ROZDZIAŁ DRUGI

135 11 5
                                    

Nie znoszę dni, kiedy jestem sama na uczelni. Tyler czasami robi sobie dzień wolnego. A właściwie, to częściej, niż czasami. Wykłady kompletnie go nie interesują, stara się być wyłącznie na wszystkich ćwiczeniach. Pozwala sobie na to, bo wie, że i tak zrobi fotki wszystkich moich notatek.

Po skończonych zajęciach pędzę do redakcji. Po drodze kupuję burgera, którego kończę jeść dopiero w windzie prowadzącej na piętro, na którym znajduje się mój maleńki gabinet. W końcu jestem wypoczęta. Już nigdy nie pozwolę się przekonać, że sen nie jest ważny. Kiedy nie działam na ostatkach sił, okazuje się, że jestem w stanie skończyć pracę nie o dziewiętnastej, a o osiemnastej. Godzina do przodu, to zawsze coś. Zostawiam po sobie porządek i szybkim krokiem ruszam w stronę wyjścia. Po drodze skręcam jednak do gabinetu Kelly. Prawie zapomniałam.

- Kelly? – mówię, delikatnie pukając w uchylone drzwi.

- Już skończyłaś? – Układa dłonie pod brodą i szeroko się do mnie uśmiecha.

- Okazuje się, że jak jestem wyspana, to szybciej pracuję – prycham pod nosem, po czym staję w progu jej gabinetu.

- No widzisz, mówiłam! – Wskazuje na mnie palcem, kręcąc przy tym głową.

- Jutro mam przesunięte zajęcia, kończę o trzynastej. Przyjdę od razu, wtedy szybciej skończę i wyjdę trochę wcześniej, dobrze? – pytam z nadzieją, że nie będzie to problem.

- Nie ma sprawy, wiesz, że możesz dopasowywać godziny do uczelni. Bylebyś zrobiła, co masz zrobić. Wybacz, telefon... - przerywa, kiedy urządzenie na jej biurku zaczyna dzwonić.

Rzucam w jej stronę bezgłośne „dzięki" i wychodzę z redakcji. Mam zamiar pojechać prosto do pubu. W końcu obiecałam Aaronowi, że przyjdę.

Jest jedna rzecz, której nienawidzę w Waszyngtonie całym sercem. Korki. Pieprzone korki, które są tutaj o każdej porze. Kilka razy rozważałam nawet poruszanie się rowerem, jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że jestem na to zbyt leniwa. Gdy docieram na miejsce czuję, że znów zgłodniałam. Mam nadzieję, że oprócz alkoholu, chłopak będzie mógł zaproponować mi chociażby frytki.

- O, jesteś. Czekałem na ciebie. – Twarz Aarona rozciąga się w uśmiechu, kiedy tylko podchodzę do baru.

- Widzę, że dzisiaj duży ruch – stwierdzam z nutką ironii, wspinając się na wysokie krzesło.

- Ledwo wyrabiam – odpowiada podobnym tonem, a na jego twarzy maluje się rozbawienie.

W lokalu oprócz nas są te same osoby, co wczoraj. Zastanawiam się, jakim cudem to miejsce się utrzymuje?

- Macie tu może coś do jedzenia? Nie zdążyłam zjeść po drodze.

- Poczekaj, zerknę na naszą kartę dań – oświadcza poważnie. – Żartuję, nie mamy takiej. Ale mogę zaproponować ci frytki – oznajmia i z błyskiem w oczach spogląda na mnie z drugiej strony baru.

- Frytki będą idealne.

Po ponad godzinie przyjemnej rozmowy, decyduję się na jednego drinka. Chłopak przysuwa w moją stronę malutką szklankę z różowym płynem.

- Spróbuj, jest pyszny. Gin z sokiem żurawinowym. A przy okazji... - ucina.

- Tak? – odpowiadam, upijając łyk. To jest naprawdę dobre.

- Wiem, że poznaliśmy się zaledwie wczoraj, ale... Może zacznę od tego, czy pracujesz w sobotę? – Niepewnie przeszywa mnie zielonymi oczami. Muszę przyznać, że jest nieziemsko przystojny.

- Miałam pracować, ale jeśli dam radę przygotować jutro dwa teksty, to może uda mi się poprosić o wolny weekend – mówię i rozsiadam się wygodniej na wysokim krześle.

Keep That Forever | Abyss #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz