William
Rozprawienie się z żołnierzami Haroloda, którzy byli jeszcze przy życiu, nie było trudne. Część poddała się dobrowolnie, wiedząc, że ich władca nie żyje, a reszta tych, którzy protestowali i chcieli walki, to ją dostali. Swoją chęć walki przepłacili własnym życiem. Zabicie ich nie było trudne, mieli o wiele mniej sił niż my.
Pogratulowałem Arthurowi zdobycia pałacu letniego, który był dotychczas niesprawiedliwe w posiadaniu Harolda. W przeszłości należał do przodków Arthura.
Arthur podziękował mi za pomoc, a następnie podpisaliśmy dokument sojuszniczy, w którym jasno napisaliśmy, że póki my żyjemy, nie zaatakujemy siebie i również będziemy pomagać sobie w wojnach.
W nocy wracałem do domu, do swojego królestwa. Po dotarciu rankiem na dziedziniec zsiadłem ze swojego konia, a następnie zaprowadziłem go do stajni. Zmęczony, skierowałem się od razu do pałacu. Idąc korytarzem w kierunku swojej komnaty, napotkałem matkę. Miałem nadzieję, że tym razem nie będzie mnie krytykować. Nie miałem na to siły.- Witaj matko. - odezwałem się pierwszy, zachowując chłodny wyraz twarzy.
- Witaj synu. Jak dobrze widzieć Cię żywego po tylu dniach walki. - odpowiedziała mi, a w jej głosie wyczułem całkowitą szczerość. Nie było tam ani odrobiny ironii.
- Dzięki swojej pomocy zyskałem sojusznika - Arthura. Walczyłem zawzięcie. Udało mi się zabić licznych wojowników Harolda, a także Harolda. - powiedziałem dumnie.
- Cieszę się. Tym samym, mam rozumieć, że Arthur wygrał? - zapytała, chociaż na pewno znała już prawdę.
- Tak. A teraz pozwól, że odejdę. Jestem zmęczony i chce wziąć kąpiel - moja matka przytaknęła na moje słowa, a ja wszedłem do mojej komnaty.
Służącym kazałem przynieść drewnianą balię z gorącą wodą, w końcu zasłużyłem na relaksującą kąpiel. Minęło kilkanaście minut, zanim zagrzali wodę i przynieśli ją do mnie. Gdy już to zrobili, wszedłem do bali. Z zamkniętymi oczami i uśmiechem na twarzy, rozmyślałem, jak cudownie jest już być w swoim pałacu. Relaksowałem się dobre pół godziny, a po tym czasie umyłem się. Następnie chwyciłem za jedwabny ręcznik i zacząłem nim wycierać skórę. Potem ubrałem się i usiadłem przy swoim biurku. W tym samym momencie ktoś zapukał drzwi mojej komnaty.
- Wejść. - powiedziałem, patrząc się prosto na drzwi komnaty. Do komnaty wkroczył mój służący Richard.
- Witaj, Panie. Przyszedłem do Ciebie z informacją na temat róż. - powiedział, stając przede mną.
- Więc słucham Cię. - patrzyłem na niego, wyczekując na to, co mi powie.
- Nowe odmiany róż dotarły już jakiś czas temu do pałacu, ale Ciebie Panie wtedy nie było. Nasi ogrodnicy chcieli poczekać na Ciebie.
- Dobrze. Niech dłużej nie czekają i niech je już wsadzą. Jak już to zrobią, to powiadom mnie o tym. - oznajmiłem.
- Oczywiście. - odpowiedział i wyszedł.
W oczekiwaniu na Richarda zjadłem późne śniadanie, którym była jajecznica z pieczywem. Później wziąłem do rąk listę długów, które narobił mój ojciec wobec innych państw. Spłacając je, nie stracimy na tym. Mamy wystarczająco funduszy, więc kompletnie nie rozumiem, dlaczego to zrobił. Dalej trzymając w dłoni listę, ruszyłem do drzwi. Poszedłem do mojego doradcy Josepha. Zapukałem, ale nie czekałam na słowo wejść, od razu pchnąłem drzwi.
- Witaj Królu. - po jego wyrazie twarzy widziałem, że był ewidentnie zaskoczony.
- Nie bój się Jospehie. Nie przyszedłem tu, aby Cię ukarać. - mówiąc to, wyciągnąłem w jego stronę dłoń z listą. Wziął ją. - To jest lista długów mojego ojca. Spraw, żeby jak najszybciej była spłacona.
- Oczywiście. - Joseph zaczął czytać listę, ale po chwili oderwał od niej wzrok. - Jest pewna sprawa. - dodał.
- Jaka? - zapytałem.
- Mamy zdrajcę. Pewien chłopak ukradł z kuchni złote kielichy z kuchni, gdy Cię nie było, a następnie chciał je sprzedać. Na szczęście w porę go złapaliśmy.
- Skąd on się tam wziął? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Pracował tam. Teraz jest zamknięty w lochu i czeka na twą karę.
- Zajmę się nim jutro. Tymczasem wracam do siebie - odwróciłem się i przekroczyłam próg drzwi, aby wyjść na korytarz.
Idąc do siebie, spotkałem po drodze Richarda.
- Panie, właśnie do Ciebie zmierzałem. Nowe róże zostały już wsadzone.
- Wspaniałe Richardzie. Proszę Cię, abyś powiedział Elizabeth, aby poszła do ogrodu. Powiedz jej też, że to ważne i że to ja kazałem Ci to przekazać.
Będąc w swojej komnacie, wyszedłem na balkon, z którego miałem widok prosto na ogród. Podparłem się dłońmi o barierę i czekałem na pojawienie się Elizabeth w ogrodzie. Gdy ją zobaczyłem, wróciłem do środka komnaty, aby następnie z niej wyjść. Szybkim krokiem poszedłem w stronę wyjścia z pałacu na ogród. Cicho zakradłem się i stanąłem tuż za plecami Elizabeth, która właśnie wpatrywała się w nowe odmiany róż
- Piękne, prawda? - odezwałem się, a moja żona wzdrygnęła się na moje słowa. Wystraszyła się.
Elizabeth
Siedząc spokojnie w swojej komnacie, opowiadając sobie zabawne historie z moimi służkami, usłyszałam pukanie do drzwi. Moim gościem okazał się doradca Williama. Przyszedł mi przekazać, że William chce, żebym poszła do ogrodu i że to ważne.
,,Czego on ode mnie chce?" - pomyślałam nieco zirytowana. Mimo to udałam się do ogrodu. Ujrzałam nowe, piękne odmiany róż i od razu do nich podeszłam. Czy dla tego miałam tu przyjść? Chciał, abym je zobaczyła? Pogrążyłam się w myślach, patrząc na róże, gdy nagle usłyszałam znajomy głos.- Piękne prawda? - zapytał mnie łagodnym głosem William.
Wzdrygnełam się, nie spodziewając się go.
- Owszem, są piękne. To dlatego kazałeś mi tu przyjść? - powiedziałam, zachowując poważną twarz. Odwróciłam się w jego stronę i na jego przystojnej twarzy ujrzałam kilka zadrapań po wojnie.
- Tak. Kazałem je tu wsadzić dla Ciebie. Uzgodniłem to jeszcze zanim pojechałem na wojnę, lecz ogrodnicy czekali na to jak wrócę. Wiem, że bardzo podobają Ci się te kwiaty, więc to wszystko, co jest w ogrodzie, możesz rwać w dowolnej ilości. Moje zachowanie z wyrwaniem róż z twojej dłoni było niedorzeczne. Przyjmij to jako kolejne przeprosiny. - powiedział łagodnym głosem, uśmiechając się. Jego uśmiech był szczery.
- Dziękuję. - odpowiedziałam krótko, ukrywając radość, jaka we mnie się pojawiła. - Dobrze, że poza zadrapaniami nie stało Ci się nic gorszego na wojnie. - dodałam.
- Dokładnie. Czyżbyś się z tego cieszyła? - zapytaj z rozbawieniem w głosie.
- Skądże. - odwróciłam od niego wzrok i ruszyłam do pałacu. Zrobiło mi się ciepło na sercu, że wsadził te róże dla mnie. Czyżbym powoli się do niego przekonywała? Oby nie. Nie chcę tego mimo przeprosin i jego skruchy Zbyt wiele krzywd mi wyrządził.
Będąc już w swojej, powiedziałam Gerthrude, aby ucięła mi kilka róż z ogrodu, skoro dostałam na to pozwolenie. Gdy je przyniosła, napełniłam wazon wodą i włożyłam je do niego. Powąchałam je. Pięknie pachniały. Wazon położyłam na moim stoliku.
CZYTASZ
Elizabeth i William | Władza i miłość
Storie d'amoreDwa różne królestwa. Elizabeth mieszka wraz ze swoim ojcem królem Henrym. Po śmierci żony, król Henry stara się unikać swojej córki, ponieważ bardzo przypomina mu zmarłą żonę. Pewnego dnia, do pałacu przybywa posłaniec z innego królestwa z listem, w...