Rozdział XXI

113 4 0
                                    

Elizabeth

Podczas burzy i deszczu wróciłam do pałacu konno wraz z Williamem. Całkowicie przemokłam, ale gdybym szła na piechotę, to o wiele dłużej musiałabym znosić ten nieszczęsny deszcz. Chciałam deszczu, bo dawno go nie było, ale nie chciałam go akurat w takim momencie. Dlaczego burza z deszczem nie mogła wstrzymać się jeszcze jakąś godzinę?
Przemoknięta, weszłam do swojej komnaty. Kapało ze mnie na podłogę, więc idąc, zostawiałam za sobą ślady. Mokra suknia przylegała do mojego szczupłego ciała, a włosy do mojej twarzy. Pierwsza zauważyła mnie Gerthrude.

- Pani, miałam nadzieje, że zdążysz wrócić do pałacu przed deszczem, ale widzę, że ci się to nie udało. Mamy przygotować Ci kąpiel, abyś mogła, będąc już czystą ubrać świeżą suknię? - zapytała.

- Tak, poproszę.

Po tym Gerthrude wraz z Beatrice i Adeline przygotowały dla mnie kąpiel. Umyłam się i ubrałam.
Następnego dnia wstałam o siódmej trzydzieści po trzykrotnym pukaniu do moich drzwi przez służące. Ubrałam się w ciemnozieloną suknię, zdobioną złotymi nićmi. Dobrałam także biżuterię i rozczesałam swoje włosy. Po zjedzeniu śniadania postanowiłam pójść do pałacowej biblioteki, aby wybrać jakąś ciekawą książkę do przeczytania. Książki to świetny zabijacz czasu. Pałacowa biblioteka jest ogromna i z pewnością łatwo się w niej zgubić. Przedzierając się między regałami, w końcu znalazłam odpowiednią książkę dla siebie. Wybrałam romans. Z książką w dłoni skierowałam się do stolika, który tu się znajdował. Odsunęłam jedno z krzeseł i pogrążyłam się w czytaniu. Książka okazała się zadziwiająco ciekawa, pełna różnych zdarzeń, mimo przeczytania dopiero kilku rozdziałów. Oprócz wątku miłosnego był w niej też wątek przyjaźni i  rodziny. Całkowicie oddałam się tej książce, nie zwracając uwagi na godzinę. W pewnym momencie do biblioteki ktoś wszedł. Oderwałam wzrok od książki i ujrzałam królową Katharine.

- Witaj Elizabeth. - przywitała się ze mną.

- Witaj Katharine. -odpowiedziałam.

- Widzę, że znalazłaś ciekawą książkę, skoro przeczytałaś już tyle stron. - Faktycznie, ilość stron, jaką już przeczytałam, była imponująca. Byłam już na sto pięćdziesiątej stronie.

- Może ją kojarzysz? - zapytałam, unosząc książkę do góry, aby pokazać okładkę i tytuł.

- Oj tak, teraz ją poznaje. Czytałam ją już kilka razy. Ostatnim razem ponad miesiąc temu. Naprawdę wspaniała książka. - mówiąc to, usiadła na krześle obok nie i wyciągnęła dłoń z kopertą w moją stronę.

- Co to takiego? To dla mnie? - zapytałam, wskazując na kopertę.

- Dla Ciebie. - potwierdziła, kładąc kopertę przede mną. Wzięłam ją. - Dzisiejszym rankiem do naszego pałacu przybył posłaniec z twojego rodzinnego królestwa i dał trzy listy. Jeden dla Williama, drugi dla mnie i trzeci dla Ciebie. To ten list. - wskazała palcem na kopertę.

- Stało się coś złego? Mam się martwić? - zapytałam, nieco przerażona.

- Nic złego, moja droga. Otwórz ten list i się przekonaj. - powiedziała, posyłając mi uśmiech.

- Otworze go w komnacie, także pozwól, że wrócę do siebie.

- Oczywiście. - odpowiedziała, a gdy już otwierałam drzwi, aby wyjść, dodała - Ale zanim wyjdziesz, to chce Cię o coś zapytać. Doszły mnie słuchy, że twoje relacje z moim synem trochę się poprawiły, to prawda?

- Prawda. - odpowiedziałam, rumieniąc się, po czym wyszłam z listem. W drugiej dłoni trzymałam książkę, którą wcześniej czytałam.

Z listem w ręce od razu skierowałam się do swojej komnaty. W komnacie usiadłam na swoim łóżku i wzięłam się za otworzenie koperty. Zerwałam zabezpieczenie z wosku i wyjęłam list. List okazał się być zaproszeniem. Zaczęłam je czytać.

Droga Elizabeth!

Chciałbym Cię zaprosić na moje przyjęcie zaręczynowe z księżniczką Victorią, które odbędzie się 23 czerwca o godzinie 14 w sali balowej w pałacu naszego ojca. Odmowy nie przyjmuje.

Pozdrawiam Cię.
Twój brat Albert.

Po przeczytaniu listu zdałam sobie sprawę, że to przyjęcie odbędzie się już za dwa tygodnie. Cudownie, że mój brat ma narzeczoną, która niebawem stanie się jego żoną. Podczas jego ostatniego pobytu, mówił mi, że między nimi zaiskrzyło. Z pewnością łączy ich coś wyjątkowego. Bardzo cieszę się z tego powodu. Szkoda tylko, że ja nie mam takiego szczęścia z Williamem. Chociaż kto wie? Może się to zmieni.
Wkrótce po przeczytaniu listu do mojej komnaty przyszła Gerthrude.

- Siadaj Gerthrude. - wskazałam na krzesło przy moim stoliku. Ja usiadłam na drugim.

- Pani, chyba domyślasz się, po co przyszłam? - zapytała, chichocząc.

- Oczywiście.

Miała rację, że domyśliłam się, po co przyszła. Chciała mnie zapytać o wczorajszy dzień, a dokładniej o wspólny czas z Williamem, gdy mnie wszystkie trzy z nim zostawiły. Nie miała jeszcze okazji o to zapytać, ponieważ wczoraj nie chciała mnie już męczyć, a dziś gdy chciała o to zapytać, to ja zaszyłam się w bibliotece. Opowiedziałam jej o wszystkim. O naszej rozmowie, o moim niespodziewanym pocałunku, o tym jak uciekłam i także o tym jak razem wróciłyśmy konno. Godzinę później jak już skończyłam z nią rozmawiać i zostałam sama, wróciłam do czytania książki, którą przyniosłam z biblioteki. Znowu ktoś chciał mi przerwać czytanie, tak jak to zrobiła Katharine w bibliotece. Oczywiście nie mam jej tego za złe. Ktoś zapukał, a tym kimś był William. Wszedł do mojej komnaty ze sporym welurowym pudełeczkiem w czerwonym kolorze.

- Witaj, Beth. Mam coś dla Ciebie. - powiedział, otwierając pudełeczko.

- A z jakiej to okazji? - zapytałam, zaskoczona i zarazem zaintrygowana prezentem, który miał dla mnie. W końcu moje urodziny są dopiero w sierpniu, a mamy czerwiec. Z pewnością nie znał daty moich urodzin.

- Bez żadnej okazji. Po prostu jako twój mąż i król mogę dawać Ci prezenty kiedy tylko chce i pomyślałem, że właśnie dziś to nastąpi. Nie dostałaś jeszcze ode mnie żadnego prezentu. Spójrz co dla Ciebie mam. - Mój wzrok powędrował na otwarte pudełeczko, które właśnie mi pokazywał. Znajdowała się w nim złota biżuteria ze szmaragdami. Naszyjnik, kolczyki, bransoletka i pierścień. Cały pasujący do siebie komplet. Nie mogłam uwierzyć w to, że zdecydował się to podarować mi.

- Dziękuję. -odparłam, uśmiechając się, a do moich oczu napłynęły łzy szczęścia. Wzruszyłam się tym. Niby nic wielkiego, ale ten prezent dużo dla mnie znaczył. Był kolejnym szczerym potwierdzeniem tego, że między nami jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że to, co ostatnio do mnie mówi i czyni dla mnie, jest faktycznie szczere, a nie jest to ukryta fałszywość.

- Odwróć się. Założę ci naszyjnik. - powiedział, a ja obserwowałam, jak wyjmuje go z pudełeczka. Pudełeczko odłożył na moją toaletkę, a naszyjnik trzymał w dłoniach. Rozpiął go, a ja się obróciłam. Przytrzymałam dłonią swoje długie brązowe włosy, aby mu nie przeszkadzały. Naszyjnik przełożył przez moją szyję i zapiął go.

- Jest piękny jak i cała ta biżuteria. - powiedziałam zadowolona. Usiadłam na taborecie przy toaletce i patrząc w swoje odbicie w lustrze, zdjęłam poprzednie kolczyki i założyłam te od niego. To samo zrobiłam z bransoletką i pierścieniem. Patrząc na swoje odbicie w lustrze i na odbicie stojącego za mną Wiliama, uśmiechnęłam się szeroko. William patrzył na mnie z podziwem. Jego źrenice poszerzyły się. Nagle nasze spojrzenia spotkały się w odbiciu.

- Widzę, że Ci się podoba. Trafiłem z tą biżuterią, co? Akurat twoja zielona suknia idealnie się wpasowuje do szmaragdów z biżuterii. Wygłaszasz pięknie. - zmierzył mnie wzrokiem pełnym uwielbienia.

- Biżuteria bardzo mi się podoba, ale zastanawia mnie to czy Twój komplement w moją stronę nie jest podstępem? - Nie czułam zwątpienia, ale i tak postanowiłam zapytać, czy nie jest to postępem.

- Nie jest. Uwierz mi moja droga. - Spojrzał mi prosto w oczy. Zero podstępu, zero fałszywość, tylko szczerość.

- Wierzę. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, także patrząc mu prosto w oczy.

- Czas na mnie. Muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw. Do zobaczenia. - powiedział, odwracając się w stronę wyjścia.

- Do zobaczenia. - odpowiedziałam, patrząc, jak przekracza próg i wychodzi. Jeszcze chwilę wpatrywałam się w wielkie drzwi, którymi wyszedł. 

Elizabeth i William | Władza i miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz