Rozdział 17

8 2 0
                                    

Pojechałyśmy do mojego domu i praktycznie od razu pobiegłyśmy na górę, po drodze tylko nalewając sobie wody do szklanek. Rozlałam ją na drewnianych schodach i szybko starą skarpetką, bo nie miałam zamiaru iść w tamtej chwili po ścierkę. Amel siedziała w swoim pokoju i układała puzzle z Disney Orchestra – układankę z 13000 elementów, którą dostała od nas na urodziny.

– Chodź, będziemy zwiedzać Ostankę – powiedziałam, nie oczekując od niej żadnej reakcji. 

– Wepnę dwa puzzle i przyjdę – odparła, nawet nie podnosząc głowy. 

Usiadłyśmy z Kimi na moim łóżku, tuż obok siebie. Położyłam sobie laptopa na kolanach i otworzyłam go, wiedząc doskonale, że znowu będzie się włączał przez parę nieznośnie długich minut. 

– Musimy poczekać – powiedziałam, opierając się o ścianę. 

Kimi położyła głowę na moim ramieniu. Dostrzegłam nasze odbicie w czarnym ekranie i na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się i weszła do niego Amel. Usiadła po prawej stronie łóżka. Mój zdezelowany komputer z odpadającą klapą włączył się wreszcie, choć na załadowanie się Firefoxa musiałyśmy czekać kolejne kilka minut. Odpaliłam mapy Google i wpisałam „Ostanka". Laptop zaczął wydawać z siebie podejrzanie brzmiące dźwięki. Po chwili ekran zaczął glitchować, aż wreszcie całkowicie się wyłączył.

– Gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, gdy on tak robi, to byłoby mnie już stać na nowy – powiedziałam. 

Powtórzyłyśmy czasochłonny proces wchodzenia na mapy Google i wreszcie udało mi się nacisnąć „wyszukaj", ale... nie pokazało się żadne miejsce. Wpisałam Ostanka ponownie, by upewnić się, że nie zrobiłam literówki. Wyłączyłam i włączyłam Internet. Nic to nie dało. 

Wyszukałam w mapach Google Kraków, żeby upewnić się, że poprawnie działają. Natychmiast pokazały mi się oferty hoteli i najlepiej ocenianych restauracji z tego miasta. 

– Wpisz coś mniejszego, np. dom Górola – zasugerowała Amel. 

– A jaki on ma numer? 

– A skąd ja to mogę wiedzieć?

– To po co podsuwasz mi takie gówniane pomysły?

Podczas tej krótkiej wymiany zdań Kimi wyciągnęła z kieszeni telefon i zaczęła czegoś w nim szukać. 

– 209 – powiedziała. – Mam zdjęcie. 

Wpisałam nazwę naszej miejscowości i dopisałam numer 209. Wyszukiwarka znalazła ten stary, opuszczony dom niemal od razu. 

– Kimi, mówiłaś, że ta wieś jest częścią jakiejś gminy – przypomniałam. 

– Manowce. 

Dopiero to wyszukiwanie zakończyło się sukcesem. Rzuciło nas nagle w sam środek jakiegoś zadupia na północy Polski, które ktoś z jakiegoś powodu postanowił nazwać gminą.

– Idziemy na spacer, misiaczki? – zapytałam żartobliwie, włączając Google street view. Na moje pytanie zareagował tylko Rico, który podniósł się energicznie ze swojego miejsca za szafą i spojrzał na mnie wyczekująco. 

– Ojej, usłyszałeś? – spytałam miękkim głosem, dogłębnie poruszona jego reakcją. Pogłaskałam go po głowie. Gdy wreszcie zrozumiał, że nigdzie nie idziemy, zawiedziony położył się z powrotem na podłodze. 

Wyruszyłyśmy w mozolną wędrówkę po peryferiach Manowców, chcąc odnaleźć drogę prowadzącą do Ostanki. Minęłyśmy kilka rozdroży do okolicznych miejscowości. Ale nadal nie byłyśmy w stanie odszukać upragnionego zielonego znaku z białymi literami. Amel i Kimi, znudzone mozolnymi poszukiwaniami, oparły się o moje ramiona i z jakiegoś powodu zaczęły prowadzić rozmowę na temat najlepszych i najgorszych rodzajów męskich fryzur. Przysłuchiwałam się im bardzo pobieżnie, skupiając całą swą uwagę na przemierzaniu wirtualnych dróg, oddalonych od nas o kilkaset kilometrów. Tak jakby moje wytężanie wzroku miało coś zmienić. Tak jakby...

– Jest! – zawołałam wreszcie, a Kimi się wzdrygnęła. Uspokajająco pogłaskałam ją po włosach. 

– No to wchodź tam, na co czekasz? – powiedziała Amel zniecierpliwionym głosem. 

Nacisnęłam na strzałkę, by ominąć zielony znak i wejść do Ostanki. Komputer zawiesił się na moment, a gdy udało mi się doprowadzić go do porządku, okazało się, że trafiłyśmy do jakiegoś zupełnie innego miejsca. Tak jakbyśmy przeskoczyły spory kawałek drogi. 

– Jezu, co z tym komputerem zasranym? – rzuciłam poirytowanym głosem. Zaczęłam klikać na strzałkę raz po raz, aż wreszcie znowu zaczęła działać. 

– Odwróć się i sprawdź, czy dalej jesteśmy w tym samym miejscu – zasugerowała Kimi. 

Odwróciłam naszego wirtualnego turystę tyłem. Wszystkie trzy wbiłyśmy w ekran zaciekawione spojrzenia. Wiedziałam to, bo przez chwilę widziałam odbicie naszych zaskoczonych twarzy w ekranie komputera.

Byłyśmy w tym samym miejscu co wcześniej, jakbyśmy szły do tyłu, zamiast do przodu.

– Czy to z laptopem znowu jest coś nie tak?

– Nie mam pojęcia.

Podjęłam kolejną próbę ominięcia znaku, lecz i tym razem Google street view nie chciało współpracować. Wykonałyśmy ogromny skok, a kiedy się odwróciłyśmy, byłyśmy w tym samym miejscu co wcześniej.

– Co tu się... – szepnęłam, analizując przez chwilę całą tą sytuację. – My nie wchodzimy do Ostanki, tylko nad nią... przeskakujemy. Tak, jakby w ogóle nie było jej na mapie. 

Popatrzyłyśmy na siebie nawzajem w taki sposób, jakbyśmy właśnie zobaczyły ducha.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz