Rozdział XIX

141 5 0
                                    

Elizabeth

Nastał kolejny, słoneczny dzień. Promienie słoneczne wpadające przez balkonowe okno, tuż na moje łóżko obudziły mnie wczesnym rankiem. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Usiadłam na łóżku, ale nogi zostawiłam wyprostowane. Przeciągnełam się leniwie, jednoczesnie ziewając.
Zapowiadał się piękny dzień, o wiele lepszy niż wczorajszy. Wczoraj słyszałam o karze, jaką wymierzył William chłopakowi z kuchni. Przeraziło mnie to, że chłopak musiał zginąć, do tego po ciężkich torturach, ale widziałam, że to wszystko było konieczne ze względu na jego przewinienia. Takie coś nie było dopuszczalne w żadnym królestwie. Nawet w królestwie mojego ojca. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę na łóżku, a potem przerzuciłam swoje nogi na podłogę, dalej siedząc. Moje gołe stopy dotknęły ciepłej, jasnobrązowej, drewnianej podłogi zagrzanej od promieni słonecznych. Wstałam i ruszyłam w stronę balkonu, stąpając gołymi stopami po podłodze, nadal będąc w koszuli nocnej. Stojąc na balkonie i opierając się o barierę z zamkniętymi oczami, napawałam się słońcem. Przyjemne ciepło muskało moją twarz i skórę. Nie byłam pewna, jak długo tam stałam, ale z pewnością nie było to kilka minut. Myślę, że było to jakoś około trzydziestu minut. Usłyszałam rozlegające się trzykrotne pukanie do drzwi mojej komnaty, które wyrwało mnie z transu. Zapewne była już siódma trzydzieści, o tej właśnie porze codziennie mnie budziły. Weszłam do środka.

- Wejść. - powiedziałam, a za moim pozwoleniem do komnaty weszły trzy moje służki. Gerthrude, Beatrice i Adeline. Wszystkie trzy ukłoniły mi się.

- Pani, myślałyśmy, że jeszcze śpisz, a jednak ty już jesteś na nogach. Pewnie nie spisz już od dłuższego czasu? - powiedziała Beatrice. Wszystkie były najwyraźniej zdziwione tym, że już nie śpię. Nic dziwnego, gdyż zawsze, gdy wchodziły po moim pozwoleniu do mojej komnaty po trzykrotnym pukaniu, ja jeszcze leżałam na łożu dopiero rozbudzając się.

- Dzisiaj wstałam wyjątkowo wcześniej niż zazwyczaj. Obudziły mnie jasne i zarazem ciepłe promienie słońca. - oznajmiłam, uśmiechając się, patrząc po kolei na każdą z nich.

- To zrozumiałe. Przynieść Ci już śniadanie, Pani? - zapytała Adeline.

- Tak, poproszę. Jestem już bardzo głodna. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- W takim razie pójdę po twoje śniadanie i herbatę. Życzysz sobie zieloną tak jak zwykle? - Adeline chciała się upewnić, na co ja przytaknęłam. Adeline wyszła, a ja zostałam z Gerthrude i Beatrice.

- Wybiorę dla Ciebie suknie i pomogę Ci się ubrać. Masz jakieś konkretne wymagania co do dzisiejszego stroju? - zapytała
Gerthrude.

- Nie. Kolor jest mi obojętny, byleby była lekka, w sam raz na dzisiejszy ciepły dzień. - powiedziałam. Nie chciałam się dziś spocić w grubszej sukni, co było oczywiste.

- Ja Cię uczesze i przygotuje dla Ciebie biżuterię. - odezwała się tym razem Beatrice, a ja przytaknęłam.

Gerthrude udała się do mojej dębowej szafy, a ja usiadłam na łożu, czekając na to, co wybierze. Wybrała dziś dla mnie kremową, zwiewną suknię. Rękawy sukni były tiulowe i krótkie. Spódnica sukni także była tiulowa. Składała się z jednej warstwy tiulu, a pod spodem miała cieniutką podszewkę, ale taką, aby nic nie prześwitywała. Suknia od góry była lekko zdobiona nieco ciemniejszymi, kremowymi nićmi z malutkimi perełkami w podobnym kolorze. Była to jedna z moich nowych sukni, które niedawno uszył pałacowy krawiec. Jeszcze nigdy nie miałam jej na sobie. Przez głowę zdjęłam koszulę nocną, pozostając w samej bieliźnie. Nie musiałam się zakrywać, gdyż nie było tu żadnego mężczyzny. Były tu same kobiety. Następnie wzięłam suknie z rąk Gerthrude. Rozpięłam guziczki znajdujące się z tyłu sukni i przełożyłam ją sobie przez głowę.
Gerthrude pomogła mi zapiąć guziczki na plecach. Dłońmi wygładziłam dół sukni. Rzadko służące wybierały mi, co mam ubrać, bo zazwyczaj robiłam to sama, ale czasem pozwalałam im na to, w końcu były dla mnie przyjaciółkami, w szczególności Gerthrude. Po ubraniu się, skierowałam się do mojej dębowej toaletki. Gdy się tu wprowadziłam, nie było jej, ale nie dawno poprosiłam o nią stolarza, który zrobił ją dla mnie wraz z taboretem. Zrobił ją, dokładnie taką jak chciałam. Usiadłam na miękkim, drewnianym taborecie. Jego poduszka była wyścielona beżową tkaniną, pasującą do mojej pościeli na łożu. Beatrice zaczęła czesać moje długie brązowe włosy. Zaczęła rozczesywać od końców, aby nie ciągnąć moich włosów. Gdy już to zrobiła, wskazała dłonią na biżuterię leżącą na blacie toaletki.

Elizabeth i William | Władza i miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz