Wszystkich ludzi tego przeklętego świata bym się spodziewała, serio, ale nie, kurwa, jego.
- Caden? - Moje brwi były tak wysoko, że nawet Jessie patrzyła zaskoczona to na mnie, to na mojego byłego chłopaka. Ten przystanął, zszokowany nie mniej niż ja.
- Sophie? - Odezwał się. Nawet Black się zatrzymał i zrobił dokładnie to, co jego żona. Spojrzał najpierw na swojego gościa, potem na mnie i znowu na niego.
- Znacie się? - zapytał zaskoczony, wracając do mnie spojrzeniem. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Niestety - burknęłam. Moja odpowiedź była jednoznaczna. Jessie udawała, że jej nie ma, Scott spojrzał na Cadena, jakby oczekując wyjaśnień, a sam zainteresowany lekko się zmieszał. Zapadła cisza, podczas której nikt nie wiedział, co powiedzieć, więc to ja postanowiłam zakończyć to milczenie. - Jessie, czy omówiliśmy już wszystkie szczegóły? - spytałam, ze spokojem zwracając spojrzenie na blondynkę.
- Tak. Wszystko ustaliłyśmy - potwierdziła z uśmiechem, więc skinęłam głową i podałam jej rękę.
- W takim razie czekam na szczegóły i do zobaczenia.
- Cieszę się na tę współpracę. Do zobaczenia - odparła radośnie, ściskając moją dłoń. Wtedy całą sobą ignorując Cadena, podeszłam do Blacka i również wyciągnęłam rękę.
- Było mi bardzo miło. Widzimy się wkrótce - zapowiedziałam z uśmiechem, kiedy uścisnął moją dłoń.
- Cieszę się, że mogliśmy się poznać. Będziemy z niecierpliwością was oczekiwać w dniu otwarcia - zapewnił, uśmiechając się do mnie.
- Nie możemy się już doczekać - odpowiedziałam na grzeczność, wtedy Black gestem dłoni wskazał wyjście z sali, przy którym dostrzegłam stojącego łysego kierowcę.
- Vincent zawiezie cię dokąd będziesz chciała.
- Świetnie, bardzo dziękuję. - Skłoniłam jeszcze głowę, pomachałam Jessie i odwróciłam się na pięcie, by odejść, ale to by było zbyt piękne. Wokół mojego nadgarstka zacisnęły się czyjeś palce, a ja nawet nie musiałam się odwracać, by sprawdzić, kto był na tyle odważny. Skrzyżowałam spojrzenia z kierowcą, który na mnie czekał i chyba mój wzrok po tym geście wyrażał wzburzenie, bo już ruszał do przodu, by mi pomóc, ale kiedy spojrzał w moją twarz, zatrzymał się.
Najchętniej bym się wyrwała i popędziła do wyjścia, ale musiałam zachowywać się z klasą, więc bardzo powoli odwróciłam głowę, by zatrzymać spojrzenie na Cadenie.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam, przenosząc spojrzenie na jego dłoń zaciśniętą wokół mojego nadgarstka.
- Poczekaj na mnie i poświęć mi pięć minut - odparł. Podniosłam gwałtownie spojrzenie.
- Nie jestem wróżką, nie spełniam marzeń - syknęłam, próbując mu się wyrwać, ale od tylko mocniej mnie ścisnął.
- Soph, proszę... - Jego szept sprawił, że zamarłam i spojrzałam mu w oczy, a kiedy to zrobiłam, wstrzymałam oddech. Kogo jak kogo, ale Cadena znałam bardzo dobrze. Nauczyłam się wszystkich jego spojrzeń, wiedziałam kiedy kłamie i kiedy udaje, kiedy naprawdę się cieszy a kiedy coś ukrywa. A wtedy w jego oczach dostrzegłam... smutek. Jakiś żal, może współczucie i ból. Ból, który wtedy mi przekazał. Czym był spowodowany? Co stało się w jego życiu? Ostatni raz widzieliśmy się w wakacje dwa lata temu i mimo że mieszkaliśmy w tym samym mieście, to nie mieliśmy okazji się spotkać, co było dla mnie zbawienne. Po tym wszystkim co mi zrobił, nie chciałam go oglądać. Jednak pragmatycznie się temu przyglądając, gdyby nie on i jego zdrada, może nie byłabym w miejscu, w którym aktualnie byłam? Nie zbliżyłabym się do Ryana? Później do Hyuna? Może nadal żyłabym w bańce stworzonej przez Cadena i teraz była jego żoną?
Chryste, trzymaj mnie...
- Poczekam na zewnątrz - rzuciłam chłodno, wtedy mnie puścił. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia, gdy tylko to zrobił. Znajdując się na wysokości Vincenta, nie zwolniłam, on tylko zgodnie ruszył za mną.
Wypadłam na dwór i zatrzymałam się dopiero przy samochodzie, którym tu dotarłam. Kierowca podszedł i spojrzał na mnie pytająco.
- Dokąd panienkę zawieźć? - spytał. Popatrzyłam na niego lekko zmieszana, a on obdarował mnie spokojnym uśmiechem.
- Możemy jeszcze chwilę poczekać? - zapytałam nieśmiało, a on natychmiast potaknął.
- Wedle życzenia - odparł i oddalił się. Odwróciłam się wtedy w stronę hotelu i uspokoiłam myśli. Co tak naprawdę poczułam? Co poczułam, gdy zobaczyłam Cadena? W pierwszej chwili złość. Miałam ochotę podejść i zdzielić go w mordę, ale to była tylko sekunda, której dałabym się ponieść. A głębiej... głębiej już nie chowałam urazy. Nie byłam wściekła i przesadnie pamiętliwa. Nie żywiłam urazy i nie chciałam się mścić. Tak naprawdę to dobrze się stało. Tak. Jego zdrada była dobrym krokiem dla mnie.
Nie wiem, jak długo krążyłam wokół hotelu, ale o czas się nie martwiłam. Do odlotu miałam go dość sporo, więc spokojnie przechadzałam się po obejściu.
W końcu z daleka zobaczyłam biegnącego do mnie Cadena. Wyglądał bardzo oficjalnie w szarym garniturze i pod krawatem. Śmiem nawet stwierdzić, że nic się nie zmienił.
- Dziękuję, że poczekałaś - oznajmił, stanąwszy przede mną. Splotłam przed sobą palce i wyprostowałam plecy.
- Dlaczego mnie zatrzymałeś? - spytałam.
- Chciałem spytać, jak się masz? - Serio? Pogadanka w stylu „co u ciebie?". Nie zmieniłam numeru telefonu, mógł zadzwonić, ale czy ja odebrałabym takie połączenie?
- Em... mam się dobrze... dziękuję - odpowiedziałam ostrożnie, wnikliwie go obserwując, bo był jakiś spięty, poddenerwowany. Patrzył na mnie z dziwnym żalem. - Caden, o co chodzi?
- Cały świat wie, co stało się jakiś czas temu. W tym ja - powiedział. Ach, więc o to chodziło. Przygryzłam język i spuściłam głowę, zdecydowanie nie chciałam mu pokazać, że ruszyły mnie te słowa. - Jest mi po ludzku przykro. To straszne, że tak dobrą dziewczynę spotyka tak wiele zła.
- Caden, po cholerę mi to mówisz? - spytałam, ukrywając lekkie podenerwowanie, ale znajdując siłę, by spojrzeć mu w oczy.
- Bo ja do dziś nie mogę pogodzić się z tym, co ci zrobiłem. A ty w tym czasie pokonałaś tak wiele przeszkód, tak mnóstwo problemów, że to jest aż niemożliwe.
Udało mu się. Zaimponował mi. Nigdy nie sądziłam, że będzie go stać na te słowa. Chociaż... o czym ja też mówię. Przecież gdyby nie ta zdrada, Caden był mężczyzną do rany przyłóż, nie miałam się do czego przyczepić. Po prostu podczas wspólnej drogi każde z nas poszło w odwrotnym kierunku.
- Zapomnij o tym, co było - mruknęłam, machnąwszy ręką. - Patrząc na to z biegiem czasu, uważam, że nawet dobrze się stało. Mogłam łatwiej zapomnieć, bardziej oddać się pracy i zespołowi.
- Nie masz mi tego za złe? - spytał, jakby nie wierzył, podczas gdy ja zaśmiałam się nerwowo, widząc jego zaskoczenie.
- Uwierz, że twoja zdrada to nic w porównaniu z tym, z czym było mi dane się mierzyć.
- Z jednej strony kamień spadł mi z serca, że nie żywisz urazy, a z drugiej nadal czuję ciężar - wyznał. Przyjrzałam mu się uważniej. Wciąż był jakiś nieswój, jakby coś go gryzło.
- Dlaczego? - spytałam. - Zdążyłam zauważyć, że masz się dobrze. Dostałeś awans, prawda? - Zdobyłam się na uśmiech.
- Prawda.
- Więc w czym tkwi problem?
- Znamy się szmat czasu, od czasów wczesno szkolnych, przecież prawie ponad dziesięć lat - przypomniał, uśmiechając się do mnie lekko. - Zwyczajnie boli mnie fakt, że osoba, która była najważniejszą częścią mojego życia, teraz cierpi. Nie oszukujmy się, Sophie. Bez względu na wszystko, już na zawsze będziesz miała swoje miejsce w moim sercu, jakkolwiek to brzmi - powiedział z powagą, podszytą przejęciem. I wiecie co? Mówiłam, że nic się nie zmienił, ale to było kłamstwo. Niesamowicie wydoroślał, choć już te dwa lata temu uważałam, że był dojrzały jak na swój wiek. Teraz to tym bardziej.
Najlepsze było to, że jego słowa mnie ujęły. Nie widziałam w nich podstępu czy próby powrotu do mnie, lub krytyki, lub zemsty. Czegokolwiek. To była tylko chęć ludzkiego wsparcia i podzielenia się swoimi odczuciami. Nawet zrobiło mi się głupio, bo ja nie mogłam powiedzieć o nim tego samego. Kiedy w moim życiu pojawiły się Smoki, Caden spadł z piedestału przy moim pierwszym pstryknięciu. I było mi z tego powodu wstyd. A ten wstyd chciałam ukryć.
- Doceniam, że to mówisz - mruknęłam, uśmiechając się do niego.
- Mówię tylko, co czuję.
- I za to ci dziękuję.
- Wiem, że nasza znajomość nie skończyła się... dobrze, ale jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała. Rozmowy, pomocy, wsparcia, to ja jestem. Zawsze byłem. - Mówiłam wam, że zrobiłam się ekstra ckliwa od amnezji Hyuna? Taaa... Zajebiście się wzruszyłam, kiedy usłyszałam to z jego ust.
Zrobiłam więc krok do przodu i ostrożnie go objęłam, chcąc przytulić. Długo nie musiałam czekać na wzajemność; natychmiast mnie objął i przytulił tak mocno, że prawie zabrakło mi tchu, ale chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Żeby sobie wybaczyć, zrozumieć, oczyścić dusze.
- Przepraszam cię, ale niedługo mam samolot - oznajmiłam, wyplątując się z jego objęć. Rzucił okiem na zegarek umieszczony na nadgarstku.
- Ja podobnie. O której wylatujesz? - spytał.
- O trzeciej dziesięć.
- Więc lecimy tym samym samolotem - powiedział, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam gest i machnęłam ręką w stronę samochodu Vincenta.
- Zabierzmy się więc jednym autem - zaproponowałam, na co przystał, więc oboje ruszyliśmy na parking.
![](https://img.wattpad.com/cover/371171253-288-k77686.jpg)
CZYTASZ
Cena sławy. W mroku (III)
Lãng mạnLiczyła na szczęśliwe zakończenie i nic nie wskazywało na to, że przewrotny los sprezentuje jej coś zupełnie odwrotnego. Sophie po raz kolejny zostaje wystawiona na próbę, jednak tym razem - ta próba jest najboleśniejszą, jaką przyjdzie jej znieść...