Rozdział 14: Złamane nadzieje

139 11 3
                                    

Hej, hej! Przychodzę z rozdziałem :3 W tym tygodniu dodam jeszcze jeden. Wybaczcie, że tyle czekaliście, ale wakacje, wakacje, wakacje i dużo wyjazdów.

Będę wdzięczna za każdą gwiazdkę i komentarz 🫶🏻 dajcie znać czy Wam się podoba.

Tymczasem, miłego czytania!

___________________________

Rzadko kiedy zdarzało się, żeby Pokój Wspólny Slytherinu wiał pustką. Nocą, kiedy wymykałem się na spacery było jasne, że każdy śpi, a nawet jeśli ktoś tego nie robił to zwyczajnie pozostawał w swoim dormitorium, nie chcąc zostać przyłapanym przez prefekta, którym od zeszłego roku był Severus Snape. Za dnia jednak, Ślizgoni kręcili się po salonie, odpoczywając przed posiłkami, rozmawiając z przyjaciółmi lub zwyczajnie zajmując się własnymi sprawami. Dziś natomiast poza mną nikogo nie było. Kiedy stanąłem na środku pomieszczenia zacząłem zastanawiać się czy coś z rodzaju uroczystości czy ogłoszenia nie wyleciało mi z głowy, jednak po dłuższym namyśle stwierdziłem, że to nie może być to. Postanowiłem się więc tym nie przejmować. Byliśmy po prostu mocno spóźnieni.

Kompletnie nieprzejęty godziną na zegarze zajmowałem miejsce po środku kanapy. Z rozłożonymi rękami i odchyloną głową na oparciu, czekałem na Evana, który jeszcze nie wrócił z łazienki. Poruszałem niespokojnie stopą, myśląc nad tym czy uda mi się jeszcze skonsumować coś na śniadanie. Pierwszy raz od czterech dni miałem apetyt i liczyłem na to, że jeszcze zaliczymy Wielką Salę, nim ktoś nas wygoni na zajęcia.

Evan jednak guzdrał się niemiłosiernie, a moja nadzieja z każdą chwilą malała coraz bardziej, wprawiając w niezadowolenie mój brzuch, który od kilku minut domagał się posiłku.

- Na litość Merlina, przez twój burczący żołądek zaraz wypadną mi bębenki - nagłe zrzędzenie nad moją głową, wprawiło mnie w kompletny bezruch.

Moja stopa zatrzymała się w powietrzu, zanim zdążyła uderzyć o podłogę okrytą zgniłozielonym dywanem, a moje płuca odmówiły na moment poprawnej pracy. W jedynym ruchu pozostawały moje myśli, gdy zastanawiałem się nad tym, czy aby na pewno moje uszy się nie przesłyszały.

- Mówię do ciebie. Idź stąd. Jest wcześnie, a ja chcę jeszcze pospać.

Tym razem byłem pewien, że mój słuch i trzeźwość umysłu nie szwankują. Zwłaszcza, gdy po wypowiedzianym zdaniu usłyszałem głośne niezadowolone prychnięcie.

Otworzyłem oko i spojrzałem w górę na ścianę, do której przylegał lewy bok trzyosobowej skórzanej kanapy. W pozłacanej prostokątnej ramie wisiał niewielki obraz, któremu teraz mogłem dobrze się przyjrzeć. Portret przedstawiał mężczyznę w średnim wieku, o eleganckim i nieco arystokratycznym wyglądzie. Jego twarz była surowa, z wyraźnie zarysowaną szczęką, prostym nosem i cienkimi ustami, które obecnie były zaciśnięte w wyrazie niezadowolenia. Miał ciemne, krótko przycięte włosy, które układały się w lekkie fale, oraz brodę starannie przystrzyżoną w stylu z minionych epok. Oczy mężczyzny były intensywnie niebieskie, przeszywające i bystre, jakby potrafiły przejrzeć na wylot każdego, kto ośmielił się zbliżyć. To był ten sam obraz, który przyłapał mnie na nocnej ucieczce z dormitorium, teraz mogłem uważnie mu się przyglądać, nie mając wcześniej na to okazji.

- I na co się tak gapisz? - mówił dalej, mrużąc gniewnie swoje małe oczy.- Ducha zobaczyłeś czy jak? Umiesz mówić?

Otworzyłem drugie oko, by wyostrzyć obraz i uniosłem brew.

- No proszę, taki niewielki, a tyle gada.- mruknąłem, nie siląc się na bycie miłym. Patrzyłem na portret z pewnym wyrazem znudzenia, oczekując jego odpowiedzi.

Sekret Czarnej Krwi • Jegulus •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz