Rozdział 24

2.3K 197 61
                                    

Miałam wrażenie, że czas spowolnił.

Przeszył mnie spazm bólu, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. Krew trysnęła na szklany stół, mieszając się z popiołem. Jeden ze sztyletów spadł mi na kolana. Ames poruszył się błyskawicznie, stając się jedynie plamą na tle sali jadalnej. Kątem oka widziałam nieprzytomnego Phyllona z głową opartą na talerzu z napoczętym jedzeniem. Ogarnęła mnie dziwna słabość i zaczęłam zsuwać się z krzesła.

Ames złapał mnie, zanim uderzyłam w posadzkę.

– Mam cię – zapewnił, opadając na kolana. Poprawił mnie w swoich ramionach, ciasno obejmując. – Mam cię, Kruszyno.

Nie mogłam się odezwać, z mojego gardła wydobywało się jedynie urywane rzężenie.

– Ciii... nic nie mów. – Zaczął uciskać ranę. – Zaraz wszystko będzie dobrze.

Czułam, jak krew spływa strumieniem po moim ciele – od szyi, poprzez pierś, aż do pleców. Przesiąkała przód i tył bluzki. Słyszałam, jak kapie, uciekając z moich żył. Nozdrza wypełniły mi się metalicznym zapachem, a panika zacisnęła na mnie swoje macki. Spodziewałam się śmierci, ale bałam się końca. Bałam jak cholera.

Ames zmarszczył brwi i zamknął oczy, lecz zaraz je otworzył i zobaczyła, że przemieniły się na jaszczurze. Spojrzenie, które mi posłał, wykręciło mi trzewia. Momentalnie odpłynęły mu wszystkie kolory z twarzy, a strach uderzył we mnie ze zdwojoną mocą.

To nie oznaczało nic dobrego.

– Souline...

Zakrztusiłam się. Coś ciepłego wypłynęło z moich ust. Czułam, że się duszę.

Że umieram.

Rozchyliłam usta, pragnąc zaczerpnąć pełny oddech.

– Nie! – wykrztusił Ames, mocniej przyciskając dłonie do mojego gardła. – Nie, nie, nie, nie!

Nagle tuż za jego plecami zmaterializował się Casimir z nikczemnym, przerażającym uśmiechem na ustach. Wokół niego roztoczyła się aura obślizgłego mroku. Rozszerzyłam oczy z szoku. Próbowałam podnieść rękę, odezwać się, cokolwiek, by ostrzec Amesa, lecz nie miałam żadnych sił.

– Jeśli chcesz, by ona przeżyła, zawrzyj ze mną układ.

Ames odwrócił gwałtownie głowę, ściskając mnie mocno, jakby pragnął ochronić przed całym światem. Jakby siłą mógł zatrzymać mnie tutaj, z nim. A ja byłam coraz bliżej śmierci.

Dźwięk pośpiesznych kroków wypełnił przestrzeń.

– Zablokowałem twoją umiejętność tworzenia portali – oznajmił Casimir. – Tylko ja jestem w stanie ją ocalić.

– Cokolwiek – wychrypiał Ames. – Zrobię wszystko.

Chciałam krzyczeć.

Nie. Nie, nie, nie. Odbiorą mu moc. Znowu poświęci się z mojego powodu. Nie mogłam tego znieść. Supeł żałości i rozpaczy zaległ mi w piersi. Zaczęłam walczyć z otępieniem, zmusiłam się, by zachować przytomność. Próbowałam mówić, jednak zaniosłam się krwawym kaszlem.

Ames zacisnął z desperacją palce na moich ramionach.

– Proszę – wydusił.

– Odsuń się od niej.

– Nie, dopóki nie będę miał pewności, że ją uzdrowisz.

Świat stawał się coraz bardziej rozmazany. Zdołałam jednak dostrzec, jak Casimir przecina dłoń pazurem. Ames natychmiast zrobił to samo. Łzy bezradności wyciskały się z moich oczu. Nie mogłam tego powstrzymać. Nie mogłam nawet odezwać się do niego w myślach, nie wpuszczał mnie.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz