Rozdział 17

2.5K 236 125
                                    

Nadal krzyczałam, gdy pył ze Złotki wirował w powietrzu. Nogi ugięły się pode mną i uderzyłam ciężko o ziemię. Nie miałam siły wstać, więc zaczęłam się czołgać, próbując dotrzeć do pozostałości niedźwiedzicy. Chciałam je zebrać i jakoś złożyć w całość. Przywrócić ją do życia. To było niesprawiedliwe. Tak bardzo niesprawiedliwe.

Niespodziewanie pył raptownie zawirował, a świecące drobinki zaczęły się wzajemnie przyciągać, tańcząc ze sobą w powietrzu. Zamarłam, wpatrując się w ten niesamowity widok. Ostry rozbłysk światła prawie mnie oślepił, lecz nie zamknęłam oczu. Pył złączył się w całość i stworzył przedmiot, który odbił się o ziemię z tępym dźwiękiem. Zmrużyłam powieki i ujrzałam...

Złotą figurkę w kształcie niedźwiedzia.

Ktoś do mnie podszedł, ale nie zwracałam na to uwagi. Wlepiałam wzrok w kawałek rzeźbionego złota. Ames wspominał, że Złotka została stworzona ze złota i jego mocy. Czy to możliwe, że...?

Kończyny odmawiały mi posłuszeństwa, ale musiałam ją zgarnąć, zanim zrobi to Sapphira. Nie mogłam pozwolić, żeby zniszczyła jedyną pozostałość po Złotce.

Nagle drogę zagrodziły mi złote szpilki z piekielnie ostrymi stalowymi czubkami. Popatrzyłam w górę, na potwora w ludzkiej skórze.

– Wstawaj, Souline, albo zniszczę też tę figurkę.

Szok powoli mijał i zaczynałam odzyskiwać nad sobą kontrolę. Walcząc z telepaniem ciała, powoli się podniosłam, a łzy wściekłości ściekały po moich policzkach, wyżynając w skórze bruzdy cierpienia.

– Zapłacisz za to – wysyczałam, patrząc prosto w jej szafirowe oczy.

Zaśmiała się, a do jej boku dołączył strażnik, którego nie zdołałam zabić. Jego też nienawidziłam.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu broni i kątem oka zobaczyłam, że reptilianin przykłada dłonie do ziemistej ściany. Korytarz zadrżał, przez co się zachwiałam, a z podłogi wyskoczyły dwie ściany – jedna za mną, druga przede mną.

Cofnęłam się, choć dobrze wiedziałam, że nie istniała stąd żadna droga ucieczki. Utknęłam z nimi w tym kwadratowym pomieszczeniu.

– Panikujesz, Souline? – spytała Sapphira, przekrzywiając głowę.

Odrobinę, ale nie zamierzałam się do tego przyznawać. Musiałam się jakoś wydostać. Jeśli znalazła mnie Złotka, Ames bądź ktoś inny musiał być blisko. Musiałam zawalczyć.

Zrobiłam krok w przód w tym samym momencie, w którym Sapphira powiedziała:

– Teraz.

Nie zdążyłam nawet mrugnąć. Ziemia usunęła mi się spod stóp i runęłam w ciemność. Krzyk utknął mi w płucach, a żołądek podjechał do gardła. Próbowałam się czegoś złapać, ale wszystko zniknęło i leciałam.

W dół.

Z zawrotną prędkością.

Wiatr smagnął mnie boleśnie w twarz, łzy wycisnęły się z oczu. Wokół panował tak gęsty mrok, że nic nie widziałam. Spadałam w przerażającą ciemność, a w uszach odbijał mi się huk furkotania włosów i rękawów tuniki. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, oprócz tego, że zaraz zwymiotuję. Miałam wrażenie, że moje ciało nie wytrzyma tego niekończącego się upadku i zaraz rozerwie się na części.

Nagle w okolicach mojego nadgarstka rozbłysło ostre, kłujące w oczy światło. Rozbiegło się na boki i otoczyło mnie złotą poświatą, zamykając w ochronnej kuli. Kamień zadziałał i zamiast przywalić w ziemię ciężko jak głaz, opadłam na nią dłońmi i kolanami lekko niczym suchy liść.

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz