Rozdział 1

150 7 0
                                    

Noah

Ostatni raz spojrzałem w lustro. Wyglądałem dobrze. Miałem na sobie czarny golf i tego samego koloru garnitur. Włosy jak zwykle pozostawiłem w nieładzie, bo ulizane zazwyczaj mnie wkurwiały. Psiknąłem się perfumami i ruszyłem do sali. 

- Kurwa. - usłyszałem głos Michaela, kiedy już byłem w korytarzu. Stał przed wielkimi drzwiami, które prowadziły do pomieszczenia gdzie miało odbyć się spotkanie. Miał na sobie granatowy garnitur, który opinał jego szerokie ramiona. Przestępował z nogi na nogę co oznaczało, że się denerwuję.

- Co? - zapytałem, przez co przeniósł na mnie swój wzrok. Zatrzymałem się obok niego i oparłem o ścianę.

- Od wczoraj chodzę wkurwiony. Wiesz, że jak ojciec mówi, że mamy się spotkać w jakieś ważnej sprawie, zazwyczaj chodzi o Josha. I w ogóle każdy mi mówi, że mam się nie wkurwiać, tylko zachować spokój i bla bla.- odparł i jeszcze mocniej zacisnął szczękę.

Chwilę skanowałem go wzrokiem, aż w końcu parsknąłem śmiechem. Mike posłał mi pytające spojrzenie, na co wzruszyłem ramionami.

- Co cię tak bawi? - zapytał wpatrując się we mnie, jakby właśnie zobaczył mnie po raz pierwszy.

- Widzisz, drogi braciszku. Tyle razy mieliśmy podobne sytuacje, a ty nadal się nie nauczyłeś. Ojciec im za to płaci. - powiedziałam i włożyłem ręce do kieszeni spodni. Widząc jego minę, dodałem - To ich praca. Muszą ci pierdolić nad uchem. Nic nie zrobisz. Musisz się tylko przyzwyczaić. I też myślę, że chodzi o... Josha.

To imię ledwo przechodziło mi przez gardło.

- Łatwo ci mówić. Wiesz, że czasem mam problemy... by zachować spokój. - odparł i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, a następnie wsadził jednego między wargi. - Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek się to zmieni.

Miał rację. Był najbardziej porywczy ze wszystkich braci.  Kiedy był nastolatkiem często miał kłopoty, bo kogoś pobił, albo zaczął go szarpać. Ojciec zawsze starał się mu przetłumaczyć, że nie może bić przypadkowych osób, bo wyleją go ze szkoły. Cóż, nigdy nikt nie odważyłby się tego zrobić. Michael również w to nie wierzył, bo nie zmienił się do dziś.

- Myślę, że nie. Nigdy nie byłeś aniołkiem i nigdy nim nie będziesz. Jak nikt z nas. - parsknąłem i wbiłem wzrok w wielką doniczkę naprzeciwko mnie.

Kolejne minuty mijały nam w ciszy, aż w końcu przerwały ją odgłosy kroków. Spojrzałem w tamtym kierunku i dostrzegłem resztę moich braci. Wszyscy byli ubrani w czarne garnitury. Szli pewnym krokiem w naszym kierunku, a ja odbiłem się od ściany. Zatrzymali się obok nas i rozejrzeli po korytarzu. Poza nami było tu tylko dwóch ochroniarzy, którzy zapewne na polecenie Michaela powędrowali w drugi koniec korytarza.

- Nie weszliście jeszcze? - zapytał Gavin siadając na małej kanapie. Darcy usiadł na fotelu i rozpiął guzik marynarki, a Aiden stanął obok mnie. Od razu poczułem zapach jego wody kolońskiej. Victor podszedł do stoliczka, na którym stała butelka whisky i nalał sobie trunku do małej szklanki. Wziął małego łyka i odwrócił się w naszą stronę. Włosy jak zwykle miał zaczesane do tyłu, a zarost idealnie ogolony. Wbił spojrzenie w Darciego, który teraz przyglądał się swoim paznokciom. 

- Wejdziemy, kiedy ojciec nas zaprosi. Jest teraz z Madelyne. - odpowiedział lodowatym tonem, który u obcych osób zawsze wywoływał ciarki. Na nas nie robił wrażenia.

- Ruchają się? - zaciekawił się Michael, na co się uśmiechnąłem.

- Michael, nie. Zbierają papiery na Josha, by jakoś się zemścić. - odparł spokojnie Victor, a uśmiech z mojej twarzy zniknął. Zacisnąłem mocniej szczękę, a moje dłonie zaciskałem w pięści.

Lie To MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz