Rozdział 19

254 34 2
                                    

LILY

-Ładne szycie. – Stwierdził Henry oglądając moje dzieło. - Teraz wystarczy opatrzyć inne rany i będzie wszystko w porządku.

-Mogę to zrobić! – Zgłosiłam się, ponieważ nie chciałam z nim rozmawiać. Chyba wstydziłam się tego, że jestem bezdomna.

-Świetnie, że tu jesteś... - Powiedział uważnie mi się przyglądając. -Wolontariat? – Spytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Mówiłaś Beth, że w schronisku mieszka pielęgniarka. Nie mogła ci pomóc? – Zwrócił się do kierowniczki, a ja unikałam jego wzroku opatrując ranną nieznajomą.

-To właśnie ona... - Wyznała Beth.

Odważyłam się spojrzeć mu w oczy i o dziwo nic z nich nie mogłam wyczytać. Nie było zdziwienia, szoku, obrzydzenia... Nic.

-Nie muszę dzisiaj już wracać do szpitala, może obejrzę mieszkańców? – Zwrócił się do Beth. - Przy okazji sprawdzę czy schronisko czegoś nie potrzebuje.

-No to chodźmy zobaczyć, czy ktoś potrzebuje twojej pomocy. – Beth wyprowadziła go z gabinetu, a ja mogłam skupić się na swoim zadaniu.

Świat naprawdę jest mały, jeśli spotkałam go w takim miejscu... Mam jakiegoś cholernego pecha...

Co on musi sobie teraz myśleć... Pewnie mną gardzi... Ale dlaczego by miał? Każdy w swoim życiu może tu trafić. Miejsce lepsze niż ulica.

Odpędziłam od siebie te czarne myśli i teraz naprawdę skupiłam się na opatrywaniu kobiety.

Gdy skończyłam, nieznajoma wyszła nie czekając na Beth.

Posprzątałam i usiadłam za biurkiem kierowniczki by przejrzeć gazetę, którą specjalnie dla mnie zostawiała. Sprawdzałam ogłoszenia o pracę, może jakimś cudem coś znajdę.

Nagle do biura wpadł Henry, gdy tylko na nago spojrzałam widziałam, że był na coś wściekły.

A to szybka zmiana nastroju...

-Tu jesteś! Idziemy! – Nakazał.

-Co?

Podszedł do mnie i chwycił za ramię by pociągnąć do wyjścia. Nie sprzeciwiałam się, miał zły humor i wolałam się nie odzywać...

Bez słowa zabrał mnie do kawiarni po sąsiedzku ze schroniskiem. Zamówił nam po herbacie, a kiedy gorący napój pojawił się przed nami, zaczął się we mnie wpatrywać.

-Co...? – Nie wytrzymałam tej intensywności i postanowiłam się odezwać.

-Mnie się pytasz?

-Mamy ładny dzisiaj dzień... – Już plotłam bzdury.

Nagle otwartą dłonią walnął o stół i aż podskoczyłam wystraszona.

-Nie udawaj głupiej! – Krzyknął zniecierpliwiony.

-Ja... Co chcesz bym ci powiedziała?

-Co robisz w takim miejscu?

Westchnęłam ciężko.

I co ja mam powiedzieć? „Hej, moje życie jest do bani"?

Napiłam się herbaty unikając jego wzroku.

-Tracę cierpliwość... - Powiedział takim tonem, że od razu mu uwierzyłam.

-Rzuciłam pracę, rozwiodłam się i straciłam wszystko co miałam. Tak w skrócie...

-Lepiej późno niż wcale? – Założył nogę na nogę i wyprostował się, miałam wrażenie, że nad czymś się zastanawiał. – I usunęłaś numer...? – Spojrzałam na niego pytająco. – Próbowałem do ciebie zadzwonić.

Pierwsza miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz