Rozdział 5

303 34 3
                                    

LILY

Czy dobrze robię gotując kolacje dla profesora Hamiltona? Czy nie byłoby prościej dać mu jakiś upominek, butelkę alkoholu? Mogłabym rzucić to w niego, krzyknąć „dziękuje" i uciec. A zamiast tego poznałam uroczą kucharkę imieniem Ann, która odłożyła dla mnie piękny kawałek dorsza i dała świetny przepis na dorsza w susie curry... Henry wiedział doskonale co robi i tylko nie wiem po co.

Na całe szczęście nikt mnie nie widział, jak szłam z talerzami w stronę kwater nauczycieli.

By Gabriel nie myślał, że się jakoś starałam, ubrałam dwuczęściowy bawełniany strój z krótkimi szortami i bluzeczką bez ramiączek... No może trochę się postarałam....

Wzięłam głęboki wdech i kopnęłam dwa razy jego drzwi. Henry dokładnie poinformował mnie, gdzie mieszka Gabriel... Już nic nie mówiłam i uciekłam z gabinetu ciesząc się jednocześnie, że nie muszę nikogo innego pytać.

Otworzył drzwi i miałam wrażenie, że zbladł.

-Co chcesz? – Spytał.

-Mam jedzenie! Pomyślałam, że jesteś głodny. - Nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka.

-Wszędzie wchodzisz bez zaproszenia? – Zamknął za mną drzwi.

Salon był podobny do tego który miałam z Eliotem.

-Chciałam podziękować. – Położyłam talerze na stolik. - Za wczoraj. Gdyby nie ty, pewnie dzikie zwierzę mnie by zaatakowało. – Uśmiechnęłam się. – Przeszkadzam w przerwie na herbatę? – Wskazałam na pełną filiżankę.

-Nie jest to herbata rumiankowa! – Oznajmił nagle i wziął głęboki wdech. - Już wczoraj podziękowałaś. – Wrócił do głównego tematu.

-Jednak uważam, że zwykłe podziękowania nie wystarczą. Dlatego ugotowałam nam kolację! Mam nadzieje, że będzie ci smakowała moja kuchnia! Dostałam świetny przepis na dorsza w sosie curry!

Mężczyzna westchnął i podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę wina. Nalał do kieliszków i podał mi jeden.

-Możemy tak...? Jutro pracujemy...

-Trochę wina nam nie zaszkodzi. – Stwierdził.

-Na pewno się na ciebie nie rzucę! – Zażartowałam śmiejąc się przy tym. Po chwili otoczyła nas niezręczna cisza.

Jak ja coś powiem...

-To znaczy... - Musze jakoś uratować sytuacje. – Jesteś bardzo przystojny i z chęcią bym się na ciebie rzuciła! Rozepnij guziki koszuli a jestem twoja! – Zaczęłam się śmiać, a on stał na środku salonu z kieliszkiem wina w ręku. – Zgłosiłeś w ogóle to wino? – Lepiej zmienić temat.

-Usiądźmy, jestem ciekawy tego dorsza. Obiecuję, że nie będę rozpinał guziki swojej koszuli.

-Nie miałabym nic przeciwko... - Mruknęłam pod nosem mając nadzieje, że tego nie usłyszał.

-Moja klatka piersiowa różni się od twojego męża. – Jednak słyszał.

-Prawda... Ty jesteś umięśniony... To znaczy, nie wiem! To widać?

Zaczął się śmiać.

-Chodzi mi bardziej o to, że on zawsze był gładki? A ja jednak lubię zachowywać atuty męskości...

Czyli chodzi mu o to, że ma włosy na klatce piersiowej? Od zawsze byłam tylko z Eliotem, więc nigdy nie dotykałam owłosionej klatki... Boże, o czym ja myślę?

-Z chęcią bym dotknęła... - Powiedziałam nagle i zrobiłam wielkie oczy. – Twoich włosów! – Źle! – Na głowie?!

-Nie pozwolę ci zaplatać warkoczyków...

Pierwsza miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz