Otacza go dżungla, wysokie drzewa ściskające się nocą. Cienie ukrywają owady pełzające po ziemi, ale Jungkook słyszy, jak klikają i ćwierkają wokół niego, gdy przedziera się przez gęste zarośla; gdzieś po jego prawej stronie słychać ciche, złowrogie syczenie węża. On jednak to ignoruje i skupia się na czymś innym.
Uzbrojony jedynie w nóż sprężynowy, którego użył na Jwi Haechungu, przecina gęste winorośle i zarośnięte paprocie, mając wrażenie, że samo przejście kilku metrów zajmowało mu godziny. Pozostaje jednak cierpliwy i metodyczny. Wie, co go czeka, za czym goni.
Kiedy przemyka między dwoma drzewami, dostrzega drażniący widok ogona tygrysa, a jego serce przyspiesza, gdy tygrys spogląda na niego przez ramię, a złote oczy błyskają jasnym ogniem w ciemności.
- Tae?
Jego usta tworzą kształt imienia Taehyunga, ale nie wydaje żadnego dźwięku. To tak, jakby nagle ogłuchł lub mówił pod wodą.
- Tae, poczekaj!
Ale tygrys albo go nie słyszy, albo nie zwraca uwagi na jego słowa. Skręca i kieruje się dalej w głąb dżungli, a jedyne, co Jungkook może zrobić, to podążać za nim
Obok siebie ponownie słyszy syczenie węża, po którym następuje szelest.
Jest ktoś inny, kto goni tygrysa.
Nie. Nie goni.
Poluje.
Wściekły Jungkook przecina rośliny barykadujące mu drogę, aby oczyścić ścieżkę, ale im bardziej stara się dogonić tygrysa, tym bardziej pnącza go usidlają, zatrzymując w miejscu. Rzuca się bezradnie, piłując rośliny zakrwawionym nożem, próbując jako pierwszy dotrzeć do tygrysa, aby móc go uratować.
Ale jest już za późno.
Następuje błysk palącego czerwonego światła, a potem bolesny ryk tygrysa, głośny i odbijający się echem w głowie Jungkooka, brzmiący jak aż nazbyt ludzki krzyk...
Jungkook budzi się zaskoczony, krzyki tygrysa wciąż dzwonią mu w głowie. Przez chwilę jest zdezorientowany, spodziewając się, że nadal będzie w dżungli, leżąc na omszonej ziemi z pełzającymi po nim robakami, ale jest w swoim apartamencie, wyciągnięty na skórzanej sofie. Od jakiegoś miesiąca śpi na kanapie. Jego łóżko wydaje się za duże dla jednej osoby.
Jęczy, przewracając się na drugi bok i szukając ręką na podłodze butelkę Jacka Danielsa, która go uśpiła. Owijając dłoń wokół szyjki butelki, unosi ją do góry i przygląda się płynowi w środku. Wciąż mniej więcej w połowie pełna. Przynajmniej było kilka rzeczy, co do których mógł zachować optymizm.
Pociąga długi łyk z butelki, po czym wstaje z kanapy i bez celu podchodzi do okna, zabierając ze sobą whisky. Opierając czoło o chłodną szybę, patrzy na miasto Seul, na migoczące światła zawsze obecne w ciemności. Mógł ustawić swój zegarek na podstawie spójności strasznych snów, które zawsze budzą go w środku nocy, niezależnie od tego, ile wcześniej wypił alkoholu. Zapicie się do otępienia to obecnie jedyny sposób, w jaki może odpocząć, nawet nie zasypiając, ale tracąc przytomność, a whisky przytępia mu zmysły i zaćmiewa mózg.
To jedyny sposób, żeby wybić mu myśli z Taehyunga.
Zaciska oczy, a to zakazane imię przywołuje powódź wspomnień, których nie zagłuszy żadna ilość alkoholu.
Taehyung ściąga tego głupiego banana ze ściany galerii sztuki... Taehyung jęczy cicho w jego usta, kiedy dzielili się pierwszym pocałunkiem... Taehyung pod nim, z rozłożonymi nogami, miękką skórą jaśniejącą w świetle świec... zahipnotyzowane spojrzenie na jego twarzy, kiedy Jungkook zabrał go na balet... Taehyung siedział na huśtawce ubrany w białą bieliznę i wpatrywał się w niego przez kraty klatki... Taehyung patrzył na niego przez okno pociągu, po twarzy płyną mu łzy...
CZYTASZ
Kill to Kiss You | taekook
FanfictionJeon Jungkook, świeżo upieczony przywódca gangu Yong Jegug, nosi na ramionach ciężar swojego kruchego imperium. Zdesperowany, aby odwrócić czymś swoje myśli, idzie do cieszącego się sławą, w świecie przestępczym, burdelu, gdzie Kim Taehyung, ubrany...