Rozdział 26 - Dziewczyna ze stali

91 18 1
                                    

   Dziesięć sekund.
   To według was dużo? Czy mało?
   Dla mnie wtedy czas się zatrzymał. Stanął w miejscu tylko po to, żebym mogła się zastanowić. Łaskawy, pierdolony czas. Żeby cię jasny szlag trafił, przyjacielu.
   A ja stałam. Stałam i nie mogłam się ruszyć. W mojej głowie szalały przeróżne myśli. Od tych nieprzyzwoitych, które pozwoliłyby mi rzucić się na niego zaraz po wypowiedzeniu tego zdania, od którego zrobiło mi się zimno, po te, które nakazały mi spieprzać dalej niż widzę. Nie robić sobie problemów, nie wpadać do studni, z której niedawno wyszłam z ogromnym trudem. Po co? Żeby znów wrócić do początku i walczyć każdego następnego dnia?
   Ale tak na poważnie. Boże. Moja decyzja naprawdę was zdziwi, jeśli powiem, że stałam jak wrośnięta w ziemię i nawet nie mrugałam? Patrzyłam tak na niego i nie mogłam oderwać wzroku, nawet przestałam oddychać. Tak rozpaczliwie wtedy próbowałam dostrzec w nim człowieka, który kiedyś mnie kochał. Człowieka, dla którego byłam całym światem. No przykro mi, jak chcecie czytać o cudach i bajkach to nie tutaj. Nie znalazłam w jego osobie człowieka, którym był jeszcze miesiąc temu. Jednakże wtedy zrozumiałam coś jeszcze. Coś, co okazało się ważne, niemalże kluczowe. Pomimo jego wstydu, niepewności i zakłopotania stałam się kimś więcej niż osobą, którą tolerował, bo dwa lata temu mój brat zaoferował mi pracę ich asystentki.
   Widziałam w jego oczach magiczne przyciąganie. Dokładnie takie samo, które widziałam wtedy tej pieprzonej nocy, o której rozmawialiśmy niespełna kilka minut temu. Przestałam wierzyć w to, że odzyska pamięć. Za to zaczęłam wierzyć w to, że może jednak życie nie będzie non stop kopać mnie w dupę i ten człowiek, za którego gotowa byłam oddać życie, może jednak odwzajemni moje uczucie chociażby w połowie? A jeśli połowa to za dużo, niech będzie ćwiartka. Cokolwiek! Bylebym tylko nie musiała codziennie walczyć ze sobą i powstrzymywać się od głupiego dotyku, pocałunku bądź zwykłego uścisku.
   Jego obojętność i dystans były bolesne, ale to, że musiałam się powstrzymywać od rzeczy, które kiedyś były moją codziennością, rwało mi serce, które i tak było w kawałach. Dlaczego więc miałam odbierać sobie coś, na co tyle czekałam? Za cenę późniejszego bólu i kolejnej dawki dystansu?
   Było warto.
   - Będziesz musiał wyjść pierwszy - oznajmiłam twardo, odważnie patrząc mu w oczy, które przed kilkoma sekundami pociemniały. Widziałam, jak zaciska dłonie w pięści, jak na jego wytatuowanej dłoni występują żyły, a on sam walczy ze sobą dokładnie tak, jak ja robiłam to codziennie. Będę złośliwa, ale podobało mi się to, co widziałam.
   - Sophie, ostrzegam cię... - wycedził przez zaciśnięte zęby, podczas gdy ja pozostawałam niewzruszona z zewnątrz.
   - Ostrzegaj. - To było jak policzek. Rzucenie wyzwania, pokazanie mu, że nie odpuszczę. I nie ważne, że on to wszystko robił dla mojego dobra. Wiedział, że moje uczucia były, są i będą prawdziwe, niezmienne. A on na tamtą chwilę nie mógł przypomnieć sobie niczego, co miało z tym związek. Tak więc każda nasza bliższa interakcja uderzała tylko i wyłącznie we mnie. On miał tego świadomość, dlatego mnie „ostrzegał", ale szczerze? Miałam to w głębokim poważaniu.
   Hyun zrobił dwa kroki do przodu, w przeciągu ułamka sekundy znajdując się tuż przede mną. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłam zareagować. Mój nos praktycznie dotykał jego klatki piersiowej, więc z trudem zwalczyłam w sobie chęć wtulenia się w niego. Zamiast tego wzięłam głęboki, kojący wdech i podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Jego oczy wwiercały się we mnie z ogromną natarczywością. Słyszałam jego szybszy oddech i wciąż obserwowałam bitwę z myślami.
   Złapał w końcu mój podbródek, zaskakująco brutalnie jak na niego, i jeszcze bardziej przybliżył do siebie moją twarz.
   - Chcesz cierpieć? - szepnął z wyrzutem, a ja wiedziałam, że to jego kolejna próba mojego ratunku. To było słodkie z jego strony, ale zupełnie niepotrzebne. Zdobyłam się nawet na uśmiech, bo on chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie ma takiej mocy, która byłaby w stanie mnie wtedy wystraszyć.
   - Za taką cenę? Bez zastanowienia.
   To był koniec naszej wymiany zdań.
   Hyun bez ostrzeżenia wpił się w moje usta, w momencie pozbawiając mnie tchu. Złapał tył mojej głowy, wplótłszy palce we włosy, żebym przypadkiem się nie odsunęła, bo gdybym zmieniła zdanie, na odwrót nie było już szansy.
   Kurwa, jaki odwrót? Za żadne skarby. Kiedy zaczął mnie całować, dokładnie tak jak chciałam, namiętnie, wręcz rozpaczliwie, nie w głowie były mi ucieczki. Chciałam więcej, bardziej, mocniej.
   Moje kolana niebezpiecznie zadrżały, gdy wolną ręką objął mnie w talii i przycisnął mnie własnym ciałem do blatu. Zarzuciłam mu ręce na szyję i splotłam mu na karku palce, żeby przypadkiem nie upaść. Dawno całowanie go nie sprawiało mi takiej przyjemności jak wtedy. Oddawałam mu każdy pocałunek. Z jeszcze większym uczuciem i zaangażowaniem, jakby od tego zależało moje życie. Cudowne w tym wszystkim było to, że z jego strony ja czułam coś podobnego, jak nie tego samego.
   Od zastrzyku tych wszystkich emocji zakręciło mi się w głowie, a czytający mi w myślach Hyun, jakby to wyczuł. Zrobił krótką pauzę i odsunął się, by jedną ręką złapać mnie pod kolanami, drugą podtrzymać moje plecy i jednym, sprawnym ruchem wziąć na ręce. Zupełnie, jakbym nie ważyła nic.
   Nie protestowałam, gdy odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z kuchni. Jedynie znowu oplotłam rękami jego szyję, nie odrywając od niego uważnego spojrzenia. Uwielbiałam tę powagę na jego twarzy, zmieszają z czającym się podnieceniem, które szukało ujścia. Praktycznie całą drogę patrzył mi w oczy, próbując wyczytać czy byłam świadoma tego, na co się pisałam. Kolejne ostrzeżenie, tym razem niewerbalne.
   Bardzo szybko znaleźliśmy się w jego sypialni, którą kiedyś miałam odwagę nazywać „naszą". Położył mnie na łóżku i nie pozwolił na ucieczkę, nawet na nadprogramowe ruchy. Natychmiast znalazł się nade mną i zaczął pożądliwie całować. Błądziłam rękami po całym jego ciele, ledwo panując nad swoją wewnętrzną żądzą. Niesamowitym było, jak kurewnie byłam stęskniona za tym wszystkim. Jak wiele przyjemności sprawiało mi to, że mogłam wbić mu paznokcie w plecy, wsunąć palce we włosy albo przygryźć wargę. Nie potrzebowałam dużo. Tylko jego.
   Oszalałam, kiedy znowu mogłam czuć jego dotyk, kiedy jego usta zmysłowo całowały moją szyję, kiedy jego palący oddech wręcz parzył. Z każdym jego ruchem mój oddech coraz bardziej się urywał. Nie panowałam nad tym, żeby miarowo oddychać, skupiona tylko i wyłącznie na chwili, której nie mogłam się doczekać. Z mojego gardła co chwila wyrywały się niekontrolowane mruknięcia czy jęki, bo każdy jego gest doprowadzał mnie do obłędu.
   Pozbycie się przeszkadzających ciuchów było kwestią sekundy, nawet nie zakodowałam tego momentu. Wystarczyło, że odsunął się tylko na chwilę, a ja już chciałam go z powrotem, z utęsknieniem wyciągając ręce. Na szczęście nie kazał mi długo czekać, za co byłam mu wdzięczna.
   Szarpało mi wnętrznościami, kiedy gwałtownie rozchylił moje nogi. Serce zamarło, żołądek robił fikołki a ja chciałam zatracić się w tej krótkiej chwili. Uporczywy ścisk w dole brzucha robił się natrętny, miałam nieodparte wrażenie, że jak zaraz we mnie nie wejdzie, to zrzucę go z siebie i sama się tym zajmę. Byłam na skraju wytrzymałości i on doskonale o tym wiedział. Sukinsyn. Dojrzałam jego znikomy, ale chytry uśmieszek w półmroku. Miał satysfakcję z tego, jak na mnie działał. Wyraźnie mu się to podobało, dlatego zwlekał, specjalnie zbyt długo badając moje ciało, odbierając mi możliwość dotyku, co jakiś czas unieruchamiając moje nadgarstki lub całując tak, że byłam gotowa zwariować. Przyszedł moment, w którym już z ledwością wytrzymywałam te katusze, więc chciałam coś powiedzieć, skwitować go albo zbluzgać, ale nie zdążyłam. Był szybszy i bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczył. To był tylko jeden, płynny ruch, po którym wzięłam haust powietrza.
   Błogość zalała mnie w sekundę, wypełniające mnie uczucie było tak piękne, jak je zapamiętałam. Można powiedzieć, że było nawet bardziej odczuwalne, wyczekane lub zakazane. Intensywne! Tak, to dobre słowo.
   Otworzyłam szerzej oczy napotykając jego wzrok, kiedy obserwował mnie spod przymrużonych powiek. Zamglone spojrzenie i napięcie na twarzy, które tak uwielbiałam, były zwieńczeniem wszystkiego, czego chciałam. Kiedyś zawsze patrzył na mnie w momencie naszego połączenia, przez to nauczyłam się wtedy patrzeć mu w oczy. Na początku zawsze mnie prosił, wręcz upominał. A ja miałam stan przedzawałowy, gdy słyszałam przy własnych ustach jego niski, pełen dziwnego magnetyzmu głos, mówiący ciche „patrz mi w oczy". Po tym czasie już to wiedziałam i robiłam to automatycznie. Czy teraz też patrzył na mnie ze znanych mi przyczyn, czy było to raczej przypadkiem?
   Owinęłam ręce ciaśniej wokół jego szyi, przyciągając do siebie nieco bardziej i przesuwając biodrami w jego stronę. Naparłam najmocniej jak się dało, dopóki nie napotkałam oporu. W odpowiedzi usłyszałam tylko jak gwałtownie wciąga powietrze, chowa twarz w mojej szyi i klnie po koreańsku. Maksymalne emocje, które zaczęły się ze mnie wylewać sprawiły, że nie zapanowałam nad dwoma łzami, które wydostały się z moich oczu. Mimo tego zaśmiałam się cichutko, co mu nie umknęło. Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Nim zdążył się stropić, przygryzłam jego wargę i uśmiechnęłam się.
   - Kocham, kiedy tak robisz - szepnęłam prosto w jego usta. Nie skłamałam. To była jedna z wielu rzeczy, na których punkcie oszalałam. Kiedy w łóżku klął po koreańsku. Wychodząc z założenia, że w takim momencie nie musiałam się powstrzymywać, podniosłam rękę i z czułością odgarnęłam mu włosy, które i tak zaraz potem opadły na czoło. Jedna ręka Hyuna niepostrzeżenie wsunęła się pod moje plecy, co tylko pozwoliło mu mocniej mnie do siebie przyciągnąć. Drugą ręką chwycił mój kark i zrobił praktycznie to samo - przyciągnął do siebie, całując z niesamowitą zachłannością, przy okazji nieznacznie przyspieszając tempo. Po raz kolejny zabrakło mi tchu, kiedy był tak maksymalnie blisko, że bardziej się już nie dało. Ten stan był okrutnie upajający. Miałam już plamy przed oczami od wszystkich dostarczanych mi bodźców. Przymknęłam więc powieki, pozwalając zmysłom pracować. Swoimi pocałunkami skutecznie tłumił jęki, nad którymi ja już nie miałam siły panować. Nie miałam siły na nic. Chciałam się mu oddać w całości i pozwolić, żeby zrobił ze mną co tylko przyszłoby mu do głowy. Chciałam tak już zostać na zawsze i nie martwić się o to, że dnia kolejnego wszystko wróci do starej normy. Chciałam być z nim. Po prostu. Jak tej nocy. I niczego już nie zmieniać.

Cena sławy. W mroku (III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz