Rozdział 17: Klub warty pomyłki

139 10 10
                                    

Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę 🙌🏻🙌🏻

Wygląda na to, że nie umiem pisać krótszych rozdziałów, niż te, które Wam przedstawiam, ale mam nadzieję, że na to nie narzekacie 🙌🏻 Rozdział miał się zakończyć nieco dalej, ale wyszło tak dużo słów (8225), że postanowiłam zakończyć go tutaj.

Kolejny mam już gotowy, musi iść do sprawdzenia. Dodam go po 4 września, wtedy wracam z wakacji. Powinniście być zadowoleni, mam taką nadzieję :3

Ps. Będę bardzo wdzięczna za jakąś opinię od Was na temat tego, co dla Was piszę, bo nawet nie wiem czy Wam się podoba, czy jednak jest nudne 🤪

*

Wieczór spowił zamek w chłodny, ciemny płaszcz, gdy szedłem z Pandorą przez korytarze w kierunku miejsca, w którym bardzo nie chciałem się dziś znaleźć. Jednak, jak każdemu wiadomo, rzadko kiedy odpowiednie wybory wiązały się z przyjemnościami, jeśli trzeba było za coś odpowiedzieć. Choć w tym wypadku raczej wizyta u Slughorna nie wiązała się z mówieniem prawdy, a lekkim kręceniem, jeśli chciało się uniknąć konsekwencji. Miałem tylko nadzieję, że nie zaszły żadne zmiany i Mulciber, z wciąż trzeźwym myśleniem, będzie się trzymał odpowiedniej wersji wydarzeń. W innym wypadku całą naszą czwórkę spotka nieprzyjemna kara. Ze względu na zawiłość sytuacji profesor zapewne dałby nam porządny szlaban, po którym mielibyśmy dosyć wszystkiego - zwłaszcza kolejnych durnot.

- Nie musisz dalej ze mną iść - mruknąłem cicho, czując jak przy każdym wydechu chłód z korytarzy osiada na mojej skórze, zmuszając mnie do otulenia się mocniej szatą. Rozejrzałem się po otoczeniu i westchnąłem cicho. Wokół nas nieustannie ktoś przechodził, a wolałbym jednak pozostawać niezauważalny - i to nie tak, że ktoś miałby w ogóle zwrócić na mnie szczególną uwagę, bo nie byłem tak znany, jak Syriusz i jego kumple, choć z pewnością kojarzono mnie z tego, że jestem bratem największego kawalarza w Hogwarcie. Ja po prostu nie lubiłem się wychylać, a na dodatek czułem, że wszystko mnie męczyło - hałas, ludzie, cała ta ciągła aktywność bez chwili wytchnienia.

- Wiem - Pandora powiedziała cicho. Jej głos ledwie przebijał się przez szmer kroków innych uczniów.- Ale dobrze wiedzieć, że ktoś jest obok.

Przez chwilę szliśmy dalej w milczeniu, a ja złapałem się na tym, że moje myśli bardzo zwolniły. Ciężko było mi cokolwiek solidnie przeanalizować, a przecież miałem sporo tematów do przemyślenia. I to w bardzo krótkim czasie.

Zatrzymałem się nagle i chwyciłem delikatnie Pandorę za przedramię, by także to zrobiła. Spojrzałem jej w oczy- te niebieskie, spokojne oczy, które zdawały się widzieć więcej, niż ktokolwiek by przypuszczał.

- Doceniam to, ale pójdę dalej sam- odpowiedziałem, wiedząc, że i tak zaraz będzie musiała wracać do swoich własnych spraw. W końcu miała jeszcze do napisania wiele stron referatu. Nie było tak więc potrzeby zawracania jej dłużej głowy. Poza tym ja też potrzebowałem chwili dla siebie, aby zebrać myśli przed tym, co miało mnie spotkać w gabinecie Slughorna.- W porządku? - przyjrzałem się jej dokładnie dla upewnienia, że zrozumiała o co chodzi. I tak się właśnie stało.

Pandora uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową, wiedząc, że jestem gotów poradzić sobie już sam. Byłem przekonany, że przecież dam radę, bo byłem już dużym chłopcem. Choć miałem dziwne wrażenie, iż ta cała pewność we mnie była nieco krucha, jednak nie chciałem dłużej się nad tym zastanawiać, bo im dalej w las - tym gorzej dla mnie i mojego trzeźwego myślenia, a nie mogłem sobie pozwolić na żaden błąd w rozmowie z profesorem.

- Jasne, jeśli będziesz potrzebował ze mną rozmowy...no wiesz, tak zwyczajnie po tej konfrontacji, będę w Pokoju Wpólnym Krukonów - poczułem na ramieniu jej delikatny dotyk. Był słabo wyczuwalny, jak powiew wiatru, który zaledwie muska skórę. - Jeśli odpowiesz dobrze na zagadkę, wejdziesz, a o to akurat się nie martwię, masz tęgi mózg...na to przynajmniej wygląda.

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz