Część pierwsza: Człowiek z opuszczonego domu. Rozdział 1

66 4 3
                                    


– Odsuń się, Julka. Ty jesteś jakaś ułomna – rzuciła z irytacją moja siostra.

– Skoro ja nie dam rady ich otworzyć, to ty tym bardziej.

– Zobaczymy.

Odsunęłam się wreszcie od starych drzwi, pociągniętych z wierzchu smołą albo wiekowym impregnatem. Dopuściłam do nich Amel.

Oparła się ramieniem o drewno i ustabilizowała pozycję, wbijając ubłocone adidasy do kępki trawy. Gdyby nie to, że przyprowadziła nas do tego opuszczonego domu przez doliny pełne błota, żadna z nas nie miałaby brudnych butów. Zawsze upierała się, że znalazła „idealny skrót". A my za każdym razem za nią szłyśmy, nie ucząc się na własnych błędach.

Stęknęła boleśnie, pchając mocno ciemne drzwi. Nie poddała się po pierwszej, nieudanej próbie i pchała dalej, jęcząc jak przy porodzie i rzucając przekleństwem co drugi oddech.

Znudzona obserwowaniem jej zmagań, spojrzałam na Kimi. Stała na łące z dmuchawcem w jednej ręce i smyczą Rico w drugiej. Miała na sobie szarą, wyświechtaną koszulkę i ubłocone od dołu spodnie, a na głowie białe okulary przeciwsłoneczne, założone jak opaskę. Przez jej włosy przebijały ciepłe promienie słońca, chowającego się powoli za Beskidzkie góry. Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam ten uśmiech, jak każdy inny, którym mnie obdarowywała.

Wyciągnęła dłoń z dmuchawcem w moją stronę. Podeszłam do niej i chwyciłam niepewnie przekwitniętego mlecza.

– To dla ciebie, kochanie – powiedziała, nakładając żartobliwy akcent na ostatnie słowo.

Automatycznie uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

– Dziękuję, kochanie – odparłam, podobnie jak ona, z nutką dobrze wyczuwalnej ironii. – Mam pomyśleć życzenie i go zdmuchnąć?

– Nie. – Kimi schyliła się po kolejnego dmuchawca. – Jest teraz taki trend na TikToku, że ludzie jedzą dmuchawce. Znaczy próbują je zjeść, a potem plują nasionkami na wszystkie strony.

– To tak jak dawniej wszyscy robili challenge z łyżeczką cynamonu i dostawali jakiegoś pierdolonego ataku.

Kimi prychnęła typowym dla siebie krótkim, ledwo słyszalnym śmiechem. Jej oczy zamknęły się na moment, jak za każdym razem, gdy coś ją rozbawiało.

– Ło, kurwa! – krzyknęła Amel, z akcentem okraszonym wyblakłą góralszczyzną. Zatoczyła się do tyłu i spojrzała na nas z wiecznie obecnym na twarzy wyrazem irytacji.

– Jak ci idzie? – rzuciłam kąśliwie.

– Daj mi spokój – odburknęła, po raz kolejny opierając ramię o czarne deski.

– To co, jemy? – zapytałam, przenosząc wzrok na połowicznie oświetloną przez słońce twarz Kimi.

Włożyła sobie dmuchawca do ust. Ja zrobiłam to samo ze swoim. Nasze policzki wydęły się, jakby ktoś wpuścił w nie powietrze. Musiałyśmy wyglądać w tamtym momencie jak Attyla, stary chomik Amel, który dokonał żywota przygnieciony piłką do fitnessu.

Widząc swoje nadmuchane twarze, obydwie niemal natychmiast wybuchnęłyśmy śmiechem. Część nasion dmuchawców od razu wyleciała z naszych ust, a część musiałyśmy odklejać sobie od języków.

– Julka, ale ty jesteś debilem... – odezwała się nagle moja siostra, wyzywając mnie bez żadnego konkretnego powodu. – Chodź tutaj.

Wydawała się jeszcze bardziej zirytowana niż wcześniej, podeszłam więc do niej od razu, by nie zaczęła się złościć.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz