Rozdział 19

2.5K 224 91
                                    

Ciszę rozerwał płacz dziecka.

Zerwałam się na równe nogi. Przez chwilę stałam kompletnie zamroczona, próbując przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Jakiś czas temu odpłynęłam i obudził mnie dźwięk otwieranych krat. Dostałam tak czerstwy chleb, że każdy gryz musiałam popijać przeraźliwie lodowatą wodą, by nie stanął mi w gardle. Porcja była mała, ale wystarczająca, bym nie umarła z głodu.

Po jedzeniu zwinęłam się w kłębek i znów musiałam zasnąć. Żałowałam jednak, że otworzyłam oczy, bo widok, który mnie powitał, zmroził mi krew w żyłach.

– Witaj, Souline – przywitała się Sapphira. – Dobrze się spało?

Złota, obcisła suknia błysnęła w ciepłym świetle pochodni. Szkoda, że nie pozostało ciemno. Nie chciałam widzieć tego, co działo się przede mną. Sapphira trzymała na ręce niemowlę. Czerwień splamiła biały, miękko wyglądający kocyk, którym zostało owinięte.

– Co ty wyprawiasz? – wykrztusiłam.

– Stara śpiewka. – Pogładziła ostrym pazurem zaróżowioną twarzyczkę. Dziecko zapłakało, a królowa spojrzała na mnie. – Oddaj kamień, a to wszystko się skończy.

Próbowałam uspokoić szalejące w piersi serce, ale rozdzierający płacz małej, niewinnej istoty wstrząsał mną do głębi. Nie do końca docierało do mnie, co się działo. Mój mózg nie chciał przetworzyć obrazów, które rejestrowały oczy.

– Naprawdę jeszcze ci się to nie znudziło? – spytałam, starając się mówić pewnie. – Nie zdobędziesz kamienia, torturując kogoś, chyba jasno dałam ci to do zrozumienia. Sądziłam, że po takim czasie wykażesz się choć ułamkiem kreatywności, a ty w kółko odgrzewasz ten sam schemat.

Sapphira zaśmiała się.

– Wychodzę z założenia, że systematyczność przynosi efekty. Może i powtarzam schemat, ale za każdym razem wprowadzam do niego odrobinę nowości. – Wskazała podbródkiem na dziecko. – Założę się, że nie spodziewałaś się tego, co?

– Jesteś żałosna – wyplułam ze złością. – Musisz posługiwać się słabszymi i niewinnymi, żeby s p r ó b o w a ć cokolwiek osiągnąć, bo sama nic nie potrafisz. Sięgasz dna i grzebiesz się w mule.

Ponownie przesunęła pazurem po cienkiej skórze.

– Ogromnie ciekawi mnie, ile osób poświęcisz. Jak bardzo zimna i obojętna będziesz w stosunku do krzywdy, by zachować przedmiot władzy. Jak bardzo bezduszna i nieludzka jesteś, Souline? – Zrobiła krok do przodu. – Jak możesz pozwalać na tyle cierpienia?

Zamachnęła się i jednym ruchem przecięła skórę na piersi niemowlaka. Przewróciło mi się w żołądku na bezgraniczny dźwięk agonii, wydobywający się z wąskiego gardła. Dziecko nie rozumiało, dlaczego czuje ból.

Zanim się zorientowałam, dopadłam do krat.

– Nie masz sumienia?! Jak możesz żyć, robiąc takie rzeczy?!

– Dokładnie tak samo jak twój wybranek. – Wzruszyła ramionami, a dziecko wierzgało w jej uścisku, wykrzywiane cierpieniem. – A sumienie zgubiłam lata temu. Po pewnych czynach przestajesz czuć cokolwiek oprócz palącej wściekłości. Nie ma od tego powrotu.

Przez popłakiwanie przedarł się jęk. W kącie lochu coś się poruszyło i po sekundzie rozległ się lament. Kobiecy, desperacki głos przeszył mój mózg stosem igieł.

– Nie! Nie, nie! Zostaw ją! Zostaw moje dziecko!

Nie czułam ciała. Wpadłam w stan zaprzeczenia, nie pozwalając dotrzeć prawdzie do umysłu. Zbyt długo oszukiwałam siebie, że zdołam to przetrwać. Sapphira była nieśmiertelną, potężną istotą. Przeżyła już pewnie setki lat i okrucieństwo nie robiło na niej wrażenia.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz