Rozdział 7: Stare przywiązania, nowe postanowienia

232 16 14
                                        

Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę 🥺🖤

Pierwszy dzień zajęć w nowym roku szkolnym zaczął się dla mnie od lekcji zielarstwa. Pogoda była typowa dla wrześniowego poranka – chłodna mgła otulała zamek, a rosa osiadała na trawie, lśniąc w bladym świetle porannego słońca. Ubrany w szkolną szatę Slytherinu, szedłem powoli w stronę szklarni, próbując przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia, których mógłbym dziś potrzebować.

Towarzyszył mi Evan, szedł obok mnie, opowiadając o swoich wakacjach we Francji. Jego głos był pełen energii i podekscytowania, gdy mówił o tym, co udało mu się zwiedzić podczas rodzinnego wypadu nad morze. Słuchałem go jednym uchem, myślami jednak będąc już przy nadchodzącej lekcji. Próbowałem się skupić tylko na niej, byleby nie pozwolić na napływające tematy Syriusza, intruzów w naszym dormitorium czy mojego ukradzionego łóżka. Zielarstwo zawsze wydawało mi się interesujące, choć może nie tak fascynujące, jak eliksiry czy zaklęcia. Zastanawiałem się, co profesor Sprout przygotowała dla nas na pierwszy dzień. Nigdy nie było wiadomo, czym tym razem nas zaskoczy, a mnie zależało, by kolejny rok z rzędu być wyśmienity.

- Myślisz, że zaczniemy od czegoś prostego? - zapytał Evan, przerywając moją wewnętrzną walkę w głowie.

- Czytasz mi w myślach?- westchnąłem, zerkając na przyjaciela z oszczędnym uśmiechem. Evan od naszej ostatniej rozmowy o Syriuszu i Mulciberze miał mnie na oku, uważnie mnie obserwował, próbując wybadać teren, jednak ja właściwie nic nie pozwalałem mu zauważyć. Nie czułem na razie takiej potrzeby.

- Może jakieś podstawy o magicznych roślinach? Albo od razu rzuci nas na głęboką wodę?

Zamyśliłem się na moment i w końcu wzruszyłem ramionami.

- Zobaczymy. Mam nadzieję, że będzie coś ciekawego. Profesor Sprout zawsze ma w zanadrzu nietypowe rzeczy. - skrzywiłem się na samo wspomnienie lekcji z zeszłego roku, gdy prawie straciłem słuch przez Mandragorę, którą Evan wyjął w niewłaściwy sposób.

- Cokolwiek by to nie było, chcę sobie tylko z tym poradzić. Nie wiem po co zapisałem się na te zajęcia.- skrzywił się i rozejrzał po otoczeniu. Parsknąłem pod nosem w odpowiedzi, nie mogąc się powstrzymać, na co Rosier szturchnął mnie łokciem w bok.

- Twoje wybory czasem są całkiem pozbawione sensu - odparłem, poprawiając torbę na ramieniu, która przez ciężar nieco wprawiała mnie w dyskomfort. Spojrzałem spokojnymi oczami na blondyna.- Ale spójrz na to z innej strony. Dzięki tobie nie wywinąłem jeszcze na zajęciach żadnego numeru Avery'emu, za który mógłbym pójść do kozy. To twoja specjalność.

- Może przydałby ci się choć jeden szlaban. Myślę, że satysfakcja ze zrobienia Avery'emu małego magicznego psikusa byłaby tego warta.- posłał mi głupi uśmiech. Evan uwielbiał stroić sobie żarty z Thaddeusa. Robił to tylko wtedy, gdy ślizgon nie chciał dać mi spokoju, wtrącając się w moją przestrzeń, więc można by powiedzieć, że zdarzało się to dość często. Ja, aż do incydentu z dzieleniem pokoju, nie reagowałem na zachowanie ślizgona. To zawsze irytowało Barty'ego i Evana. Rozumiałem ich, ale ja zwyczajnie nie chciałem pogarszać sytuacji.

- Daj spokój - mruknąłem. - Gdyby moja matka tylko dowiedziała się o jakimkolwiek wybryku, ukatrupiłaby mnie.

Evan skrzywił się na moje słowa. Dobrze rozumiał moje pobudki, wiedział, że moja matka bywa szalona na punkcie dyscypliny i ogólnie wszystkiego co dotyczyło naszej rodziny oraz jej dobrego imienia. A kawał wydawał się być już niedopuszczalny. Gdyby tylko dowiedziała się o tym, co uczyniłem Mulciberowi w zeszłym roku, biorąc pod uwagę, jak bardzo jego rodzina jest wpływowa...

Wzdrygnąłem się na samą myśl.

- Jest wybitnie surowa.

- Ciężko się nie zorientować.

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz