Rozdział 5 - Bezpowrotna strata

73 15 0
                                    

   - A więc... Sophie. - Moje imię w jego ustach było tak obce i zimne, że z trudem powstrzymałam dreszcz. Pamiętaj, Sophie, on niczego nie pamięta. Przyzwyczaj się do tego. Powtarzałam to sobie w głowie jak mantrę, byleby nie oszaleć. - Usiądziesz? - spytał nieśmiało, wskazując krzesło po drugiej stronie.
   - Chętnie - mruknęłam, obchodząc łóżko i siadając na stołeczku. Zestresowana splotłam palce na kolanach i wbiłam w niego spojrzenie. On sam też na mnie patrzył, nie wiedząc od czego zacząć. Byłam przekonana, że miał mnóstwo pytań, że chciał się dowiedzieć wszystkiego po kolei, ale pewnie bał się tego podobnie jak ja. Mimo że mnie nie pamiętał, wciąż był tym samym wrażliwym i kochanym Hyunem, którego pokochałam. Czułam podskórnie, że nie chciał mnie skrzywdzić, a to niestety było nieuchronne...
   - Jesteś z nimi bardzo zżyta? - Ni to spytał, ni to stwierdził, machnięciem ręki wskazując drzwi, przez które przed chwilą wyszli nasi przyjaciele.
   - Tak. Jesteśmy rodziną. - Pokiwałam głową, uśmiechając się na samą myśl.
   - Jak... jak do tego doszło?
   - Ta droga była długa, kręta, wyboista i bolesna - zaczęłam niepewnie, spuściwszy wzrok. - Ale pozwoliła mi zdobyć czterech dodatkowych braci, dla których zrobiłabym wszystko. A oni dla mnie. - Ostatnie zdanie wyszeptałam, ale wiem, że usłyszał. Bałam się podnieść wzrok, zobaczyć spojrzenie pytające i nic nierozumiejące.
   - Na przestrzeni tych niespełna dwóch lat staliśmy się tak sobie bliscy? - spytał z niedowierzaniem. Dopiero wtedy podniosłam wzrok.
   - Nie musisz mi wierzyć, spytaj resztę. Ale między naszą szóstką coś od razu załapało. Od początku czułam się jak członek waszego zespołu, co było bardzo ujmujące. Poza tym wiele przeszliśmy, wiele przeżyliśmy. Dobrych i złych chwil... - powiedziałam, biorąc głęboki wdech.
   - Na przykład? - Przykład. Boże, w gąszczu tych wszystkich przygód, co miałam mu powiedzieć w pierwszej kolejności?
   - A to zależy. Mam przypomnieć ci dobrą chwilę czy złą?
   - Dobrą. I związaną z nami - poprosił. Dałam sobie trzy sekundy, żeby opanować nagłe drżenie. Był zwyczajnie ciekawy? Niedowierzał? Czy chciał sobie mnie przypomnieć? Postanowiłam nie wnikać i zacząć od samego początku naszej znajomości.
   - Napisaliśmy razem piosenkę - zdradziłam, nie mogąc się przy tym nie uśmiechnąć. Uniósł brwi ze zdziwienia.
   - Ja i ty?
   - Ty i ja - potwierdziłam, uśmiechając się nieco szerzej. Widziałam jak ściągał brwi, próbując sobie cokolwiek przypomnieć, ale na próżno. W końcu pokręcił z rezygnacją głową.
   - Wybacz, ale...
   - Spokojnie. Pamięć nie wróci tak szybko, nie przejmuj się - przerwałam mu spokojnie i powstrzymałam się, żeby nie wyciągnąć ręki i nie pogładzić go po policzku. - Wrócisz do domu i jeśli będziesz chciał, to o wszystkim ci opowiem. Pokażę zdjęcia, filmy, co ty na to?
   - Chętnie. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się leciutko. - To może póki co skupimy się na teraźniejszości?
   - Co masz na myśli?
   - Byliśmy w takim... oficjalnym związku? W sensie... publicznym? - pytał, ewidentnie nie wiedząc jak sformułować zdanie, żeby mnie nie urazić. A ja musiałam przyzwyczaić się do tych kuriozalnych pytań, które w mojej opinii w ogóle nie powinny mieć miejsca.
   - Tak.
   - A... długo?
   - Oficjalnie nie, bo zaledwie niecałe pół roku, ale nasze uczucia, można by rzec, żyją od prawie samego początku naszej znajomości. - Boże, jak niezręcznie mi się o tym mówiło, gdy patrzył na mnie z niedowierzaniem i lekkim zmieszaniem. Podrapał się po głowie, przez chwilę mieląc moje słowa. Postanowiłam iść za ciosem i powiedzieć mu o tym, o czym powinien wiedzieć od początku. - Poza tym ważny jest też fakt, że mieszkamy razem.
   I ta wiadomość sprawiła, że prawie podskoczył. Wbił we mnie zdumione spojrzenie a ja walczyłam ze sobą, że nie odwrócić wzroku. Nie wiem, co działo się w jego głowie. Uważał mnie za wariatkę? Pomyślał choć przez chwilę, że koloryzowałam?
   - Sophie, wybacz mi, ale ja nic z tego nie pamiętam. I dosłownie nie chce mi się wierzyć, że zapomniałbym o kimś, kogo kochałem - powiedział niechętnie.
   - Uważasz, że kłamię?
   - Nie, skąd. Po prostu ciężko mi z tym, że mi o tym mówisz, a ja nie mam o tym pojęcia. To pewnie nie jest dla ciebie... łatwe - burknął, wpatrując się we mnie z uwagą. Ba, że nie było łatwe. To była najcięższa próba, jaką przyszło mi przejść. - To nie do pomyślenia, że jest między nami tak poważnie. Ty o tym wiesz, czujesz to wszystko, a ja...
    - A ty nie - dokończyłam za niego, po czym mocno ugryzłam się w język, żeby się nie rozpłakać. Spojrzał na mnie z autentycznym żalem.
   - Przepraszam - szepnął, tylko upewniając mnie w tym, że zgadłam bezbłędnie. Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć. Jakie słowa teraz są właściwe? Czy jakiekolwiek w ogóle były?
   Ciszę przerwał mój telefon. Wyciągnęłam komórkę z torebki i spostrzegłam połączenie od Junga. Boże... rewelacje dzisiejszego dnia kompletnie wybiły mnie z rytmu, przecież brat Hyuna się do nas wybierał. Do tego musiałam powiadomić jego rodziców.
   Odwróciłam ekran w stronę Lima. Szybko przeczytał imię na ekranie i spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
   - Mój brat ma tak samo na imię - powiedział.
   - To jest twój brat - odparłam, wstając. Hyun znowu drgnął, zaskoczony wiadomością.
   - Co? - Ja wiem, że to dla niego pewnie było trudne. Budzi się i nagle obca baba zna jego rodzinę, przyjaźni się z zespołem i jest nieodłączną częścią jego życia. Dla mnie to jest turbo ciężkie, ale dla niego przecież też...
   Nie odpowiedziawszy na jego pytanie, odwróciłam się i odebrałam telefon od Junga.
   - Cześć Jung.
   - Sophie, hej. Słuchaj, dzwonię, bo jednak nie dam rady przyjechać - oznajmił z rozdrażnieniem.
   - Coś się stało?
   - Ach, szkoda gadać. Muszę po prostu być w pracy. Nie gniewasz się?
   - No skąd, żaden problem. Wpadniesz innym razem - odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę pacjenta, który obserwował mnie z autentycznym przejęciem.
   - A jak z Hyunem? - spytał. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, obserwując miłość mojego życia i starając się zapanować nad drżącym głosem.
   - Dla świata dobrze, dla mnie fatalnie - oznajmiłam. Chwilę milczał, nim odpowiedział.
   - Co przez to rozumiesz?
   - Zdzwonimy się wieczorem, razem z Kalem, okej? Wszystko wam opowiem - powiedziałam ciszej, ale to i tak dostało się do uszu Hyuna, który szerzej otworzył oczy.
   - Dobrze, Soph. Dam znać, jak będziemy dostępni, trzymaj się.
   - Ty też. Do usłyszenia. - Pożegnawszy się, schowałam komórkę do torebki.
   - Znasz moich braci? - spytał.
   - Znam twoich braci, twoich rodziców, twoją babcię - oznajmiłam z lekkim znużeniem, wzruszając ramionami. Wtedy spostrzegłam na twarzy Hyuna, że to było dla niego za dużo. Pokręcił głową, wciąż niedowierzając.
   - Znasz moją rodzinę, mieszkamy razem, świat o nas wie... Chryste, nic z tego nie pamiętam - syknął ze złością, przykładając pięści do czoła. Zrobiło mi się przykro i niesiona tym dziwnym stanem nie panowałam nad sobą. Podeszłam i położyłam mu dłoń na ramieniu, znajdując się blisko.
   - Nie zadręczaj się - szepnęłam i mimowolnie uniosłam dłoń, biorąc w palce wystające z bandaża włosy. Hyun zerknął na mnie skonfundowany, przez co natychmiast zeszłam na ziemię i odsunęłam rękę. Boże... jak ja miałam przy nim teraz normalnie funkcjonować? Jak zachowywać się normalnie? Jakby niczego nigdy między nami nie było? No jak...?
   - Wybacz, ale to na chwilę obecną dla mnie za wiele. Muszę to przemyśleć.
Jego zimne jak lód słowa wbiły się w moje serce powodując, że cofnęłam się jeszcze bardziej. I w tamtym momencie wpadło mi do głowy tylko jedno - wyjść. Chwyciłam swoją torebkę i przerzuciłam ją przez ramię.
   - Dobrze, więc pójdę już - mruknęłam, robiąc znaczący krok w tył. - Dziś popołudniu będę na policji, odbiorę twoje rzeczy i przywiozę ci komórkę. Resztę zabiorę do domu - poinformowałam. Dla mnie zwykła wiadomość, a on, słysząc to, znowu jakoś tak dziwnie na mnie spojrzał. Zamrugałam pospiesznie. Nie rycz, głupia! Nie tutaj! wołałam do siebie w myślach.
   - Dobrze, dziękuję - powiedział. Po tych słowach po prostu wyszłam, wpadając na chłopaków, którzy chyba podsłuchiwali pod drzwiami, bo dosłownie w nich uderzyłam, wychodząc. Kiedy tylko drzwi trzasnęły, nie powstrzymałam łez.
   - Muszę stąd wyjść. Nie chcę tu być. Nie chcę! - zawołałam, nie pozwalając im na żadne pytanie, po czym rzuciłam się do wyjścia.

Cena sławy. W mroku (III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz