Wracając do domu czułam się dziwnie rozbita, jakby rozchwiana. Z jednej strony cieszyła mnie każda pierdoła ze strony Hyuna, wszystko dawało mi nadzieję. To, że mnie od siebie nie odsunął, choć nie miałam pojęcia, co siedziało mu w głowie. To, że próbował zrozumieć i dawał sobie szansę. Dawał nam szansę. No i dochodzimy do momentu, w którym zaczynałam się nakręcać. Na szczęście szybko wyłapywałam ten stan i wylewałam na siebie kubeł zimnej wody. Ja w tych drobnych gestach, czynach czy słowach próbowałam znaleźć człowieka, którego kochałam. A on we mnie... jedynie skarbnicę wspomnień, która pomoże mu odzyskać pamięć. I nie ważne, że lekarz powiedział nam, że nasza misja może zakończyć się niepowodzeniem. Jakoś starałam się o tym nie myśleć. Robiło mi się słabo po wyobrażeniu, że jego pamięć nie wróci, że zostanę tą obcą, tą nieznaną. Okej, trzeba czasu. Wiedziałam o tym doskonale. Póki co plan wydawał się prosty, ale jakie będzie wykonanie? Jak będę czuła się z faktem, że mam go obok siebie a nie mogę przytulić? Chwycić za rękę? Powiedzieć, że tęskniłam?
Byłam bodźcem. Jego bodźcem. Dlaczego więc mnie to nie cieszyło? Dlaczego nie potrafiłam wyobrazić sobie szczęśliwego zakończenia tej historii?
Zatrzymałam samochód, powiadomiłam Zoe, że może przyjechać i chwilę jeszcze siedziałam za kółkiem, analizując wszystkie możliwe drogi. Lecz im dłużej myślałam, tym gorzej się czułam, postanowiłam więc w końcu przestać myśleć.
Opuściłam auto, wzięłam kartonik, który odebrałam od policji, własną torebkę i poszłam do domu. Po wejściu cisnęłam karton gdzieś na komodę, bo podczas tego krótkiego spaceru zapach Hyuna, który mościł się na przebrzydłym swetrze, znowu podrażnił mi nos. Przypominając mi o tym, że przede mną długa droga, pełna nieprzyjemnych sytuacji, które będą ranić moją duszę. A co w tym najlepsze? Że ta droga mogła nie przynieść rezultatu.
Paranoja...
Nie zdążyłam zagotować wody na kawę, a mój telefon powiadomił mnie, że Zoe podjeżdża. Otworzyłam więc bramę i zamknęłam, gdy jej autko wjechało na posesję. Nie poszłam otworzyć, bo wiedziałam, że wejdzie jak do siebie. I nie pomyliłam się.
Kończyłam robić dwie kawy, gdy usłyszałam kroki.
- Cześć promyczku - powiedziała do moich pleców. Dwa słowa, które sprawiły, że zachciało mi się płakać. Jaki ze mnie był teraz promyczek? Żaden.
Odwróciłam się do niej i wykrzesałam z siebie uśmiech.
- Cześć Zoe - odparłam. Moja przyjaciółka spoważniała, widząc moją twarz. Oczywiście, przed nią przecież nic się nie ukryje. Podeszła raptownie i spojrzała mi w oczy, by potem dotknąć mojego policzka.
- Płakałaś. I jakaś taka... blada jesteś - spostrzegła, a gdy nie odpowiedziałam a tylko gapiłam się na nią, lekko się stropiła. - Mówiłaś, że z Hyunem jest wszystko dobrze.
- Bo to prawda. Za dwa dni go wypisują - odpowiedziałam, siląc się na spokój w głosie. Zoe zmrużyła oczy, przyglądając mi się jeszcze wnikliwiej.
- To chyba powód do radości, a nie smutku, prawda?
- Owszem, cieszę się. - Znów uśmiechnęłam się na siłę, a moja Zoe nie musiała już nawet pytać. Zrobiła krok w tył i wziąwszy się pod boki, zmierzyła mnie oceniającym spojrzeniem.
- Soph, co jest grane? - spytała, stanowczym tonem. - Kości się źle zrastają? Auto poszło do kasacji? Babcia z piekła rodem twierdzi, że to twoja wina? Gdzie jest problem? - Strzelała we mnie pytaniami jak snajper w cel, a każde kolejne głupsze od poprzedniego. Zwiesiłam głowę, biorąc do płuc głęboki i uspokajający wdech.
- Zapomniał mnie - szepnęłam. Zoe przez chwilę nie odpowiadała, ja również milczałam. Odezwała się dopiero po czasie, a w głosie miała przerażenie.
- Kto? - spytała, choć znała odpowiedź.
- Hyun.
- J-jak... jak zapomniał? Co ty mówisz? - Panika w jej tonie udzieliła się również mnie. Moja dolna warga zaczęła dygotać, więc zacisnęłam dłonie w pięści, wciąż gapiąc się w kafelki.
- Normalnie, zapomniał.
- Nie mógł zapomnieć, przecież...
- Zapomniał, Zoe! Nie pamięta mnie, rozumiesz?! - wykrzyknęłam w końcu, bo okazało się, że mówienie o tym na głos było jeszcze gorsze niż stawienie temu czoła. Wpadłam w szał; krzyknęłam coś niezrozumiale i jednym, gwałtownym ruchem zrzuciłam kawy z blatu. Kubki rozbiły się na drobny mak, kawałki szkła rozrzuciły się po całej kuchni. Podobnie jak kawa, która zachlapała wszystko wokół. Przeniosłam wściekłe spojrzenie na moją przyjaciółkę, która wystraszona przyciskała dłonie do piersi, obserwując mnie z przerażeniem. - Hyun nie wie, kim jestem! Nie ma bladego pojęcia, kim jest Sophie Cook! Ten pieprzony wypadek spowodował u niego amnezję, nie pamięta nic sprzed dwóch lat! Na Boga, on był przekonany, że niedługo jadą kręcić teledysk do „Fire"! - zawołałam, wpadając w nerwowy, histeryczny śmiech. - Nie wie, kim jestem... Nie pamięta mnie... - szybko przeszłam w szept, który zakończył się niekontrolowanym płaczem. Spuściłam z rezygnacją głowę i schowałam twarz w dłoniach. Ta myśl ciągle mnie dręczyła.
Mój płacz cicho roznosił się po kuchni, kiedy Zoe ostrożnie podeszła i objęła mnie. Najpierw powoli, pozwalając mi się przyzwyczaić, by potem mocno mnie przytulić. Słyszałam, jak szybko biło jej serce i byłam przekonana, że również to przeżywała. Dodatkowo była świadkiem mojego niekontrolowanego wybuchu, który zaskoczył nawet mnie samą.
Nie odzywała się. Po prostu mnie do siebie tuliła, czekając, aż się uspokoję. Nic w tym dziwnego. Były jakieś słowa, które mogły poprawić moje samopoczucie? Które nie były czczymi obietnicami bez pokrycia?
Nie mam pojęcia, jak długo tak trwałyśmy w jednym miejscu, dopóki się nie uspokoiłam. Może pięć minut, a może piętnaście? W każdym razie gdy Zoe odnotowała brak mojego pochlipywania, odsunęła mnie od siebie. Dopiero wtedy podniosłam wzrok i spojrzałam jej w oczy. Uśmiechnęła się boleśnie, po czym wytarła moje łzy.
- Idź do pokoju, ja tu sprzątnę - powiedziała cicho i przystąpiła do działania. W milczeniu zaczęła zbierać potłuczone szkło. Wzięłam wdech i postanowiłam jej pomóc. Wzięłam ręczniki papierowe i zaczęłam wycierać kawę z najróżniejszych rzeczy w kuchni; od kafelek, przez szafki, po zwisający żyrandol. We dwie szybko uwinęłyśmy się ze sprzątaniem, ale nie podjęłyśmy się robienia kolejnej porcji kawy.
- Przepraszam cię - powiedziałam z żalem, gdy wyrzucała resztki odłamków. Natychmiast pokręciła głową i chwyciła mnie za ramiona.
- Nie waż się mnie przepraszać - odparła, po czym odwróciła mnie i pchnęła do dziennego pokoju. Szła tuż za mną, bo pchała moje plecy, żebym przypadkiem nie zmieniła zdania. - A teraz wszystko od początku. Jeśli oczywiście chcesz o tym mówić - powiedziała, gdy zasiadłyśmy na kanapie. Zoe była ostatnią osobą, z którą nie miałam ochoty się tym dzielić. Wręcz przeciwnie. To właśnie na nią mogłam wylać wszystko, co siedziało mi w głowie i sercu. Bez żadnego uprzedzenia i bez skrupułów. Z najdrobniejszymi szczegółami powiedziałam jej o całej sytuacji, o moich odczuciach i o wszystkim, co wtedy przyszło mi do głowy.
Zoe wiele razy słuchała moich monologów na przeróżne tematy, ale to był pierwszy raz, gdy widziałam ją tak strapioną i zniechęconą. Obserwowała mnie z nieskrywanym żalem, przeżywając mój ból, jakby czuła dokładnie to, co czułam ja. A jej mina i spojrzenie zdradzały mi, że sytuacja nie tylko w mojej głowie była beznadziejna.
Skończywszy, wzięłam głęboki wdech, uspokajając szalejące serce i dając mojej przyjaciółce chwilę do namysłu. Ona w tym czasie odwróciła wzrok i błądziła nim gdzieś po ścianie, jej twarz wyrażała żałość i beznadzieję. Martwiło mnie to.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć - szepnęła w końcu. Kolejny dowód na to, że sytuacja była patowa: Zoe była wstrząśnięta i najnormalniej w świecie nie wiedziała, jakich słów użyć, żeby polepszyć sprawę. Spojrzała na mnie w końcu ze smutkiem i sięgnęła po moją dłoń. - Wiesz, że on nawet jutro może odzyskać pamięć?
- A wiesz, że może nie odzyskać jej wcale? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, z zaskakującym spokojem. Wykrzyczałam się, wypłakałam, wyżaliłam. Teraz czas na równowagę. Jakkolwiek kuriozalnie to brzmiało.
- Nie możesz tak myśleć - odparła z mocą, ściskając moje palce.
- Wiem, ale ta myśl nie potrafi mnie opuścić.
- Dobrze, ale nie doprowadzaj jej do głosu zbyt często. - Uśmiechnęła się do mnie leciutko. - Teraz musisz być silna za was oboje. Musisz walczyć, jeśli ci na nim zależy.
- Oczywiście, że mi zależy, ale nie wiem jak długo jeszcze będę miała tę siłę, zrozum - mruknęłam błagalnie, zamykając na chwilę oczy, bo nagle rozbolała mnie głowa z nadmiaru tych emocji.
- Rozumiem i w ogóle ci się nie dziwię. Pamiętaj tylko o tym, że ja zawsze jestem, jakbyś mnie potrzebowała. - Drugą ręką sięgnęła po moją drugą dłoń i ścisnęła je obie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią z nadzieją. Uśmiechała się, dodając otuchy i nieświadomie starając się odgonić pochłaniającą mnie ciemność.
- Dziękuję, Zoe - szepnęłam.
- Wiem, że teraz będzie ci ciężko, ale spójrz na to z dobrej strony. - Nagle się ożywiła, uśmiechając nieco szerzej. Spojrzałam na nią z powątpiewaniem.
- Są tu jakieś dobre strony?
- Oczywiście. Hyun mimo wszystkich tych rewelacji, jakie na niego spadły, jednak cię nie odepchnął. Chce, żebyś tu mieszkała i pomogła mu przejść tę drogę odzyskiwania pamięci.
- On tego nie robi dla mnie, Zoe, nie rozumiesz? Chce po prostu, żeby wróciły mu wspomnienia.
- Ale ty jesteś w tych wspomnieniach, Soph - powiedziała z ekscytacją, mocniej ściskając moje dłonie i serdecznie się do mnie uśmiechając.
- On póki co o tym nie pamięta i nie reaguje zbyt pozytywnie na jakiekolwiek wzmianki o „nas" - mruknęłam niechętnie, przypominając sobie naszą pierwszą konfrontację z jego wspomnieniami. - Jest przytłoczony, to go przerasta. Patrzy na mnie jak na dziwaczkę. I w sumie... jak inaczej ma patrzeć, skoro nie ma pojęcia kim, kurwa, jestem? - syknęłam zdenerwowana. Wyrwałam dłonie z jej uścisku, wstałam i spojrzałam na ogród. Te piękne miejsce, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Dokładnie pamiętałam dzień, w którym Hyun przyprowadził mnie do siebie pierwszy raz. Oczami wyobraźni widziałam jego radosne spojrzenie, gdy ekscytowałam się otaczającą zielenią czy wnętrzem domu. W duszy słyszałam jego śmiech, gdy widział moją radość, jak u małego dziecka. A teraz...
- Sophie, jestem przekonana, że to wszystko jest do przerobienia. - Usłyszałam jej spokojny głos za plecami. - Musicie tylko przez to przejść. Wszyscy. Całą szóstką. Jesteście rodziną. - Ostatnie zdanie sprawiło, że zacisnęłam dłonie w pięści, które zaczęły niebezpiecznie drżeć. Zdradzieckie łzy znów zapiekły pod powiekami, ale tym razem nie pozwoliłam im się wydostać. Patrzyłam na ten idealny ogród i po raz kolejny nie mogłam pogodzić się z rzeczywistością. Zbyt mało ciosów dostałam od losu? Naprawdę?
- Zwykle, gdy na mnie patrzył, nie musiał mnie zapewniać o swoich uczuciach. Jego wzrok mówił mi wszystko. Nikt nigdy tak na mnie nie patrzył, jak on. Nigdy w niczyich oczach nie widziałam tyle miłości, co w jego. I wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? - spytałam, gdy głos mi się załamał, więc zrobiłam króciutką pauzę. - Że teraz widzę w nich pustkę. Pustkę i obojętność. Patrzy na mnie jak na obcego człowieka. Już na chłopaków patrzy lepiej, a ja... - urwałam, bo jednak mój drżący głos nie chciał współpracować. Spuściłam głowę, znowu czując bijące serce. Zoe podeszła, chwyciła mnie delikatnie za ramiona i przytuliła się do moich pleców.
- To nie Smoki są moimi idolami, Sophie, tylko ty - powiedziała z czułością, ale cichutko. - To niepojęte, jak wiele masz w sobie siły, odwagi i determinacji. Jesteś o wiele mocniejsza niż ci się zdaje a twoje uczucie do Hyuna jest najszczerszym w świecie kryształem. Wiem, że się nie poddasz i oddaję pod zakład wszystko, co posiadam, że jeśli pamięć mu nie wróci, to zakocha się w tobie na nowo.
Czy ktoś mógłby wyłączyć we mnie umiejętność płaczu?! Ostatnie dni, nawet nie dni, a jeden dzień, raptem około dwadzieścia cztery pieprzone godziny, były pełne łez i rozgoryczenia. Jak nie ze złości, to z bezsilności. Jak nie ze smutku, to ze wzruszenia. Ile można...?
Odwróciłam się do niej, by znowu zobaczyć jej pewny uśmiech i pełne wsparcia spojrzenie. Ona była jedną z niewielu osób, które dbały o to, żeby w moim sercu nie zgasł malutki płomyczek, niewielkie światełko, które było mikroskopijną nadzieją. Bo gdyby ta nadzieja zgasła, moją duszę doszczętnie pochłonąłby mrok. Bezpowrotnie straciłabym wiarę i pogrążyłabym się w ciemności. Ciemności, która oplatała mnie swoimi mackami.
- Często zapominam, jak mądra jesteś - szepnęłam, na co ona roześmiała się, powodując u mnie uśmiech.
- Dzięki temu moje szczere przemówienia bardziej do ciebie trafiają - oznajmiła, puszczając mi oczko.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Soph, kochanie. Nigdy nie zapominaj jaką stałaś się osobą, jak wiele udźwignęłaś i jak wiele zniosłaś. Przeszliście z Hyunem przez taki tajfun, że to nie ma prawa się nie udać, ja się po prostu na to nie zgadzam. Musisz walczyć. Po tym wszystkim, co przeszliście, nie możesz się poddać.
Często o tym zapomniałam. W obecnej sytuacji trudno o czymś takim pamiętać, ale wtedy przychodziła Zoe, która ściągała mnie na właściwe tory. I jak zwykle miała rację. Nawet, jeśli ten plan miał się nie udać - ja po prostu MUSIAŁAM spróbować.
CZYTASZ
Cena sławy. W mroku (III)
RomanceLiczyła na szczęśliwe zakończenie i nic nie wskazywało na to, że przewrotny los sprezentuje jej coś zupełnie odwrotnego. Sophie po raz kolejny zostaje wystawiona na próbę, jednak tym razem - ta próba jest najboleśniejszą, jaką przyjdzie jej znieść...