Rozdział 4. Starzejemy się, bracie.

2K 252 10
                                    

#CMBwatt

JOSIE

Zmęczona opadam na ławkę w szatni, jęcząc pod nosem. Moje nogi trzęsą się jak galareta i ledwo potrafią utrzymać moje ciało w pionie. Nie mam pojęcia, jak dowlokę się pod prysznic, a później do domu.

– Poszło nam zajebiście, dziewczyny! – woła Isa, stając na ławce w samych skarpetkach. – Naprawdę grałyście cudownie! Obyśmy trzymały formę aż do końca rozgrywek!

Po szatni roznosi się okrzyk pełen radości oraz oklaski. Uśmiecham się pod nosem i klaszczę w dłonie. Piszczę, gdy dziewczyny nagle mnie podnoszą, aż kładę się plecami na ich dłoniach. Hokeistki zaczynają wiwatować moje imię, na co śmieję się głośno i przekrzykuję je, prosząc, aby postawiły mnie na ziemię.

– Josie uratowała ten mecz! – woła Beth.

– Przecież to nic takiego... – mamroczę, czując na moje policzki wstępuje rumieniec.

– Przestań być taka skromna! – Isa owija wokół mnie ramię i przyciąga bliżej. – Gdyby nie ty, prawdopodobnie byśmy przegrały.

Wyszczerzam się w jej stronę, a później szybko przemykam pod jej ramieniem. Zabieram ciuchy na przebranie i szybko biegnę w stronę łazienki. Prysznic pomaga mi trochę ulżyć w bólu mięśni, jednak teraz nie pragnę niczego bardziej niż położyć się do łóżka.

Wszechświat ma chyba dla mnie inne plany, bo gdy opuszczam szatnię, chcąc udać się do pomieszczenia, które zostało przeznaczone jako dzisiejszy gabinet naszych trenerów, na kogoś wpadam. Przez zmęczenie, zaczynam chwiać się na nogach, więc chłopak, od którego klatki piersiowej się odbijam, łapie mnie w pasie i pociąga do pionu.

– Dziękuję – dukam, a moje serce zaczyna bić jak szalone. – I przepraszam. Nie patrzyłam, gdzie idę.

– To nic – zapewnia chłopak, machając dłonią. – Mogę codziennie wpadać na takie ślicznotki jak ty.

Ledwo potrafię powstrzymać grymas. Jeżeli naprawdę są dziewczyny, które na to lecą, to życzę im powodzenia.

– Jestem Blaise – mówi, wyciągając przed siebie rękę. Nie chcę być niemiła, więc przyjmuję ją i przedstawiam się, choć mam ochotę stąd szybko uciec. Nie jest mi to dane, bo chłopak mówi dalej: – Chciałem tylko powiedzieć, że grasz niesamowicie, naprawdę. Przez cały mecz nie potrafiłem oderwać od ciebie spojrzenia.

Przełykam ciężko ślinę i wymuszam uśmiech. Co mam zrobić, aby ten typ się ode mnie odczepił?

Nie wiem, co miałabym odpowiedzieć, więc zerkam w bok i próbuję odszukać kogoś, kto mógłby mnie uratować z tej okropnej niezręczności. Nagle czuję, jak ktoś owija wokół mnie ramiona, a kiedy do mojego nosa dociera znajomy zapach drzewa sandałowego z nutką cytryny, przygryzam wargę, aby nie uśmiechać się jak idiotka.

– Cześć, słonko – rzuca wesoło Felix. – Czekam na ciebie od kilkunastu minut. – Całuje mnie w skroń, po czym przenosi wzrok na chłopaka stojącego przede mną. – A ty to kto?

Blaise spogląda na Felixa z mordem w oczach, ale przyjaciel nic sobie z tego nie robi. Ściska mnie trochę mocniej, co tylko dodaje mi otuchy. W końcu Blaise oblizuje wargi i uśmiecha się pod nosem, a następnie odchodzi mamrocząc coś pod nosem, czego nie jestem w stanie zrozumieć.

Marszczę brwi i patrzę na jego oddalającą się sylwetkę, po czym przenoszę spojrzenie na Felixa, któremu również pokazała się zmarszczka pomiędzy brwiami.

– Kto to był? – pyta, wskazując kciukiem na korytarz, gdzie przed sekundą zniknął Blaise. – I jakim cudem tu wszedł?

– Przedstawił się jako Blaise – wyjaśniam. – Rzucał jakimiś dziwnymi tekstami, a ja nie wiedziałam, jak mam go spławić.

CALL ME BACK | Hockey girls #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz