Rozdział 20: Znajome brzmienie

63 7 3
                                    

To mój ulubiony rozdział ze wszystkich tutaj :3

Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę i komentarz, to motywuje mnie do szybszego napisania kolejnej części 🙌🏻

.

Upadłem na ziemię. Kamienna posadzka pod moimi dłońmi była zimna, a chłód przenikał mnie do szpiku kości, jakby zamek chciał wciągnąć mnie w swoje mroczne czeluści. Korytarz, w którym się znalazłem, wydawał się jeszcze bardziej opuszczony i cichy niż zwykle. Pochłaniała mnie ciemność, od której nie mogłem uciec. Gdzieś w oddali migotała słaba pochodnia, ale jej światło nie docierało tutaj, do tego miejsca, które znało tylko ciszę.

Jeszcze kilka godzin temu siedziałem naprzeciw matki w ciasnym powozie, otoczony mrokiem, który wydawał się już wtedy nie do zniesienia. Ostry, chłodny ton jej głosu wciąż rozbrzmiewał w moich myślach, jak echo, które nie chciało ucichnąć. A potem... Śmiertelny Nokturn. Spotkanie z Greybackiem. Jego słowa, które nieprzerwanie wybrzmiewały w mojej głowie: „zginiesz szybko" oraz paraliżujący mnie strach. Matka patrząca na mnie, jakby czekała, aż ten strach w końcu mnie pochłonie.

Czułem, jak całe napięcie tego dnia uderza we mnie naraz. Moje dłonie zacisnęły się na twardym kamieniu, palce zbielały od siły uścisku, ale nie miałem w sobie ani krzty mocy, by się podnieść. Świat wokół mnie zaczął się zacierać, jakby wszystko, co widziałem i czułem, traciło swoje znaczenie. Z każdą chwilą mrok zyskiwał nade mną przewagę.

Opuściłem głowę, a mój oddech stawał się coraz bardziej nierówny, jakbym nie mógł złapać tchu. Próbowałem walczyć z falą emocji, ale wspomnienia dzisiejszego dnia zaczęły się we mnie wdzierać, jedno po drugim, jak sztylety. Drwiący uśmiech Greybacka, jego cuchnący oddech, którym niemal mnie dusił, a potem lodowaty głos matki, wbijający we mnie każdą sylabę jak ostrze. Obraz jej odchodzącej sylwetki, gdy zostawiła mnie w tej ciemnej odchłani, bez cienia wahania.

Nie mogłem już dłużej trzymać się pozorów. Zacisnąłem zęby, próbując zapanować nad sobą, ale nagle wybuchłem. Łkanie wyrwało się z mojego gardła, najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż wypełniło cały ten opuszczony korytarz. Drżałem na posadzce, a moje ciało poddawało się falom bezradności, które mnie ogarniały.

Byłem w tym sam.

Nie wiedziałem, ile minęło, odkąd upadłem na kolana. Czas w tym mrocznym, opustoszałym miejscu stracił jakiekolwiek znaczenie. Mogłem tkwić tam godzinami, a może tylko kilka minut – nie miało to znaczenia. Moje ciało powoli przestawało drżeć, łkanie w końcu cichło, ale chłód i ciężar tego dnia wciąż przytłaczały mnie jak głaz.

W końcu zebrałem w sobie resztki sił, by unieść się na nogi. Moje dłonie, wciąż drżące, oparły się na zimnych kamieniach ściany, gdy podnosiłem się z posadzki. Zrobiłem głęboki, chrapliwy wdech, próbując odzyskać choć trochę kontroli nad sobą, mimo że czułem, jak moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Nogi miałem jak z waty, a każdy krok był jak walka z niewidzialną siłą, która chciała mnie z powrotem sprowadzić na ziemię.

Nie wiedziałem, co robić dalej. Dormitorium było ostatnim miejscem, do którego chciałem teraz wracać. Wiedziałem, że Evan i reszta wciąż byli tam na nogach - może prowadząc te same, bezsensowne rozmowy, a może śmiejąc się z rzeczy, które teraz wydawały mi się tak odległe. Nie mogłem znieść myśli, że musiałbym tłumaczyć się z tego, co się wydarzyło. A dzisiaj było inaczej. Dzisiaj czułem się tak, jakby coś we mnie pękło.

Odepchnąłem się od ściany i ruszyłem przed siebie, choć każdy krok wydawał się sprawiać ból. Zamek był cichy, prawie martwy, ale to była cisza, która nie przynosiła ukojenia. Pochodnie na korytarzach rzucały blade światło na kamienne ściany, a długie cienie zdawały się mnie śledzić, sunąc po ziemi jak cienie przeszłości, przed którą nie mogłem uciec.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 11 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz