28. Teraz cz. III

970 111 15
                                        

            Podczas gdy Riley i Declan tak bardzo się zmieniali, wyspa pozostawała taka sama przez cały czas. A co najlepsze- wszystko wskazywało na to, że nadal nikt jej nie odkrył. Nadal było to miejsce, o którym wiedzieli tylko oni.

            Wspomnienia napływające do głowy Riley podczas drogi przez plażę, aż w końcu na wyspie sprawiły, że nie mogła już dłużej wytrzymać. Oparła się o rosnącą na środku wyspy wierzbę i zaczęła płakać.

            Dawno nie płakała tak dużo, tak szczerze. Czy to miało oznaczać, że to już koniec? Już nic nie da się zrobić? Riley nawet nie mogła pomyśleć o tym, że Declan nie żyje. Nie była też w stanie pojechać na lotnisko, dowiedzieć się czegokolwiek. W końcu była nadzieja, ale Riley już jej nie dostrzegała.

            Nie wiedziała ile czasu minęło odkąd przybyła na wyspę. Wszystko wydawało jej się tak odległe, nieprawdziwe. Całe jej życie jakby uszło z jej ciała, była w zupełności pewna, że właśnie straciło swój sens.

            -Wszystko w porządku?- w jej głowie zaczęły odbijać się echem słowa, myślała, że już kompletnie zwariowała, zanim zorientowała się, że rzeczywiście ktoś nad nią stoi i mówi. Podniosła głowę i w tym momencie znów poczuła zawroty głowy i zrobiło jej się słabo.

            -De… Declan?- zapytała zaczynając głęboko oddychać.    

            To był na pewno on. Jego ciemne włosy opadały na czoło, niebieskie oczy świeciły w półmroku wyspy. I… co do licha? Czy on śmiał się w takiej chwili uśmiechać?

            -Jak to…? Przecież, samolot…?- zaczęła dukać dziewczyna powoli wstając i stając oko w oko z Declanem. Może nie do końca w oko w oko, bo był od niej nieco wyższy. –Czy możesz mi to wytłumaczyć- powiedziała starając się uspokoić i zakładając ręce na piersi, aby nie widział jak drżą jej dłonie.

            -Och, to nic takiego- zaśmiał się- Niewiele do opowiadania.

            Riley przestała być nerwowa ze strachu i smutku, a zaczęła się naprawdę denerwować i złościć na stojącego przed nią chłopaka.

            -I ty się jeszcze śmiejesz?!- krzyknęła popychając go dłońmi w klatkę piersiową- Jak możesz?! Jechałam całą noc, tylko po to, żeby cię zobaczyć, przeprosić! A potem ten wypadek, ten cholerny samolot! Myślałam, że nie żyjesz!!! A ty tu teraz nagle pojawiasz się jak gdyby nigdy nic i się jeszcze śmiejesz?! A gdzie twoja laska z wesela co?! Macie ubaw, żeby pośmiać się ze mnie?! Gdzie ty byłeś kiedy cię potrzebowałam? Dlaczego pozwoliłeś mi odejść, cholera, obiecałeś, że tego nie zrobisz…- ostatnich słów nie wypowiedziała już w gniewie, a spokojnie, znów zaczynając płakać. Declan złapał ją za dłonie i przysunął do siebie mocno ją przytulając. Zaczęła się trząść i rozpaczać, zalewając koszulkę chłopaka łzami, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Kiedy nieco ochłonęła odsunęła swoją twarz od niego i odeszła parę kroków w tył.

            -Co ty tu robisz?- zapytała spokojnie ocierając łzy.

            Declan złapał się jedną ręką za kark i spojrzał w niebo. Odetchnął i zaczął mówić:

            -Przyjechałem tu wczoraj wieczorem. Chciałem być wypoczęty przed lotem. Nie zgadniesz co wczoraj zrobiłem?- uśmiechnął się promiennie na myśl o pudle pełnym wspomnień- Rachel, nasza trzecia współlokatorka znalazła stare pudło, pełne rzeczy z dzieciństwa. Było tam pełno naszych zdjęć, przedmiotów, nawet nie wiedziałem, że gdzieś jeszcze są. W nocy nie mogłem spać… Myślałem cały czas o tobie. To zresztą nic nowego, odkąd wyjechałaś ciągle myślę o tobie. Śnisz mi się po nocach, widzę cię w dzień w różnych miejscach, pomimo, że wcale cię nie ma. W radiu grają piosenki, które kiedyś śpiewałaś. Jesteś wszędzie. Nad ranem podszedłem do okna i zobaczyłem twój samochód. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ty. Uznałem, że to znak i odwołałem swój bilet. Chciałem czekać aż się obudzisz, ale dopiero wtedy poczułem zmęczenie i zasnąłem. Obudziłem się, a ciebie nie było, twojego samochodu zresztą też. Pojechałem na lotnisko, a kiedy wróciłem samochód stał z powrotem na podjeździe Cyntii. Stwierdziłem, że jest jedno miejsce, do którego mogłaś się udać i proszę jesteś tutaj.

Never let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz