Rozdział 12

43 9 0
                                    

Co ja sobie myślałam. Jak mogłam tak bardzo skomplikować sobie życie. Nie wiem jakim cudem byłam w stanie skupić się na pracy. Nie był to szczyt moich możliwości, ale byłam za bardzo zmęczona, żeby zrobić więcej. Cóż tyle będzie musiało wystarczyć. Zresztą lepiej zrobić mniej, niż popełnić błąd. Te często kosztują życie.

Spięłam się, gdy go wyczułam. Stał oparty o samochód. Torba, w której znajdowały się środki hamujące zwierzęcą naturę, zaczęła mi ciążyć. Jakby miał mnie przygnieść jej ciężar. Czy było coś gorszego? Carlos wiedział kim jestem, ale nie czym się parałam. Zresztą chociaż ufałam mu, jeśli chodzi o moje życie, tak o innych nie miałam pewność. Gdyby miał mnie skrzywdzić, już dawno by to zrobić. Co się tyczy innych zmiennych. Na pewno kilku zranił, jeśli nie... Nawet nie mogę o tym myśleć. Nie w tym momencie.

– Co tutaj robisz? Skąd w ogóle wiesz, gdzie pracuje?

– Uprzedziłem cię, że masz czas do północy. Za to zegarek wskazuje na wpół do drugiej. – przewróciłam oczami na jego komentarz. Miałam dosyć i bardzo chciałam się położyć do łóżka. Nie pomagała myśl, że był dopiero poniedziałek. Jedynym plusem była godzina o której zaczynałam. Dziesiąta to najlepsza pora i to bez najmniejszego zwątpienia.

– Skąd widziałeś, gdzie pracuje?

– Cóż. Nie było trudno się tego dowiedzieć. – ciekawe czy wiedział coś jeszcze? A jeśli tak, to co z tym zrobi? – Wsiadaj. Ledwo stoisz

– Nie potrzebuje pomocy. Wcześniej nieco mnie poniosło. – przełknęłam ślinę, gdy wyobraziłam sobie, jak miękkie są jego usta. Przynajmniej na mojej szyi. – Zapomnijmy o tym. Powiedz tylko co zamierzasz zrobić? Wydasz mnie?

Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie było żywej duszy. Co nie zmniejszało ryzyka, z jakim wiązała się tego typu rozmowa. Ktoś mógłby nas usłyszeć. Nawet jeśli mój głos, był szeptem. Ledwo słyszalnym dźwiękiem pełnym obaw. 

– Porozmawiamy u mnie. Wsiadaj. 

Coś w jego tonie nie przypadło mi do gustu. Natychmiast przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie po latach. Wiem jednak jedno. Prowokowanie go, nie miało większego sensu. Z tego powodu bez słowa sprzeciwu usiadłam z przodu. Zapiełam pasy, gdy ten siadał na swoim miejscu. Kiedy ruszył, mocniej ścisnęłam, trzymaną torbę. Powinnam właśnie teraz zostawiać ją w umówionym miejscu. W obecnej sytuacji było to awykonalne. A to, że realnie rozważałam wyrzucenie jej przez okno, świadczyło o tym w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. 

– Co zamierzasz? 

Spojrzał w moim kierunku, ale nie odezwał się nawet słowem. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozważać, jakie mam opcję. Niestety los w najmniejszym stopniu mi nie sprzyjał. Miałam pustkę w głowie. Pomijając już sam fakt, że jeszcze kilka godzin byłam gotowa na ponury los. Chyba nadal jestem. 

– Powiedz wreszcie. Zamierzasz mnie wydać? Szantażować? – zaczęłam mówić coraz głośniej i bardziej nerwowo. Znajdowałam się u niego już od dobrych kilku minut, a ten milczał. Co doprowadzało mnie do szału. 

– Chcę ciebie. 

– W jakim sensie?

Mężczyzna podszedł do mnie i ukucnął. Położył dłonie na moich udach i patrzył tymi swoimi wielkimi i z pozoru niewinnymi oczami. Chociaż słowo niewinnymi w jego przypadku za pewne przestało obowiązywać. Nie umiałam jednak przestać tak o nim myśleć. Mam w sobie tyle sprzecznych uczuć, jakbym była na granicy szaleństwa. 

– W każdym. 

– Jesteś łowcą, a ja należę do movu.

Sallas wstał nagle i pochylił się, był ode mnie większy i znacznie silniejszy. Mógłby zrobić ze mną wszystko, bez jakichkolwiek konsekwencji. Nie zaliczam się w końcu to istot, którym należy się życie. Wręcz przeciwnie. W hierarchii byłam mniej ważna od drażniącego komara. 

– Nie jesteś jak oni. Nie stanowisz niebezpieczeństwa. 

Poczułam jak robi mi się gorąco. Właśnie rozgrywa się między nami najważniejsza rozmowa, jaką mogliśmy przeprowadzić. Od tego zależy… cóż wszystko. Może uda mi się opamiętać.

– Jakie ma to znaczenie? Jest wiele gatunków, które są słabsze. Zabijacie wszystkich. Bez znaczenia czy mógłby wam zagrozić. 

Zadrżałam, gdy złączył nasze usta. Drżałam z każdym ruchem jego warg. Położyłam dłonie z tyłu jego głowy. Ten napierał coraz bardziej, co mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej.

– Nikt cię nie skrzywić. Ochronię cię.

Miałam zamiar zapytać co z resztą, ale nie byłam w stanie. Tak bardzo mnie rozpraszał. 

Zmieniliśmy pozycję. Siedziałam na jego kolanach. Dłonie raz po raz zaciskały się na moich biodrach. Nie żebym była lepsza. W pewnym momencie wysunęły się moje kły, które nie były jakieś duże. Mimo to zraniły jego wargę, z której zaczęła się sączyć krew.

– Przepraszam. 

– Nie potrzebnie. – uśmiechnął się oraz szepnął. – Spodziewałem się, że zobaczę cię w innej odsłonie. 

Już miałam otworzyć usta, gdy uświadomiłam sobie, z kim rozmawiam. Jego zadaniem jest znalezienie movu. Informacja, że istnieją leki maskujące, na pewno by mu to ułatwiała. Za to wiedza, jak zniwelować ich działanie, skazałaby wielu na śmierć. Nie mogę o tym zapominać. Nie ważne, że mu ufam. Nie mają też znaczenia, jego obietnica. Mnie mógł nie skrzywdzić lecz innych już tak. 

– Umiem się kontrolować. Przynajmniej zazwyczaj. 

– Tutaj nie musisz. 

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Zamiast tego położyłam dłonie na jego polikach. Były ogolone i takie delikatne. Mimo to wyczułam pod jego szczęka bliznę, która ciągnęła się aż do ucha. Jeśli coś ma z tego wyjść. Muszę wiedzieć, jakie ma poglądy. Lata temu żadne z nas nie rozpoczęło tej rozmowy. Naiwne myśleliśmy, że bez tego nam się uda. Prawda była taka, że ma to ogromne znaczenie. 

– Zabiłeś kogoś?

Zacisnął szczękę. Również jego spojrzenie stało się ostrzejsze. Zniknęła niewinność. A może od dłuższego czasu jej tam nie było?

– Robiłem to co konieczne.

Zabrałam dłonie i wstałam. Spojrzałam w stronę drzwi. Czemu wciąż się go nie boję. Powinnam uciec i to jak najdalej. Byłam jednak wykończona. Ciągłym zamartwianiem się, samotnością, trzymaniem innych na dystans. To wszystko sprawiało, że coraz bardziej brakowało mi siły, na ciągnięcie kolejnego dnia, a wcześniej było to raptem tygodniem. Wystarczyło, że się zaczął kolejny, a mi przybywało sił. Obecnie potrzebowałam… kogoś. 

– Jestem zmęczona. 

– Możesz spać u mnie w sypialni. Zostanę na kanapie. 

Tak blisko zarazem daleko. Kogo chciałam oszukać. Desperacko potrzebowałam zapełnić pustkę, zastąpić ciągły lęk czymś chociaż trochę przyjemnym.

– Mógłbyś spać ze mną?

Carlos wyglądał na zaskoczonego. Jedynie przytaknął. Było już późno, a oboje następnego dnia wybieraliśmy się do pracy. Dlatego nie wiele myśląc zdjęłam spodnie i się położyłam. Zacisnęłam dłonie w pięści. Ledwo się położył z drugiej strony, gdy odwróciłam się do niego. Moja twarz znajdowała się tuż przy jego klatce piersiowej. Wyraźnie czułam jego zapach. Czułam się bezpiecznie, dobrze. 

Poczułam, jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Zaraz za nią kolejna. To co robiłam, było tak bardzo niebezpieczne. Mężczyzna mógł jedynie udawać. Być może liczył, że wydam mu uczniów, którzy są movu. To mógł być jego plan i było to aż nazbyt realnym scenariuszem. Nie zmniejszało to w żaden sposób tego, że chciałabym być blisko niego. Najbliżej jak to tylko możliwe. Całe życie starałam się nie popełnić najmniejszego błędu, przy nim robię to notorycznie. Moje zachowanie jest tak irracjonalne. To nie ma sensu.

Mężczyzna objął mnie ramieniem. Poczułam przyjemne ciepło i już po chwili śniłam. W krainie snów był idealny świat, z idealnym życiem i mężczyzną. Prawdziwy już wkrótce miał się okazać, jeszcze gorszy niż wcześniej myślałam. 

N.A.R.A

My "Happy" Ending (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz