Rozdział IX

345 10 10
                                    

Elizabeth

Popołudniem, dość szybkim krokiem zmierzałam długimi korytarzami do komnat królowej Kathariny.
Chciałam jak najszybciej powiadomić ją o bezszczelnym zachorowaniu jej syna.
Gdy byłam już przed głównym wejściem do jej komnat, zapukałam. Nie musiałam długo czekać, ponieważ zaraz usłyszałam słowo "wejść", więc przekroczyłam próg drzwi. Jej główna komnata jest ogromna. Tak naprawdę to duże pomieszczenie tworzy dwie komnaty. Jedna jest do przyjmowania gości, a za drzwiami drugiej znajduje się prawdopodobnie sypialnia Kathariny. Królową zastałam siedzącą na sofie, pokrytej jasnym, beżowym materiałem. Zresztą ten materiał ma dość zbliżony kolor do ścian tej komnaty. Wszystko do siebie pasowało. Przed królową stal stolik, na którym była filiżanka z jakimś napojem.

- Witaj Katharine - przywitałam się z nią już drugi raz dzisiejszego dnia.

- Witaj ponownie Elizabeth. Co Cię do mnie sprowadza?

- Twój syn - powiedziałam dość szybko.

- On Cię do mnie wysłał? - zapytała, nieco zdziwiona.

- Jego zachowanie wobec mnie.

- Co znowu zrobił ten nieudacznik? - zapytała.

Już chwilę później opowiedziałam jej o całej sytuacji. Kathatine zdecydowała, że zaraz z nim porozmawia. Chciała, abym ja też z nią poszła do niego. Chwile później stałam obok Katharine przed komnatą Williama. Byłam tam kompletnie niepotrzebna. Z jednej strony nie chciałam tam być, ale z drugiej z chęcią wyczekiwałam ich kłótni. Gdy wchodziłyśmy do jego komnaty, siedział wygodnie ułożony przy swoim dębowym biurku. Swój wzrok miał skierowany na papiery, które leżały przed nim. Zaraz swój wzrok przeniósł na nas. Był zirytowany. Myślę, że domyślił się, po co tu przyszłyśmy.

- Królewicz nawet nie raczy przywitać swojej matki i żony?- Katharina zapytała go chłodnym głosem.

- Nie muszę- opowiedział.

- Owszem musisz- powiedziała, podpierając się o jego biurko.

- Lepiej powiedz szybko, po co tu przyszłaś z nią - mówiąc to, wskazał na mnie - Nie mam czasu, więc się streszczaj - dodał.

- Zapewne zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś, więc nie udawaj głupiego. Nie masz prawa wyrywać niczego z dłoni Elizabeth. Nasz ogród jest także jej, więc sobie to zapamiętaj. Przyjęcie odbędzie się czy tego chcesz, czy nie - powiedziała srogim głosem.

- Jestem królem, więc mogę robić, co chce - William gwałtownie wstał i powiedział to niemal z zaciśniętą szczęką.

- To, że jesteś królem, to nic nie oznacza. Masz każdą osobę traktować z szacunkiem, inaczej wszyscy cię zniszczą. Mnie kochają poddani, ciebie nie. Zapamiętaj - mówiąc to, Katharine dumnie skierowała się w stronę wyjścia. Ja poszłam tuż za nią. William na jej słowa nic już nie odpowiedział.

Następnego dnia pomyślałam, że pójdę do królewskiej stajni. Dowiedziałam się o niej od Katariny, a jako że uwielbiam konie i przejażdżki na nich, to pomyślałam, że to będzie dobry pomysł. Będąc już na dziedzińcu, ujrzałam Williama. Kiedy go mijałam, uniosłam dumnie głowę, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Jednak on chwycił mnie za dłoń i szepnął ciche, oschłe przepraszam. Czyżby przemyślał swoje czynny? Szybko wyrwałam swoją dłoń z jego dłoni i przyspieszyłam kroku. Tuż za mną słyszałam kroki. Najwidoczniej William szedł za mną. Wchodząc do stajni, obróciłam się i przekonałam się, że rzeczywiście William kroczył za mną

- Czego chcesz? - zapytałam zdenerwowana, patrząc prosto w jego zielone oczy.

- Widzę, że przyszłaś do naszej stajni. Czyżbyś chciała obejrzeć konie? - zapytał, marszcząc brwi.

- Spostrzegawczy jesteś. Oglądania koni też mi zabronisz?

- Nie. Przyszedłem tu za tobą, abyś nie dotykała mojego konia. To ten biały - wskazał na niego palcem - Jest agresywny i tylko w moim towarzystwie łagodnieje. No jeszcze ewentualnie w towarzystwie stajennego.

- Dobrze. Sprowadzę swoją klacz z królestwa ojca, więc prosiłabym, abym znalazło się tu miejsce dla niej - powiedziałam spokojnym, ale też chłodnym głosem.

Nic więcej nie dodając, wyszłam ze stajni. Nie chciałam już dłużej z nim rozmawiać. Nieprędko wybaczę mu zdrady i to jak mnie wczorajszego dnia mnie potraktował. Szacunek za szacunek.

- Zaczekaj! - William wołał w tle, lecz ja już się nie obracałam w jego stronę. Wróciłam do pałacu.

William

Gdy moja matka przyszła do mojej komnaty z Elizabeth, znowu grałem twardego i nieugiętego. Nie mogłem pokazać słabości oraz tego, co wczoraj postanowiłem. Mimo że była to okazja do porozmawiania z moją żoną, to wołałem przybrać zimną i złowrogą postawę. Raz myślałem o zmianie, a raz moja zła strona podpowiadała mi, aby dalej być chłodnym. Niestety, słuchałem tej złej strony mnie. Nie chciałem też pokazać przy swojej matce, że czułem skruchę za swoje zachowanie wobec Elizabeth.

Nazajutrz, gdy zobaczyłem ją - moją żonę na dziedzińcu, pomyślałem, że to dobry momenty, aby ją przeprosić. Mijając mnie dumnie z uniesioną glową nawet na mnie nie spojrzała. Jej długie, brązowe włosy lekko unosił wiatr, a swój wzrok skupiała przed siebie. Wtedy chwyciłem ją za dłoń i wydusiłem cicho przepraszam. Wreszcie się na to zdobyłem, jednakże ona miała to gdzieś, wyrwała dłoń z mojego uścisku i ruszyła dalej, przyspieszając. Nie zdziwiłem się, że tak postąpiła. Bez wahania poszedłem za nią. Kierowała się ku stajni. Po dotarciu do tego miejsca podjąłem z nią kolejną rozmowę. Ostrzegłem ją przed swoim koniem, a ona oznajmiła mi, że sprowadzi tu swoją klacz. Chciała, aby przygotowano dla niej miejsce. Nie zdążyłem jej na to odpowiedzieć, gdyż wyszła. Nie myślałem o sprzeciwieniu się. Będzie miała miejsce dla klacz skoro tego chce. Niebawem powiem o tym służącym zajmującym się stajnią. Zacząłem wołać do niej, aby zaczekała, ale tak się nie stało. Cóż, będę musiał znaleźć jeszcze inny sposób, aby z nią porozmawiać i wyjaśnić pewne kwestie.

Wkrótce potem znalazłem jednego, że stajennych.

- Witaj James. - przywitałem się.

- Witaj, Panie. Wybierasz się na przejażdżkę? Przygotować twojego konia?

- Nie, mam do Ciebie sprawę. Chciałbym, abyś przygotował miejsce dla klacz. Elizabeth chce ją sprowadzić ze swojego rodzinnego królestwa, lecz nie mam pojęcia, kiedy to nastąpi. Pewnie w ciągu najbliższych dni.

-Dobrze Królu, zajmę się tym już dziś, gdy skończę czyścić konie. - powiedział, wymachując zgrzebłem, ale po chwili dodał - Po co zwlekać? Lepiej, żeby gotowe miejsce już na nią czekało.

-Dziękuję. Możesz odejść. - odrzekłem, a on przytaknął.

Sekundę później już go przy mnie nie było, więc i ja ruszyłem się z tego miejsca. Wróciłem do pałacu.

Elizabeth i William | Władza i miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz