Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę lub komentarz
Gwiazdka = motywacja 👉🏻👈🏻
Jesienny wieczór na Błoniach pachniał wilgotną ziemią i chłodem, który wślizgiwał się pod szaty, przypominając mi, że wkrótce nadejdą jeszcze zimniejsze dni. Powietrze było rześkie, przesycone aromatem dymu z zamkowych kominów, a ciemniejące niebo wyglądało jak płótno, na którym rozlewały się atramentowe chmury. Było już późno – później, niż zamierzałem zostać – ale ostatnie promienie zachodzącego słońca wciąż barwiły horyzont bladą pomarańczą.
Evan i ja obniżaliśmy lot, sunąc nad trawiastą murawą, zanim gładko dotknęliśmy stopami ziemi. No, prawie gładko, ponieważ mojego buta zahaczył o coś twardego i zanim zdążyłem się zorientować, straciłem równowagę.
Wykonałem niezgrabny krok do przodu, próbując się wybronić, ale to nie był mój dzień. Miotła niemal wypadła mi z rąk, a ja, w zupełnie niegodnym siebie ruchu, musiałem podeprzeć się dłonią, żeby nie wylądować twarzą w wilgotnej trawie. Zanim jeszcze zdążyłem w pełni się podnieść, dobiegł mnie cichy chichot. A potem następny.
— Och, Merlinie, widziałaś to?
— To było takie urocze.
Urocze? Że co?
— Nigdy nie widziałam go zdezorientowanego, to fascynujące.
Przymknąłem na sekundę oczy, zaciskając zęby.
Grupa Ślizgońskich uczennic stała niedaleko, przyglądając się całemu zajściu z rozbawionym błyskiem w oczach. Ewidentnie cieszyło je to, co zobaczyły, i wcale się z tym nie kryły.
Evan jęknął teatralnie, jakby to właśnie on doznał największego upokorzenia w tej sytuacji.
— No świetnie. Teraz żałuję, że twoje słowa nie okazały się prorocze, to ja wolałbym jednak spaść z miotły. Może wtedy one też by się mną zainteresowały.
Prychnąłem, prostując się i otrzepując szatę.
— Nie spadłem z miotły. Potknąłem się. O kamień. – Powiedziałem, mrużąc na niego oczy w ostrzeżeniu.
— Oczywiście. — Evan pokiwał głową z przesadną powagą, ale jego usta drżały od powstrzymywanego śmiechu. — To zawsze są kamienie, prawda?
Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, ale on po prostu wzruszył ramionami i rozłożył ręce w teatralnym geście. Na nim to już nie robiło wrażenia, co uznałem za ogromną stratę. Wcześniej czuł do mnie więcej szacunku. Wcześniej wszyscy ogólnie czuli do mnie większy respekt, ale w którymś momencie zrezygnowałem z bycia aż takim odizolowanym dupkiem. Dokładniej w momencie, kiedy postanowiłem zaprzyjaźnić się z Evan'em i Barty'm tak naprawdę.
— Wiesz, czasem zastanawiam się, co ty masz takiego, czego ja nie mam. Bo, Merlinie, Black, ty jesteś przerażający. A one i tak na ciebie lecą.
Zmarszczyłem brwi, posyłając mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
— Oczywiście, że nie masz. — Evan przewrócił oczami. — Bo ty nigdy o tym nie myślisz. Nigdy nie zauważasz, że możesz przejść przez korytarz bez słowa, a uczennice i tak będą się oglądać. A potem powiesz jedno zdanie, najlepiej takie, w którym umniejszasz ich istnienie, a one zachowują się, jakbyś właśnie szeptał im słodkie wyznania do ucha. Doskonałym przykładem jest Amelia Bones.
Skrzywiłem się na samą myśl.
— To nie moja wina, że niektóre osoby mają dziwne priorytety.
— Niektóre? — Evan uniósł brew, patrząc na grupkę dziewczyn, które właśnie odwróciły się do siebie, chichocząc i ewidentnie analizując każdą sekundę mojego spektakularnego „potknięcia".
CZYTASZ
Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •
FanfictionRegulus Arcturus Black to postać pełna sprzeczności. Z jednej strony czuje się zdradzony przez swojego brata, Syriusza, który opuścił rodzinny dom, z drugiej strony coraz częściej kwestionuje moralność i zasady, którymi kieruje się jego rodzina. Wr...
