Prolog

122 15 0
                                    

Muszę jak najszybciej stąd uciec. On nie może się dowiedzieć.

Wbiegłam do pokoju, który był moim domem od kilku miesięcy. Carlos był dla mnie taki dobry, nigdy nie sądziłam, że mogłabym tak bardzo się pomylić.

Wrzucałam rzeczy na oślep, nawet nie zastanawiając się, czy któreś są mi potrzebne. Musiałam zniknąć i to jak najszybciej. Na wszelki wypadek miałam ukrytą gotówkę, to nie pierwszy raz, gdy byłam zmuszona uciekać. Niestety pierwszy, gdy tak bardzo tego nie chciałam. Poczułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy. Mimo to nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości. Nie ważne jak bardzo chciałabym zostać.

Z Carlosem mieliśmy plany na przyszłość. Przy nim czułam się bezpiecznie. Jakby już nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Kilkukrotnie naszła mnie myśl, żeby wyznać mu, kim naprawdę jestem. Za każdym razem tchórzyłam. Nie raz takie osoby, jak ja były zdradzane i wydawane władzą. Dla ludzi jesteśmy czymś obrzydliwym i gorszym. W zależności od widzimisię możemy skończyć zabici lub stać się czyjąś własnością. O czym zdążyłam zapomnieć. Przy chłopaku czułam się tak dobrze, że moja druga natura przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Wzdrygnęła się, gdy usłyszałam dźwięk komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i poczułam ucisk w klatce piersiowej. Nie miałam zamiaru odbierać. Czułam, że nie byłabym w stanie zachować zimnej krwi. Na moje nieszczęście chłopak postanowił zostawić wiadomość głosową, której nie byłam w stanie zignorować.

“Seli bardzo cię przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Musiałem pomóc rodzinie. Mam nadzieję, że spotkanie z nimi cię uspokoiło. – skrzywiłam się, przypominając sobie tego, czego się dowiedziałam. – Wiem, że powinienem cię uprzedzić. Jednak o nic się nie martw. Niedługo pojedziemy na studia i spełnimy nasze marzenia”.

Nasze wspólne marzenie przestało istnieć w chwili, gdy dowiedziałam się, że jego rodzina jest łowcami. Na dodatek nie byle jakimi. W chwili, gdy idąc korytarzem, zachwalali czyny swoich przodków, mi z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz bardziej niedobrze. Carlos myślał, że byłam zdenerwowana, prawda była skora inna. Tym bardziej, gdy dywan na środku salonu był ze skóry niedźwiedzia. Nie był to zwyczajny niedźwiedź, co sami nie omieszkali wspomnieć. Moją rodzinę zabili łowcy i na samą myśl, że służą za dywaniki, czułam jeszcze większy wstręt.

Nigdy z Carlosem nie rozmawiałam, jakie ma na ten temat poglądy. Zwłaszcza że poznaliśmy, gdy pomagał dziewczynce ściągnąć z drzewa jej kota. Cóż futrzak nie był z tego zadowolony i podrapał chłopaka. Ten upadł na ziemię, a kot uciekł. Podeszłam do niego i zapytałam, czy nie potrzebuje pomocy. Ten ze śmiechem stwierdził.

– Nie mam ręki do zwierząt. – spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami, od których widoku nie mogłam oderwać wzroku. – Czy my się gdzieś nie spotkaliśmy?

– Jestem tutaj od tygodnia.

– Może dasz się zaprosić do najlepszej kawiarni w mieście?

Nie wiem, co mnie podkusiło. Nie ufałam ludziom. Często zmieniałam szkołę, żeby nie zostać przyłapaną. Jednak on wyglądał na dobrego. Jakbym mogła mu zaufać.

– Czemu nie.

Jak się okazało, uczęszczaliśmy do tego samego liceum. Mnóstwo czasu spędziliśmy w bibliotece. Chłopak pomógł mi zrozumieć materiał, gdyż miałam braki ze względu na liczne zmiany zamieszkania. Nawet nie zauważyłam, kiedy w pełni mu zaufałam. Zostawiłam przeszłość i otwierając się na człowieka. Niestety wszystko okazało się kłamstwem.

Być może chłopaka również coś do mnie czuje, ale miłość nie ma znaczenia. Nienawiść zawsze zwycięży. Tak już jest skonstruowany ten świata.

Sięgnęłam do zapięcia wisiorka, który położyłam na telefonie. Urządzenie mogłoby jedynie przysporzyć mi kłopotów. Zresztą doskonale wiedziałam, do kogo powinnam się udać po nową tożsamość. W końcu nie mogę ryzykować. W jednej chwili osoba, którą pokochałam, stała się niebezpieczeństwem, którego za wszelką cenę musiałam uniknąć. Nie miałam zamiaru dać się zniewolić.

Chwyciłam za rączkę torby i opuściłam miejsce, w które chociaż przez krótki okres mogłam nazwać domem. Niestety tacy jak ja nie mogą się osiedlać. Nie mogę pozwolić sobie na popełnianie błędów.

Zarzuciła kaptur i wyszłam na dwór, pogoda na pewno nie zachęcała do wyjścia, ale nie mogłam czekać.

Po spotkaniu z rodziną Carlosa nie byłam w stanie spojrzeć w jego kierunku. Czułam, że mogłabym, mu wykrzyczeć w twarz co myślę, o tym, czym się zajmują. Nigdy wprost nie powiedziałam mu, co o tym myślę. Dla mnie było oczywiste, że to, co robiono, było bestialstwem. Niestety należałam do wyjątków.

– Wiem, że powinienem był ci powiedzieć. Uprzedzić czego powinnaś się spodziewać. – zacisnęłam dłonie w pięści i patrzyłam przed siebie. – Od pokoleń każdy uczy się na łowcę. Nigdy jednak nie czułem, że to dla mnie.

– Dlaczego?

W moich myślach pojawiła się iskierka nadziei, że chłopak okaże się inny. Wyjątkiem pośród ludzi, dla których świat jest czarno-biały. Nie ma miejsca na nic pośrodku. Bestie należy zabijać, by nikogo nie skrzywdziły. Nie zważając, że często są to niewinne dzieci. Niekiedy zostawia się je, żeby przysłużyły ludziom, wykonując ich każdą zachciankę. W domu rodzinnym chłopaka obsługiwały nas dwie kotołaczki, których stan był okropny. Na twarzy miały blizny, na rękach zresztą też. Wyglądały na przerażone. Jakby każdy najmniejszy błąd mógłby okazać się dla nich opłakany w skutkach.

– Wolę zająć się architekturą. Jakoś sztuka bardziej do mnie przemawia. Zresztą jest dużo świetnych łowców, którym nigdy bym nie dorównał. Moi bracia, którzy nie dotarli, są w tym świetni. To oni rozpracowali grupę wilkołaków, która była naprawdę liczna. Jakbym miał im dorównać.

Spojrzałam przez okno, żeby nie dostrzegł moich łez. Dałam jedynie wydusić krótkie zdanie.

– Nie mam pojęcia.

Wtedy do Carlosa zadzwoniła jego mama, która kazała mu wrócić. Podobno coś się wydarzyło. Mimo moich zapewnień, że wrócę pieszo, chłopak podwiózł mnie pod apartamentowiec. Ledwo zniknął za rogiem, a ja już biegłam na górę. Był tacy jak oni wszyscy.

Kupiłam bilet i wsiadłam do autobusu. Nie ważne, gdzie mnie zabierze. Na razie liczy się, bym znalazła się jak najdalej stąd. Zakryłam twarz i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Przyjrzałam się swojemu odbiciu, w którym moje tęczówki zmieniły kolor. Błękit zmienił się w srebro. Nikt jednak nie mógł tego zauważyć. Mimo wszystko nie chciałam ryzykować i sięgnęłam do kieszeni po szkła kontaktowe. W opustoszałym autobusie nikt nie mógł tego zauważyć.

Próbowałam skupić się na dźwiękach piosenki, gdy ta została przerwana przez komunikat. Ten nie wróżył niczego dobrego. Wszytko, jeszcze bardziej skomplikował.

N.A.R.A

My "Happy" Ending (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz