Rozdział 17 - Mała nadzieja

90 15 2
                                        

   Dzięki zrównoważonemu Joonowi, który wywołał niemałe poruszenie swoim wybuchem, udało nam się opanować nerwowość i niestabilność w naszej grupie. Szybko opadło napięcie i rozładowana atmosfera posłużyła do tego, by przekazać im to, czego dowiedziałam się w Phoenix.
   - Szanowany biznesmen za jakieś dwa tygodnie otwiera swój piąty hotel i urządza bal charytatywny, na którym spotkanie z wami będzie jedną z możliwości do wylicytowania – wygłosiłam, autentycznie przejęta. Byłam zadowolona, bo w swojej karierze jeszcze nie miałam podobnego wyzwania, a z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, oni też nie. Popatrzyli najpierw po sobie pytająco, by potem uśmiechnąć się do mnie z aprobatą.
   - Rewelacyjny pomysł. Szczytne cele są zawsze w cenie – stwierdził Liam, potakując wesoło głową.
   - Oczywiście dostaliśmy zaproszenie na cały bal z możliwością noclegu, więc proponuję, żebyśmy zostali tam na weekend. Bo to w końcu ostatnie chwile przed wyjazdem Jaydena – oznajmiłam, westchnąwszy, bo nagle zdałam sobie sprawę, że po imprezie w Phoenix czeka ich wspólny pożegnalny koncert w Los Angeles, a potem Jayden zniknie z naszego pola widzenia na miesiąc. Zmartwiło mnie to do tego stopnia, że zespół natychmiast wyczytał to z mojej twarzy. Wzruszony Jones wstał i wcisnął się obok mnie w fotel, w którym oboje z ledwością się mieściliśmy, po czym objął mnie bardzo mocno.
   - Ja też będę za tobą tęsknił – powiedział. Uśmiechnęłam się automatycznie. Robiłam tak zawsze w momencie nagłego przypływu radości, który zalewał nagle moje serce. Poddałam się temu uczuciu i z ledwością objęłam jego wielkie ciało, żeby oddać uścisk.
   - Też chcę. – Usłyszałam jęk Ryana, który poderwał się z kanapy naprzeciwko, usiadł po mojej drugiej stronie i dołączył się do uścisku. Liam zaśmiał się i zrobił to samo, a w jego ślady poszedł Joon. Z zewnątrz musieliśmy wyglądać śmiesznie, zresztą jak zawsze w takich momentach, a potwierdzało ten fakt tylko spojrzenie Hyuna.
   - Lim, chodź – zarządził Jayden, machnąwszy na niego ręką. Ten w odpowiedzi przewrócił oczami, ale nie zaprotestował. Ostrożnie podszedł, a gdy był na wyciągnięcie ręki, Joon chwycił go i przyciągnął tak, że ten wpadł na nas, ale to skutkowało tylko śmiechem. Pal sześć jego utratę pamięci. Ich zespół dawał mi dodatkową moc i nadzieję, których tak często mi brakowało.

*

   W studiu spędziliśmy jeszcze kilka godzin. Chłopaki nagrywali piosenkę a ja siedziałam w wygodnym fotelu i po cichu śpiewałam razem z nimi albo bujałam się w takt muzyki. W międzyczasie oczywiście odbierając kolejne telefony, potwierdzając następne reklamy albo ustalając szczegóły różnych akcji.
   Koniec końców popołudniu, po zjedzonym w studiu obiedzie, który zamówiłam, zaczęliśmy się zbierać do domów. Już byłam gotowa zamówić taksówkę, ale chłopcy uspokoili mnie, że przyjechali dwoma samochodami, więc bez problemu każdy z nas się pomieści.
   - A czy ja się w końcu dowiem co robił Caden w Phoenix? – spytał Liam, kiedy zbieraliśmy swoje rzeczy. No tak, kompletnie o nim zapomniałam.
   - Jego firma na licytację Blacków przekazuje samochód. On, jako zastępca prezesa, przyjechał dopiąć warunki umowy i przedyskutować szczegóły – wyjaśniłam, nie patrząc na nich. Mimo to czułam, że każdy zgromadzony mierzy mnie bardzo czujnym spojrzeniem.
   - A dlaczego przy waszym pożegnaniu padło „zdzwonimy się"? – spytał z przekąsem Ryan. Brwi mojego brata wystrzeliły ku górze, ale widziałam, że Joon i Jayden również nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Westchnęłam głośno, odważnie odwracając się do nich, by obdarzyć ich spojrzeniem.
   - Dlaczego zachowujecie się tak, jakbym robiła coś złego? Czy to, że pogodziłam się z przeszłością i zapomniałam o zdradach Cadena jest czymś, co możecie potępiać? Dlaczego nie mogę utrzymywać kontaktu z byłym chłopakiem? Bo z powrotem wpadnę w sidła? Dam się omotać? – Sypałam pytaniami, nawet na chwilę się nie zatrzymując, ale też mając ogromną satysfakcję z ich min, które zaczęły zmieniać się w lekko skonfundowane pod wpływem moich słów. – Zapominacie o najważniejszej rzeczy w tej całej sprawie. Ja nie jestem jakąś bezmózgą i podatną na wpływy dziewczynką, na Boga! Chłopaki... - urwałam, bo włączył się nagle mój nerwowy śmiech, który jednak w porę opanowałam. Wskazałam palcem Hyuna, ale wzrokiem wciąż skakałam między pozostałą czwórką. – Może dla niego jestem singielką. Ale dla siebie samej nie, jak i dla was. Z łaski swojej pamiętajcie o tym, że moje serce jest zajęte i żaden Caden czy Bóg wie kto jeszcze tego nie zmieni... - Pod koniec mojego wywodu w ton mojego głosu wkradł się smutek, co natychmiast zostało wychwycone. Hyun po raz pierwszy nie wydawał się zaskoczony, obserwował nas z uwagą i można powiedzieć, że nawet po cichu przyznawał mi rację. Cała reszta zarzuciła na twarze skruchę. Jako pierwszy wyłamał się Ryan, podchodząc i kładąc mi dłonie na ramionach.
   - Przepraszam, że chciałem mu wlać – oznajmił z tak wiarygodnym przejęciem, że zaczęłam się śmiać.
   - Nie gniewam się. On pewnie też nie – odpowiedziałam przez śmiech, rozładowując kolejne napięcie. Padło jeszcze kilka miłych słów. Wybaczenia, przeprosin i tym podobnych. Po tym wszystkim zebraliśmy się w końcu do domów.

Cena sławy. W mroku (III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz