William
Elizabeth złączyła nasze usta, a ja byłem tym bardzo zaskoczony. Nie spodziewałem się tego. Gdy oderwała się ode mnie, szeroko otwarła swoje duże, niebieskie oczy, a jej twarz zalała się czerwonymi rumieńcami. Chwile patrzyliśmy na siebie szokowani obrotem sprawy, po czym Elizabeth przeprosiła mnie. Wstała i uciekła. Nie czekając, szybko pozbierałem rzeczy z koca do koszyków, a także podniosłem koc. Robiłem to byle, aby nie tracić czasu. Następnie wsiadłem na mojego konia Ramzesa i pognałem w jej stronę. Dogonienie jej nie było problem, gdyż biegnąc, zagapiła się w niebo i upadła. Podjeżdżając do niej, ujrzałem ją leżącą na brzuchu i podpierającą się rękami. Próbowała wstać. Zeskoczyłem ze swego konia i pośpiesznie do niej podszedłem. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, bo chciałem jej pomóc. Moja żona niechętnie ją chwyciła i wstała. Jej kremowa suknia lekko się pobrudziła od ziemi i trawy, ale również nieco się pogniotła. Beth dalej czerwieniła się ze wstydu.
- Dziękuję. - powiedziała delikatnym głosem spoglądając na mnie. Ja także na nią spojrzałem. W tej chwili na jej twarz opadło pasmo włosów, które szybko chwyciła i założyła za ucho.
- Nie ma za co. Pozbierałem rzeczy i jedzenie z koca do koszyków. - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej.
- Cieszę się. Jeszcze raz chciałabym Cię przeprosić za to co zrobiłam... Nie powinnam tego robić, ale nie potrafię wyjaśnić też, dlaczego to zrobiłam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. - mówiła do mnie za założonymi rękami na piersiach. Zagryzała lekko wargę ze zdenerwowania.
- Nic się nie stało. Rozumiem, że to był impuls, także spokojnie, nie denerwuj się, moja droga Elizabeth. - mówiłem, a w tle zaczęło coraz bardziej grzmieć i błyskać się. Niebo stawało się coraz ciemniejsze.
- Dziękuję Ci za zrozumienie. To, co? Tak jak mówiłeś, zaczniemy od polepszenia relacji i przyjaźni? - zapytała, intensywnie wpatrując się w moje oczy. Chyba chciała doszukać się jakiejś nieszczerości albo innych uczuć. Co prawda, patrzyłem na nią inaczej niż dawniej, ale nie wiązałem tego z czymś bardziej szczególnym. Zaczynałem się czuć w jej towarzystwie inaczej, jakoś przyjemniej, zacząłem ją szanować i dobrze traktować. Towarzyszyło mi naprawdę dziwne uczucie, którego dotąd nie znałem, ale to chyba nie są początki zakochania się, prawda? Podobała mi się, ale nic poza tym. To chyba nic głębszego, póki co. Może kiedyś się to zmieni w głębsze uczucia i utworzymy jakąś więź, tak jak mówiłem wcześniej Elizabeth.
- Tak. - potwierdziłem. Dobrym początkiem będzie zaczęcie od przyjaźni. - Trochę się pobrudziłaś, więc wracajmy do pałacu. - dodałem.
- Skądże. Moja suknia przecież lśni czystością. - zaśmiała się, na co ja również zareagowałem śmiechem. Staliśmy naprzeciw siebie, gdy z nieba zaczął padać mały deszcz.
- Z pewnością. - odpowiedziałem dalej śmiejąc się.
- Wracajmy już do pałacu, bo deszcz pada coraz większy. - zauważyła.
- Masz rację. - potwierdziłem. - Wsiądziesz ze mną na konia i złapiesz mnie za brzuch, łącząc swoje dłonie, tak, abyś nie spadała. Szybciej dotrzemy na koniu, niż jakbyśmy go prowadzili.
Kobieta przytaknęła na moje słowa. Najpierw pomogłem wsiąść żonie, przytrzymując ją, a później ja wsiadłem. Beth objęła mnie, więc ruszyliśmy. Gnaliśmy do pałacu w deszczu. Deszcz stał się gęściejszy i większy. Zmrużyłem oczy, aby choć trochę chronić je od deszczu, bo dostająca się do nich woda powodowała lekkie pieczenie gałek.
Dodatkowo deszcz ograniczał mi pole widzenia, gdy jechałem konno. Kilka minut później dotarliśmy na dziedziniec i oboje zsiedliśmy z konia. Kazałem stajennemu wprowadzić konia do stajni. Elizabeth chwyciła jeden koszyk z resztkami jedzenia, a ja drugi z kocem i zastawą. Drugą ręką chwyciłem jej dłoń. Biegiem ruszyliśmy do wejścia pałacu. Przekroczyliśmy próg i stanęliśmy w korytarzu. Byliśmy cali mokrzy, woda wręcz lała się z nas.- Przemokliśmy całkowicie. Deszcz nie pozostawił na nas ani jednej suchej nitki. - zaśmiałem się, ocierając dłonią wodę z twarzy, która znalazła się tam z kapiących włosów.
- Oj muszę przyznać Ci rację. - również się zaśmiała. Na jej twarzy widziałem wspaniały, szczery uśmiech.
- Musisz jak najszybciej przebrać się z tej mokrej sukni, bo inaczej się rozchorujesz.
- Taki mam zamiar. - uśmiechnęła się ponownie i odwróciła się do mnie tyłem. Skierowała się do swojej komnaty, a ja poszedłem do siebie.
Będąc w komnacie, zdjąłem mokre odzienie. Nie cierpiałem uczucia mokrego kaftanu na skórze. To nie był pierwszy raz, kiedy zmokłem od deszczu. Nakazałem służącym zrobić dla mnie gorącą kąpiel, więc taką zrobili. Chciałem się trochę ogrzać. Mimo tego, że był już czerwiec, to było mi trochę zimno od tego przemknięcia. Gorącą kąpiel odpowiednio mnie wygrzała. Po kąpieli ubrałem czysty kaftan. Widząc dziś złotą biżuterię z diamentami u Elizabeth, wpdałem na pomysł, iż sprawie jej biżuterię. Będzie to prezent ode mnie dla niej. W końcu jako król i mąż mogę dawać swojej żonie biżuterię bez żadnej okazji. Musiałem tylko dostać się do miasta, gdzie znajdował się złotnik, tuż niedaleko bazarku. Pogoda na szczęście zaczęła się już poprawiać. Burza odeszła w dal, deszcz przestał padać, wyszło słońce i pojawiła się tęcza.
Konno udałem się do złotnika. Uzgodniłem z nim, że zrobi złoty naszyjnik wysadzany małymi szmaragdami, do tego zrobi pasujące kolczyki, bransoletkę i pierścień. Powiedział, że na jutro wszystko będzie gotowe i osobiście mi to przywiezie. Nie zapłaciłem mu, na wypadek gdyby chciał mnie oszukać. Zapłacę mu jutro.
Jakiś czas potem wróciłem do pałacu, do swojej komnaty. Nadszedł czas poświęcić trochę czasu na sprawy państwowe. Podpisałem kilka wyroków, uwolnień, a także dyplomacji. Dyplomacje podpisałem, w celu zawarcia pokoju z niektórymi państwami, a także w celu zawarcia umów handlu na terenie mojego królestwa.
Wieczorem postanowiłem rozegrać kilka partii w szachy z moim doradcą Josephem. W szachy jak i w warcaby byłem bardzo dobry. Od dziecka byłem uczony w to grać i prawdę mówiąc, od zawsze było to jedno z moich ulubionych zajęć. Dzięki grze w szachy albo w warcaby można świetnie trenować logikę i myślenie. Podczas partyjek z Josephem, popijałem bursztynowy trunek. Oczywiście w rozsądnych ilościach. Nie chciałem się opić, tylko chciałem się delektować alkoholem. Prawie wszystkie partie wygrałem ja, z wyjątkiem jednej, którą wygrał Joseph dzięki mojemu jednemu błędowi. Jednemu, ale kluczowemu.
Po grze w szachy nabrałem jeszcze ochoty na posłuchanie muzyki. Chciałem się zrelaksować, zanim pójdę spać. Do komnaty zwołałem kapelę dworską. Oczywiście zwołałem niecałą kapelę. Dokładniej zwołałem trzy osoby należące do niej. Zagrali spokojne melodie na lutni, flecie i harfie. Delikatne melodie bardzo mnie relaksowały. Słuchałem ich około godziny. Po tym czasie podziękowałem i dałem im trochę monet w ramach wdzięczności.
CZYTASZ
Elizabeth i William | Władza i miłość
RomanceDwa różne królestwa. Elizabeth mieszka wraz ze swoim ojcem królem Henrym. Po śmierci żony, król Henry stara się unikać swojej córki, ponieważ bardzo przypomina mu zmarłą żonę. Pewnego dnia, do pałacu przybywa posłaniec z innego królestwa z listem, w...