Epilog

65 11 0
                                    

Carlos Sallas

Wreszcie. Pomimo że bunt się nie skończył, wróciłem do domu. Musiałem ją zobaczyć. Tyle lat cierpliwie na nią czekałem. Chciałem ją od chwili, gdy Giorgio powiedział mi o trzecim lisie polarnym.

Już wtedy się szkoliłem. Im bardziej zagłębiałem się w techniki polowań, tym bardziej czułem, że właśnie to chcę robić. Nigdy nie zapomnę radości, gdy wreszcie ją zobaczyłem. Pomimo wytycznych, zamiast od razu ją złapać, obserwowałem ją. Do teraz nie wiem, co mnie pokusiło, żeby ściągnąć tego głupiego kota z drzewa. Było to niekonwencjonalne, ale skuteczne. Dziewczyna zapytała, czy mi pomóc, a ja tak bardzo zapatrzyłem się w jej niebieskie oczy, że ze śmiechem zaprosiłem ją do kawiarni. Była bardziej ufna, niż się tego spodziewałem, po jednym żarcie od razu się zgodziła.

Miałem zamiar wyznać, jej kim jestem na koniec naszego spotkania. Nie zrobiłem tego ani wtedy, ani później. Rozczarowanej rodzinie wmówiłem, że chcę się zabawić jej kosztem. Tak naprawdę byłem w pewien sposób zauroczony jej niewinnością.

Byłem pewny, że taką cechę mają jedynie dzieci. Często zapominałem, kim jest. Zresztą przy niej czułem się, zupełnie inaczej.

Podczas szkoleń każdy traktował mnie z rezerwą. Woleli mnie unikać, nawet trenerzy. Jakby jedno moje słowo wystarczyło, żeby pozbawić ich życia. W pewnym sensie tak było. Ona się jednak mnie nie bała. Przynajmniej wtedy. Chciałem to zachować jak najdłużej. Zresztą nie chciałem się dzielić z braćmi. Zwłaszcza z Giorgiem. Miałem zamiar zachować jej niewinność jak najdłużej.

Wszystko posypało się, gdy rodzice wymyślili spotkanie. Chcieli ją sprowokować do przemiany. Na całe szczęście im nie wyszło. Jednak nikt nie przewidział ataku wilkołaków. Wszyscy byli tak wściekli, że jednego dnia zabili większość swoich sług. Tak naprawdę, jeśli chodzi o moją rodzinę, to jedynie rodzeństwo Seliny przeżyło. Jakoś do nich zawsze, mieli sentyment. Ku irytacji wszystkich innych.

Seli uciekła, co wyszło jej na dobre. Rodzice kazali mi się jej pozbyć, a moja ówczesna pozycja nie pozwalała mi zbytnio na sprzeciw. Zresztą ostatnio też nie byłem z nią do końca szczery. Jednak czy dodanie tego, że cały łańcuch dostaw leku został zniszczy, dzięki mnie coś by zmieniło? Jedynie poczułaby się winna.

Wszedłem do domu i na progu usłyszałem czyjś płacz. Zazwyczaj przewróciłbym oczami i to zignorował. Wychowałem się w akompaniamencie ciągłych krzyków i jęków bólu. Płacz nie robił na mnie większego wrażenia. Przynajmniej większość z nich. Zatrzymałem się jednak kierowany dziwnym przeczuciem. Jak się okazało słusznie.

– Przestań. To nie twoja wina. Nie mogłaś wiedzieć, że umiera.

– Mogłam zadzwonić do pana.

Zacisnąłem dłonie i zamiast iść na górę, poszedłem w stronę dobrze znanych mi głosów. Pierwsza zauważyła mnie kobieta, która z przerażeniem zrobiła krok w tył. Za to mężczyzna z porożem natychmiast zasłonił ją własnym ciałem. Nie miałem ani czasu, ani ochoty na ich gierki. Zabiłem wystarczająco dużo zmiennych, żeby nie mieć ochoty na więcej krwi.

– Panie.

– O czym rozmawialiście? Szybko, bo nie mam czasu.

Mój wzrok mimowolnie skierował się w stronę schodów. Z uśmiechem pomyślałem o spotkaniu z nią. Liczyłem, że czuła się znacznie lepiej i dokończymy to, co zaczęliśmy.

– Przykro mi panie. Nie mogliśmy nic zrobić. Była już martwa.

Mój uśmiech natychmiast zniknął. Ruszyłem w stronę schodów. Przez te kilka tygodni nabawiłem się ran, ale ból nie miał znaczenia. Nie mogłem wierzyć jego słowną. Przecież nie było z nią tak źle. Wszytko, było w porządku. Jeśli jednak… nie. Nie mogłem nawet tak myśleć.

Przekroczyłem próg i do moich nozdrzy dotarł paskudny odór. Zbyt dobrze go znałem. Zapach śmierci.

Na łóżku leżało ciało. Było ono zawinięte w koc. Do końca liczyłem, że był tak ktoś inny.

Niestety nie był.

Upadłem na kolana przed jej zimnym i już nieco poszarzały ciałem. Na jej twarzy znajdowała się krew. Nie było spowodowane to uderzeniem, bardziej jakby została otruta. Miałem ochotę wszystkich zabić. Wykończyć każdego, kto znajdował się w budynku. Nigdy nie czułem takiej złości.

Nawet nie zauważyłam, gdy zacząłem niszczyć wszystko, co wpadło mi w ręce. Nikt mi nie przerwał. Słusznie, bojąc się o własne życie. Z chęcią zakończyłbym każde z nich, gdyby tylko zwróciłoby to jej.

Chwyciłem za szafkę obok łóżka. Nie rzuciłem go tylko dlatego, że znajdował się na nim jej telefon. Ostatnia rzecz, jaka mi po niej została. Zdjąłem go ostrożnie. Wyświetlacz się zapalił, więc odłączyłem go od ładowarki i odblokowałem.

Zaskoczony zobaczyłem wiadomość w notatniku. Godzina wskazywała, że została napisana raptem dwie godziny temu. Miałem być jutro, byłem dzisiaj, ale to i tak okazało się za późno. Jeśli to ona była nadawcą wiadomości.

“Carlos. Zostało mi niewiele czasu. To ja produkowałam lek. Testowałam go na sobie, więc skutki uboczne zaczęły mnie zabijać. Mimo twojego okrucieństwa kocham cię. Dlatego proszę cię, nie krzywdź nikogo po mojej śmierci. Nie wiedzieli. Pożegnaj ode mnie Aste i Kriasa. Żegnaj. Seli”.

Nigdy w życiu nie płakałem.

Nie zrobiłem tego, gdy miałem kogoś torturować.

Przy pierwszym zabójstwie i oprawieniu movu.

Było to obrzydliwie, ale byłem posłuszny rodzinnie.

Dla niej chciałem być lepszy. Chociaż po jej ucieczce bezrefleksyjnie wykonywałem każde zadanie. Zabijałem nawet dzieci. Nigdy bym jej o tym nie powiedział. Przestałem, gdy ją znalazłem. Była na drugim roku studiów. Zrobiłem, wszystko, co mogłem, żeby nikt nie przeszkodził jej w ich ukończeniu. Sam obserwowałem ją z daleka. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli mnie zobaczy, to ucieknie i nie odważy się spełnić marzenia. Wróciłem do jej życia, dopiero gdy trafiła do szpitala. Znając jej stosunek do zdrowia, wolałem ją przypilnować. Jak się okazało, miałem rację.

Naiwnie sądziłem, że będzie tak jak kiedyś. Nie było. Za bardzo się zmieniliśmy. Zwłaszcza ja.

Wstałem z podłogi i odłożyłem telefon na półkę. Okrążyłem łóżko i położyłem się obok jej ciała. Delikatnie ją objąłem i na pożegnanie pocałowałem jej czoło.

Odeszła i już nic nie mogłam z tym zrobić. Mogłem jedynie spełnić jej ostatnie życzenie.

Zszedłem na dół i kazałem wciąż znajdującym się na dole zmiennym pochowanie jej w lesie. Następnie dałem im urządzenie do wyciągania chipa i kazałem odejść. Później udałem się do domów braci i przekazałem jej rodzeństwu, wiadomość o jej odejściu. Na koniec spełniłem jej prośbę i przed stadem wilkołaków rozłożyłem ręce. Dałem się rozszarpać. Już więcej nikogo nie skrzywdzę.

KONIEC

N.A.R.A

My "Happy" Ending (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz