Przyszedł czas, w którym chłopaki wrócili do swoich domów, a ja zostałam z Hyunem sama. Mimo że był u siebie w domu, był tym wszystkim tak samo zestresowany jak ja. Powoli zbliżała się pora kolacji, bo jak się okazało, zespół zabawił u nas bardzo długo, ale nikomu to nie przeszkadzało.
Siedziałam w kuchni i zajmowałam się potwierdzaniem wszystkich spraw, jakie ustaliłam z chłopakami. Co chwila gdzieś dzwoniłam, coś zapisywałam lub skreślałam. Czułam w tym wszystkim taką swobodę, że potem z niesamowitym sentymentem wracało mi się do tych notatek. Dwa lata temu, patrząc w ten zeszyt, nigdy bym się nie zorientowała o co w nim chodzi. A teraz, czytając to wszystko, uśmiechałam się sama do siebie.
Podczas mojej pracy w kuchni pojawił się Hyun. To było zajebiście słodkie, bo wyglądał, jakby z góry przepraszał, że mi przeszkadzał. Odłożyłam na chwilę telefon i spojrzałam na niego ze spokojnym uśmiechem.
- Pamiętaj, że to jest twój dom. Naprawdę nie musisz się mnie krępować - oznajmiłam, na co on przekrzywił głowę w jedną stronę.
- Skąd pomysł, że mnie krępujesz?
- Bo znam cię i widzę, że tak jest - odparłam natychmiast, na co on westchnął z rezygnacją. - Jeśli cię to przerasta, wyprowadzę się. To nie jest dla mnie problem.
- Nie. Zostań - poprosił od razu. Naturalnie musiałam mocno ugryźć się w język, by nie uśmiechnąć się zbyt szeroko. Powściągliwie jedynie skinęłam głową. - Potrzebuję się przyzwyczaić. Ale ty nie bierz tego do siebie - oznajmił, po czym wskazał krzesło po drugiej stronie stołu, naprzeciw mnie. - Mogę?
- Jasne. - Uśmiechnęłam się, więc usiadł we wskazywanym miejscu. Splótł przed sobą palce, położył je na stole i wbił we mnie czujne spojrzenie. Postanowiłam przystąpić do dalszej pracy; wykonywałam kolejne telefony, ustalałam szczegóły z poszczególnymi firmami, rozmawiałam o wynagrodzeniu, planach, upodobaniach chłopaków, kiedy ktoś pytał mnie o szczegóły danej reklamy. Po tych dwóch latach naprawdę miałam sporo wiedzy na ich temat i bez problemu mogłam się za nich wypowiadać. Co było wygodne i dla mnie i dla nich. Skrupulatnie wszystko notowałam, chociażby dla świętego spokoju, żeby przypadkiem nic mi nie umknęło. Jednakże wciąż czułam na sobie spojrzenie Hyuna, które stało się dla mnie zbyt wnikliwe, wręcz natarczywe, czego skutkiem było to, że zwyczajnie zaczęłam się stresować.
- Widzę, że nie tylko ty krępujesz mnie. - Usłyszałam jego niski głos, gdy po kolejnej skończonej rozmowie, notowałam szczegóły w swoim zeszycie. Zatrzymałam się wpół słowa i zamarłam. Znałam ten ton doskonale. Ton mówiący mi, że mnie przejrzał i wie, jak na mnie działa. Powoli podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Uśmiechał się do mnie leciutko i patrzył znacząco.
- Skąd ten pomysł? - spytałam, starając się nie pokazać po sobie, że miał rację. Pochylił się nieco do przodu, by uważniej spojrzeć mi w oczy, na co ja nieświadomie wstrzymałam na chwilę oddech.
- Bo widzę, że w twoje ruchy wkradła się nerwowość i pojawił się lekki stres - zauważył, uśmiechając się nieco szerzej. Uśmiechem, który znałam. Którym zwykle posługiwał się, gdy wiedział, że miał rację. Postanowiłam odrzucić na chwilę fakt, że mnie onieśmielał i zdecydowałam się zagrać z nim w otwarte karty. Odsunęłam od siebie notatnik, również splotłam dłonie przed sobą i spojrzałam mu w oczy.
- Ciebie to dziwi? - spytałam.
- Raczej nie. Po prostu... fascynuje.
- Fascynuje? - Uniosłam lekko brwi.
- Oczywiście. Pojawia się w moim otoczeniu dziewczyna, która pełni w życiu zespołu bardzo ważną rolę. Dziewczyna, którą, jak zdążyłem zauważyć, kochają wszystkie Smoki, podobno ze mną na czele. Myślisz, że to nie jest fascynujące?
- Zależy dla kogo - burknęłam, opadając plecami na oparcie krzesła, tym samym powodując między nami potrzebny mi dystans. Hyun nie odpowiedział, zamiast tego przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Czy po live'ie znajdziesz chwilę, żeby opowiedzieć mi choć namiastkę tego, o czym wszyscy mówią, a o czym ja nie mam pojęcia? - spytał, śmiejąc się cicho pod nosem. Nawet jakbym miała pieprzyć o pogodzie i o nic nieznaczących faktach, zrobiłabym to, byle tylko być przy nim. Od wieści o jego amnezji tak bardzo mi go brakowało, że to było aż bolesne. Ta świadomość, że moje życie z nim uległo diametralnej zmianie, tak na mnie wpływała. Myśl, że w jakimś stopniu go straciłam. I nie wiadomo, czy miałam w ogóle odzyskać. To były dopiero trzy dni, a co będzie dalej?
Westchnęłam cichutko, uśmiechając się do niego z wysiłkiem. W tamtym momencie nie chciałam niczego ukrywać i chować uczuć.
- Nawet jak nie będę mieć czasu, to dla ciebie zawsze go znajdę - powiedziałam cicho. Widziałam, że zaskoczyła go moja odpowiedź, ale ja już nie reagowałam na jego zdziwienie. To stało się jego częścią, że podobne zachowania odbierał jako dziwne, nieznane, nie na miejscu.
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zabrzmiała służbowa komórka. Natychmiast odebrałam nieznane połączenie.
- Dobry wieczór. Sophie Cook, w czym mogę pomóc?
- Dobry wieczór. Nazywam się Jessie Black. - Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - Dzwonię w sprawie nawiązania krótkiej współpracy. Czy miałaby pani chwilę, by posłuchać mojej propozycji?
- Oczywiście. - Black, Black, Black... Coś mówiło mi to nazwisko, ale nie za bardzo umiałam sobie uzmysłowić, z czym mogę je powiązać.
- Cudownie, więc może zacznę od początku. Mój mąż jest właścicielem sieci hoteli, które cieszą się dużą popularnością. Za niecałe trzy tygodnie otwiera swój piąty hotel w Phoenix, a że od jakiegoś czasu jesteśmy aktywnymi uczestnikami różnych akcji charytatywnych, bylibyśmy ciekawi, czy pani zespół nie chciałby wziąć w czymś takim udziału? - spytała. Natychmiast zapisałam sobie jej imię i nazwisko w notesie, dodatkowo krótkie słowa typu „hotele", „mąż" i „charytatywność".
- Bardzo chętnie poznam wszystkie szczegóły. Pragnę tylko zaznaczyć, że jeden z naszych członków rusza w solową trasę dokładnie dwudziestego piątego kwietnia - zaznaczyłam.
- Oczywiście, ta informacja jest mi znana, ale o to akurat jestem spokojna. Ewentualna współpraca miałaby miejsce przed wyjazdem pana Jonesa - odpowiedziała i mimo że jej nie widziałam, poczułam, że się uśmiechała. - Czy mogę zaproponować pani spotkanie? Wolałabym szczegóły omówić osobiście, na miejscu.
- Na miejscu? - Zdziwiłam się.
- Tak. Chciałabym w dogodnym dla pani terminie zaprosić panią do Phoenix. Wtedy wszystko ze szczegółami objaśnię.
- W porządku, zgadzam się. - Potaknęłam, szybko włączyłam w laptopie swój terminarz, który był zsynchronizowany z tym, który miałam w telefonie i spojrzałam na najbliższe dni. - Proponuję przyszły tydzień, powiedzmy wtorek?
- Oczywiście, dostosuję się do pani dyspozycyjności. Jaka godzina pani odpowiada? - spytała. I wtedy zaczęły się schody. Przecież nas od Phoenix dzieliło dobre sześć godzin jazdy autem. Westchnęłam cichutko, nie wyobrażając sobie dwunastogodzinnej jazdy.
- Sprawdzę loty do Phoenix, wtedy dam pani znać - oznajmiłam, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.
- Świetnie. W takim razie proszę o informację o godzinie przylotu, odbiorę panią z lotniska - zaproponowała.
- Dobrze. Więc jesteśmy w kontakcie.
- Ogromnie się cieszę. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Zakończyłam połączenie i nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie Hyuna, natychmiast wrzuciłam jej nazwisko w wyszukiwarkę. Pierwsze, co mi wyskoczyło, to jakaś firma produkująca części do samolotów a zaraz potem poszczególne hotele. Dopiero po chwili spostrzegłam dwa męskie imiona o tym samym nazwisku, a kilka sekund później z niejaką Jessie Black powiązałam tylko jedno imię.
- Scott Black, kojarzysz takie nazwisko? - spytałam, nie odrywając wzroku od laptopa. Hyun potaknął.
- Pobieżnie. Bardzo majętny człowiek. Swego czasu prowadził firmę z ojcem, ale kilka lat temu odszedł i zaczął działać w branży hotelarskiej. Było to dość głośne w sieci. Od jakiegoś czasu udziela się charytatywnie - oznajmił, prawie we wszystkim potwierdzając to, co przekazała mi jego żona. Podniosłam wzrok i spojrzałam na mojego rozmówcę.
- Jego żona zaproponowała mi coś w rodzaju współpracy, ale szczegóły chciała przekazać osobiście - poinformowałam, na co Hyun pojaśniał na twarzy.
- Świetnie! Black to wpływowy człowiek, dodatkowego rozgłosu nigdy za dużo.
- Fakt, choć wam nie jest potrzebny dodatkowy rozgłos. Kto jak kto, ale wy go nie potrzebujecie - oznajmiłam pewnie, uśmiechając się do niego.
- Ale to nadal ukryte dla nas możliwości. Nie wiadomo, co nam zaproponują.
- Dlatego z miłą chęcią tam polecę i dowiem się szczegółów - odparłam, wchodząc na odpowiednią stronę w sieci i odnajdując bezpośrednie bilety do Phoenix. Szybko je znalazłam, nawet nie były drogie, więc od razu je zakupiłam, w jedną i drugą stronę, dając sobie między przyjazdem i powrotem cztery godziny. Postanowiłam poinformować panią Black dopiero nazajutrz, żeby nie pomyślała, że nie miałam nic innego do roboty i natychmiast po jej telefonie zabukowałam lot.
Wysłałam jeszcze chłopakom całą rozpiskę spotkań z fanami na komunikator oraz datę i miejsce koncertu, który udało mi się zorganizować w Los Angeles chwilę przed wyjazdem Jaydena. Wrzuciłam też na stronę zapowiedź i ustaliłam z organizatorami datę wprowadzenia biletów do sprzedaży. Po tym zakończyłam pracę na dziś. Zamknęłam laptop, odłożyłam zapiski i komórkę.
- Co chcesz na kolację? - zapytałam mimochodem, wstając od stołu i podchodząc do lodówki. Zawsze o to pytałam. Prawie codziennie, pod warunkiem, że byliśmy w domu w tym czasie. Hyun zmarszczył brwi, obserwując mnie ze zdziwieniem.
- Pani Rubbie przecież gotuje - zauważył niepewnie, a ja na niego spojrzałam. No tak, zatrzymał się w momencie, w którym zapracowany gwiazdor, jak był w domu, nie miał czasu szykować sobie posiłków, więc robiła to za niego gosposia, która potem wszystko zostawiała w lodówce. Uśmiechnęłam się do niego leciutko.
- Od kilku miesięcy pani Rubbie rzadko zajmuje się gotowaniem. Teraz zwykle robię to ja, albo... my oboje - mruknęłam, zaciskając palce na rączce lodówki. Lim potaknął głową i tym razem powstrzymał zaskoczenie. Wstał od stołu, podszedł do lodówki i stanął tuż obok mnie. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam, jak wpatruje się w zawartość. Jego bliskość mnie męczyła. Miałam wtedy ochotę się do niego przytulić. Tak po prostu. On w odpowiedzi by mnie objął i pocałował w czubek głowy. Jak bardzo musiałam ze sobą walczyć, by wtedy go nie objąć...
- Zjadłbym naleśniki - powiedział nagle, ściągając mnie tym na ziemię. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, tak po dziecięcemu. Ja zrobiłam to samo.
- Mówisz, masz. Oczywiście z syropem - dodałam, wyciągając z lodówki potrzebne mi składniki, ze wspomnianym syropem na czele.
- Nie chce być inaczej - potwierdził, uśmiechając się ciągle. W milczeniu przystąpiłam do zrobienia mieszanki. Patelnia, trochę oleju, mikser. Raz, dwa, trzy i po chwili zajadaliśmy naleśniki przy stole.
- Do live'a zostało nam jeszcze niecałe pół godziny - zauważyłam, zjadając swoją ostatnią porcję. - Jeśli masz ochotę, chętnie opowiem ci interesujących cię faktach.
- Świetnie. - Ożywił się, odsuwając od siebie talerz. - Jak to się stało, że Jayden wydał solowy album? I dlaczego byłem w Korei?
- Sprawa z Jaydenem była prosta. Dostał propozycję więc z niej skorzystał. I działo się to wszystko podczas twojego wyjazdu.
- Jak do niego doszło?
- Podczas pierwszej trasy dostałeś propozycję od samego Roberta Burtona.
- Tego reżysera? - Zdziwił się, ale w jego głosie słyszałam ekscytację. Potaknęłam natychmiast głową.
- Tak. Zaproponował ci rolę w filmie, wszyscy cię poparliśmy i krótko po zakończeniu trasy pojechałeś do Korei, żeby wziąć udział w produkcji - oznajmiłam, uśmiechając się. Hyun ściągnął brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Przecież po amerykańskiej trasie miała być europejska - mruknął, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Owszem, ale na potrzeby zagrania w firmie przełożyliśmy ją na kolejny rok. Nie masz pojęcia jak długo wszystko odkręcałam i planowałam na nowo - przyznałam w asyście śmiechu, ale to były cudowne wspomnienia. Spostrzegłam, że Hyun się uśmiechnął.
- Ty to wszystko załatwiłaś? Przełożenie trasy? Stworzenie nowej?
- Oczywiście. Jestem po to, żeby żyło wam się lepiej - oznajmiłam z czułym uśmiechem, mówiąc to prosto z serca. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
- Długo mnie nie było? - spytał, ciekawy.
- No, dłużej niż wszyscy zakładaliśmy. Bo jakieś dziesięć miesięcy, niespełna jedenaście, coś takiego - odparłam, na co Hyun otworzył szerzej oczy.
- Jak znieśliśmy tę rozłąkę? - Te pytanie sprawiło, że zawiesiłam się na krótką chwilę. Powrót do tamtych chwil nie był już dla mnie bolesny, ale niósł za sobą konkretne emocje.
- Nie mieliśmy ze sobą kontaktu. W sensie - ja z tobą. Bo z chłopakami kontaktowałeś się normalnie.
- Dlaczego?
- Dobrze, od początku i w dużym skrócie - mruknęłam, wzdychając ciężko i ściskając przez chwilę nasadę nosa. Przymknęłam oczy, jakby nie chcąc na niego patrzeć, by potem je otworzyć i wbić wzrok w dłonie przed sobą. - Zbliżyliśmy się do siebie podczas waszej pierwszej trasy, ale nie było w tym nic oficjalnego. Nie tworzyliśmy żadnego związku. Po twoim wyjeździe świat szybko obiegła informacja, że Hyun Lim stworzył cudowny związek ze swoją filmową partnerką, Ji-woo Kim. - Nie macie pojęcia, z jakim obrzydzeniem wymówiłam imię tej krętaczki. - Rzecz jasna moje urażone serce tego nie wytrzymało, więc odcięłam się od ciebie. Chłopki długo musieli mnie zbierać, byli tak samo wstrząśnięci jak ja. Po twoim powrocie szybko doszło do konfrontacji, w której wyznałeś nam, że wasz związek był na potrzeby marketingu i musi trwać do premiery.
- Zgodziłem się na coś takiego? - spytał cicho.
- Owszem, ale bardzo szybko chciałeś to zakończyć. Niestety, to nie było takie proste. Znając prawdę, stało się to wtedy naszą wspólną tajemnicą. Wyruszyliśmy w trasę, tam znowu się do siebie zbliżyliśmy.
- Zerwałem z tą dziewczyną? - spytał. Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy nazwał ją „tą dziewczyną". To było bardzo duży plus, że jej akurat też nie pamiętał.
- Nie, umowa tego zabraniała. Mimo waszego fikcyjnego związku, o którym wiedział świat, my w ukryciu się spotykaliśmy.
- Poważnie? - zapytał z wyrzutem, który był bardziej skierowany do jego zachowania a nie do posądzenia mnie o kłamstwo.
- Do momentu, w którym nie zacząłeś mieć tego dość. W komitywie z Ji-woo wspólnie postawiliście producentów pod ścianą, użyliście niewielkiego szantażu i pozwolili wam to publicznie zakończyć. Potem było jeszcze kilka potknięć, ale o nich naprawdę nie ma potrzeby mówić. - W rozdrażnieniu machnęłam lekceważąco ręką. - Po tym wszystkim wróciliśmy do cudownej normy. Aż do teraz - dodałam, z uwagą go obserwując. Chłonął każde moje słowo, czujnie mnie obserwował, próbował to sobie poukładać, zrozumieć. W końcu spuścił wzrok i zaczął nerwowo bębnić palcami o stół. - Coś ci świta po tej krótkiej opowieści? - spytałam z nadzieją bez pokrycia.
- Nic a nic - odparł niemal od razu. No cóż, nikt mi nie powiedział, że po pierwszej próbie nastąpi cud. Nie zważając na konwenanse wyciągnęłam do niego rękę nad stołem i poklepałam jego splecione dłonie. Spojrzał najpierw na nie, a potem na mnie. Jego wzrok był pytający, ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego.
- Dojdziemy do tego. Musimy.
CZYTASZ
Cena sławy. W mroku (III)
RomanceLiczyła na szczęśliwe zakończenie i nic nie wskazywało na to, że przewrotny los sprezentuje jej coś zupełnie odwrotnego. Sophie po raz kolejny zostaje wystawiona na próbę, jednak tym razem - ta próba jest najboleśniejszą, jaką przyjdzie jej znieść...