zdolnych uczniów, którzy wyrastali na diabelnie dobrych czarodziejów. Na pewno zdajesz sobie sprawę, że pragniemy, by tradycja ciągnęła się dalej.

Rozchyliłem wargi, lecz zanim udało się mi wytłumaczyć, matka już mówiła.

— Ojciec ma rację, Regulusie. Nie możesz pozwolić sobie na powtórzenie wyników z zeszłego roku. Oczekujemy, że oswojenie transmutacji przyjdzie ci
z dużo większą swobodą.

— Tak, matko — odpowiedziałem grzecznie, choć wewnątrz byłem niespokojny, może nawet trochę przerażony. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści.

Ojciec zbliżył się w końcu i przede mną stanął. Wysoki i imponujący, zawsze emanował autorytetem. Jego surowe rysy twarzy były teraz jeszcze bardziej wyostrzone przez poranne światło wpadające przez okna salonu. Przenikliwe oczy spoglądały na mnie uważnie. Przy jego boku czułem się mniejszy, jakby mój własny cień zniknął pod jego dominującą obecnością.

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz