I

478 22 0
                                    

~°~

Dziś nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, w którym do Auradonu przyjadą nowe dzieci z Wyspy Potępionych. Cieszę się niezmiernie, że w końcu ten moment nadszedł. Od samego początku popierałam pomysł Bena, wierząc, że ta decyzja przyniesie wiele dobrego zarówno nam, jak i przybywającym. Przecież dzieci złoczyńców nie muszą iść w ślady swoich rodziców, prawda?

Ale mniejsza z tym. Mam na imię Diana i jestem córką króla Naveen'a oraz królowej Tiany, władców Maldonii. Tak, tak, moja mama to ta, która pocałowała żabę. Rodzice wciąż prześmiewczo nazywają siebie nawzajem "żabkami"  ja też z chęcią się z tego śmieję.
Staram się dostrzegać dobro w każdej sytuacji i w każdym człowieku. Nienawidzę fałszu i udawania; dla mnie szczerość i autentyczność są najważniejsze. Moja determinacja i optymizm pomagają mi przetrwać trudności, ale zawsze staram się być łagodna i wspierająca dla innych. Wierzę, że każdy ma potencjał do zmiany i staram się być pomocną dłonią dla tych, którzy jej potrzebują.

Nie jestem zbytnio lubiana w szkole. Tak naprawdę mogę powiedzieć, że moje grono znajomych jest bardzo wąskie. Moją najlepszą przyjaciółką jest Jane, córka Wróżki Chrzestnej. Przed przyjazdem dzieciaków z Wyspy Potępionych byłyśmy uznawane za ostatnie nudne popychadła. Chociaż dzięki temu, że mama Jane jest dyrektorką szkoły, przynajmniej udawali, że ją lubią i jakkolwiek szanowali.
Czasami żałuję, że nie mam takiej charyzmy jak mój tata. Ogólnie rzecz biorąc, żałuję, że nie odziedziczyłam najlepszych cech po rodzicach. Na przykład moja mama nigdy nie boi się wyrazić swojego zdania, podczas gdy ja ciągle się powstrzymuję. Jestem bardzo przywiązana do zasad, zwłaszcza że bycie niegrzeczną nie przystoi księżniczce.

~°~

-Nie zapomnij ciasteczek! – krzyknęła mama z kuchni restauracyjnej, gdy z uśmiechem zbierałam ostatnie zamówienia.

Uwielbiałam pomagać w restauracji, a świadomość, że stoję w  największym marzeniu mojej mamy i dziadka, dodawała mi jeszcze więcej radości. Byłam szczęśliwa, mogąc tu być i obserwować zadowolonych gości.

-Tak, pamiętam  – odpowiedziałam, przechodząc obok i podając zamówienia komuś z obsługi.

-Powinnaś już iść się szykować – usłyszałam kobiecy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam moją jak zwykle elegancką mamę, uśmiechającą się do mnie ciepło. -Dobrze wiem, jak ważny jest dla ciebie ten dzień  – dodała, uśmiechając się jeszcze szerzej. Po chwili spojrzała za moją głowę i dygnęła lekko w geście przywitania kogoś.

-Na pewno nie będziesz potrzebowała pomocy?  – zapytałam dla pewności, próbując coś wyczytać z jej miny.

-Damy sobie radę. Zresztą, wszyscy teraz będą witać nowych uczniów tak jak my, a i tak niedługo zamykamy. Poza tym, Jane dzwoniła do ciebie już jakieś 50 razy  – zaśmiała się życzliwie.

Na wieść o nieodebranych połączeniach od przyjaciółki praktycznie w podskokach wbiegłam na zaplecze po telefon. Następnie wyszłam wejściem od zaplecza i udałam się w stronę zamku.

Droga zajęła mi około 15 minut, podczas których całą trasę przegadałam z Jane, z którą umówiłam się u mnie. Po dotarciu na miejsce zobaczyłam, że dziewczyna już na mnie czekała.

-Hej – przywitałam się z błękitnooką, po czym ją objęłam, a ona odwzajemniła uścisk.

-Diana, kocham cię, ale nie ma czasu, a ty jeszcze musisz się wykąpać, bo czuć od ciebie wszystkie przyprawy świata  – zaśmiała się, wchodząc za mną do budynku.

'Czyli pachnę smakowicie  – zaśmiałam się również.- Czy przyszłaś tylko po to, żebym się nie spóźniła na wydarzenie? – spojrzałam na nią z uśmiechem.

- Tak, dokładnie  – odpowiedziała, próbując dorównać mi kroku.

- Och, kochana jesteś  – powiedziałam, a obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Nie marnując czasu, zabrałam bieliznę z pokoju i udałam się odświeżyć. Gdy skończyłam, owinęłam się miękkim szlafrokiem i wróciłam do komnaty, w którym Jane przeglądała moją garderobę.

-Jak to jest, że nigdy nie widziałam cię w żadnej z tych sukienek? – zapytała, spoglądając na mnie z jedną w ręce.

-Są okropnie niewygodne. – zaśmiałam się, kładąc nacisk na drugie słowo, jednocześnie siadając przy toaletce i zaczynając robić lekki makijaż.

-To może zacznij zamawiać sukienki u Evie? Przecież cię lubi i nie będzie problemu  – podpowiedziała, nadal przeglądając sukienki.

-Sama nie wiem. Evie ma dużo na głowie i nie chcę jej dokładać zleceń. – odpowiedziałam, próbując skupić się na dwóch czynnościach jednocześnie. Nienawidzę się malować i rozmawiać.

Jane, widząc moje trudności, zaśmiała się pod nosem i kontynuowała dobieranie mojego stroju. Gdy skończyłam, podała mi jedną z sukienek.

Sukienka, którą podała mi Jane, była wprost idealna. Góra była z zielonego atłasu z delikatnymi złotymi haftami w kształcie liści lilii wodnej. Dół składał się z warstw zielonego i złotego tiulu, który lekko falował przy ruchu. Talia była przewiązana złotym pasem, a całość uzupełniały koronkowe ramiączka i złote guziki na plecach.

Natychmiast ją założyłam i z uśmiechem przeglądałam się w lustrze, poprawiając moje lśniące, długie, kręcone ciemne włosy. Gdy odwróciłam się do Jane, obie miałyśmy ochotę skakać z radości, ale nie było na to czasu, ponieważ dzieciaki miały niedługo przyjechać.

Nie czekając długo, zabrałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłyśmy w drogę. Ciężko było mi powstrzymać podekscytowanie; w mojej głowie rodziło się tak wiele pytań i tak mało pewnych odpowiedzi.

Po dotarciu na miejsce stanęłyśmy najbliżej, jak tylko się dało, a wszyscy spoglądali z niecierpliwością na wielki monitor, który pokazywał wyspę. Niestety, przyszłyśmy za późno, bo dzieci już były w samochodzie, a limuzyna właśnie miała zamiar ruszać. Szybko przeleciałam wzrokiem po osobach, które zostały na wyspie, i w jednym momencie moje serce zaczęło powoli pękać. Ci ludzie nie wyglądali na szczęśliwych. Właściwie wyglądali, jakby wegetowali, a nie żyli.

Tak naprawdę nikt z Auradonu nie wie, jak jest na wyspie, oczywiście nie licząc Mal, Evie, Carlosa, Jaya i Bena, który został porwany przez jakąś Umę i jej bandę. W rzeczywistości bardzo niewiele osób interesowało się wyspą, co mnie przerażało. Zastanawiałam się, czy mają dostęp do świeżego jedzenia, leków i innych niezbędnych rzeczy.
Kilka razy zbierałam się, aby zapytać o to kogoś z ekipy Mal, ale bałam się, że ich urażę.

Z moich rozmyśleń wyrwały mnie krzyki mieszkańców Auradonu, którzy w panice patrzyli na wyświetlony obraz. Pokazywał on Hadesa, który próbował wydostać się z Wyspy. Spojrzałam wystraszona, lecz zachowując zimną krew, na Jane, która powoli ulegała panice. Nie myśląc długo, złapałam ją za ramię, aby zwróciła na mnie uwagę, i delikatnie się uśmiechnęłam, pokazując w ten sposób, że wszystko będzie dobrze. Ona na ten gest tylko skinęła głową na znak, że to docenia, i na chwilę udało mi się zatrzymać jej obawy. Mówiąc "na chwilę", mam na myśli ułamek sekundy, ponieważ jej mama zachęciła ludzi do paniki, na co przewróciłam oczami i wpatrywałam się w obraz ukazujący Mal przemienioną w smoka.

- Dasz radę, Mal, wierzymy w ciebie. – powiedziałam do siebie niemal niesłyszalnym głosem.

Po kilku długich sekundach Mal udało się zepchnąć Hadesa z powrotem na Wyspę, co przyniosło ulgę mieszkańcom Auradonu. Niedługo później, niemal wszyscy doszli do siebie i oczekiwali na przyjazd dzieci.

Okazało się, że wybranymi dziećmi byli synowie Pana Smee, Dizzy, wnuczka Lady Tremaine, oraz Celia, córka Dr. Faciliera. Ostatnia dziewczyna wzbudziła we mnie obawy, ale szybko uświadomiłam sobie, że były one niepotrzebne.

Zatoka Spadających Gwiazd - Harry HookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz