Rozdział 6: Nieproszeni goście

269 12 4
                                        

Blask pochodni migotał na ścianach, rzucając długie cienie, a powietrze było chłodne i wilgotne. Kamienne korytarze zamku Hogwartu rozbrzmiewały echem kroków i głośnych rozmów uczniów, którzy wracali do swoich dormitoriów po letnich wakacjach. Między nimi dało się wyróżnić trzy najdonośniejsze głosy, gdy razem z przyjaciółmi postanowiliśmy zrobić wyścig do pokoju Ślizgonów.

- Kto ostatni, ten gorszy od tłuczka! - zawołał Bartemiusz, jego głos rozbrzmiewał echem, odbijając się od ścian.

Przyspieszyłem kroku, przeskakując po dwa stopnie na raz. Minąłem obrazy czarodziejów, którzy z ciekawością przyglądali się naszej szaleńczej gonitwie. Przecisnęliśmy się we trójkę przez garstkę ślizgonów, ignorując ich niezadowolone i zaskoczone pomruki. Evan, nie chcąc być gorszy, biegł jak szalony, wyprzedzając mnie. Sapnąłem w niedowierzaniu, bo zawsze byłem od niego szybszy, a to oznaczało, że przez wakacje dużo trenował.

Gdy zbliżaliśmy się do lochów, powietrze stawało się coraz chłodniejsze, a zapach wilgoci wypełniał nasze nozdrza. Kamienne ściany zdawały się być bardziej surowe, a światło pochodni rzucało bardziej upiorne cienie.

- Zaraz tam będziemy! - krzyknął Bartemiusz, przyspieszając jeszcze bardziej. Próbował mnie wyminąć, na co nie pozwoliłem. Sapnął z frustracji.- Niech to.

Wbiegliśmy do lochów, gdzie ciemność zdawała się być jeszcze gęstsza. Ściany były tu bardziej mokre, a echo naszych kroków odbijało się od nich w nieprzyjemny sposób. Przed nami wyłaniał się już masywny obraz przedstawiający mężczyznę w ciemnej, zielonej szacie z wężem owiniętym wokół jego ramienia. Był on bramą do pokoju wspólnego Slytherinu.

Evan dopadł do obrazu jako pierwszy, jego oddech był szybki i ciężki. Wyszeptał hasło, które brzmiało niemal jak syk węża: "Serpensortia."

Obraz natychmiast się odsunął, odsłaniając wejście do salonu Ślizgonów. Za progiem rozciągał się szeroki korytarz wyłożony ciemnym, polerowanym kamieniem, który połyskiwał w słabym świetle pochodni. Evan zniknął w przejściu, a my tuż za nim, czując, jak chłodniejsze powietrze lochów ustępuje przyjemnemu ciepłu salonu.

Korytarz prowadzący do Pokoju Wspólnego był ozdobiony zielonymi gobelinami, przedstawiającymi sceny z historii Slytherinu i jego założyciela. Po bokach korytarza stały smukłe, czarne kolumny, a z ich szczytów zwisały metalowe, misternie zdobione lampy.

Wbiegając do salonu, od razu spotkaliśmy się ze zmianą temperatur. Ciepło bijące od ogromnego kominka, w którym płonął ogień, rozchodziło się po całym pomieszczeniu, tworząc przytulną, choć nieco upiorną atmosferę. Kominek był wykonany z czarnego marmuru, z wyrytymi na nim wzorami węży, które zdawały się poruszać w migoczącym świetle ognia.

Pokój był urządzony w ciemnych, eleganckich kolorach - dominowały zielenie, srebro i czernie. Na ścianach wisiały portrety znanych ślizgonów, ich oczy śledziły nas, gdy przebiegaliśmy obok. W kątach pokoju stały masywne, czarne regały wypełnione starymi księgami, których grzbiety połyskiwały w słabym świetle. Ozdobne żyrandole, wykonane z kutego żelaza i ozdobione szmaragdami, rzucały
światło na całą przestrzeń.

W salonie panował ogólny gwar. Paru ślizgonów siedziało w wygodnych fotelach, rozmawiając i śmiejąc się. Inni w pomieszczeniu przeglądali swoje bagaże podręczne w pośpiechu, a reszta zbierała się już na kolację w Wielkiej Sali. Nasze nagłe pojawienie się wywołało krótkie spojrzenia i komentarze, ale szybko wszyscy wrócili do swoich zajęć, nie tracąc więcej swojego czasu na naszą trójkę.

Rosier dotarł do drzwi dormitorium jako pierwszy. Otworzył je z impetem, wpadając do środka z szerokim uśmiechem. Powietrze w pokoju było cięższe i chłodniejsze niż w korytarzu, wypełnione zapachem starych mebli.

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz