Rozdział 9

11 1 0
                                    

Oddałam siostrze Ricusia i kucnęłam przy ciele, by się mu dokładnie przyjrzeć.

– Obracamy go? – zapytała Kimi.

– Chcesz porobić mu zdjęcia, żeby móc go potem narysować, co nie?

Kiwnęła głową. Czasami miałam wrażenie, że znam ją aż zbyt dobrze.

– Spróbuję sama – oświadczyłam. – Wolałabym, żebyś ty go nie dotykała.

Dźwignęłam ramię mężczyzny i pociągnęłam go do siebie. Nie był aż tak ciężki, jak się spodziewałam. Może to dlatego, że umarł dosłownie kilka minut wcześniej. No właśnie – czy na pewno już nie żył? Trzeba było to sprawdzić.

Kimi kucnęła po jego drugiej stronie. Wyciągnęła z kieszeni bordowej bluzy telefon, by zrobić mu parę zdjęć.

Twarz mężczyzny nie pozostawiała złudzeń – on nie żył. Była tak blada, że wydawała się niemal biała. Fioletowe żyłki na jego czole i policzkach tworzyły mroczną sieć, łudząco podobną do marmuru. Usta, o znacznie ciemniejszym od żyłek odcieniu fioletu, były rozchylone. Trochę tak, jakby mężczyzna przed śmiercią próbował coś jeszcze wyszeptać albo rozpaczliwie zaczerpnąć powietrza. A jednak, mimo tych wszystkich dowodów świadczących o jego zgonie, obydwie wpadłyśmy na pomysł, żeby sprawdzić mu puls. Nasze palce równocześnie powędrowały na jego tętnicę szyjną i tam się spotkały. Odsunęłam dłoń.

– No homo – zażartowałam.

Kimi uśmiechnęła się delikatnie i po chwili odsunęła dłoń od szyi mężczyzny.

– Nie żyje. Na 100%.

Chwyciłam go palcami za nos i przytrzymałam przez chwilę. Kimi spojrzała na mnie z dezorientacją.

– Chciałam się upewnić, że nie udaje – powiedziałam.

Nie miałam pojęcia, skąd się u mnie wzięła taka ogromna chęć do żartowania w tak dziwnej sytuacji.

Na twarzy Kimi pojawił się jeden z jej szerokich uśmiechów. Taki, przy którym oprócz ust śmiały się też oczy. Jej najładniejszy uśmiech, na który aż przyjemnie było patrzeć.

Przeniosłam dłoń z nosa mężczyzny nieco wyżej i rozszerzyłam jego powieki. Musiałam przecież zobaczyć, jak w rzeczywistości wyglądają oczy trupa. Moja ulubiona część ludzkiego ciała, przez wielu nazywana szumnie zwierciadłem duszy. Dla mnie oczy były po prostu oknem na świat. Piękny świat, który nie każdemu dane jest zobaczyć.

Rozwierając powieki umarlaka, przeniosłam się na moment myślami do czuwania przy mojej zmarłej babci, poskurczanej i wyschniętej, zupełnie jakby rak próbował zrobić z niej suszony owoc. Mimo że kochałam ją bardzo, jej ciało i tak wydawało mi się niezwykle ciekawe i godne obserwacji. Czy to źle tak mówić o zwłokach bliskich? Może. Ale mimo wszystko czułam nieodpartą chęć uchylenia jej powiek i zajrzenia w puste, nieruchome oczy samej śmierci. Nie mogłam tego jednak zrobić przy rodzinie. Takie zachowanie nie byłoby moralnie akceptowalne.

Na szczęście ten człowiek, którego potrąciłyśmy, nie był nam w żaden sposób bliski. Po prostu umarł i już. Poczucie winy za potrącenie go całkowicie mnie opuściło, kiedy dostrzegłam, co się stało z jego oczami.

Były nieskazitelnie białe. Pozbawione źrenic i tęczówek, po prostu miały kolor śniegu. Tyle że w porównaniu z nimi śnieg wydawał się szary. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam tak głębokiej bieli. Czystszej niż biel nowiutkich Airmaxów, niż zęby najbogatszych celebrytów. To nie mogło być wynikiem potrącenia przez samochód.

– Jak myślisz, co mu się stało? – zapytałam cicho.

– Nie wiem, ale to jest takie ekscytujące – odparła Kimi. Zamachała entuzjastycznie dłońmi.

Spokój lasu przerwał nagle dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na jego popękany ekran. Dzwonił do mnie mój wujek o pieszczotliwym przezwisku Kej, właściciel Żułtego.

– Halo, co tam? – zapytałam.

– Julcia, potrzebuję samochód.

– Żułtego?

– No. Masz go przed domem?

Na chwilę się zawahałam, ale ostatecznie postanowiłam go nie okłamać.

– Nie, jesteśmy na małej wycieczce. Na kiedy ci go przywieźć?

– Najpóźniej do godziny.

Ścisnęłam zęby. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak daleko od domu byłyśmy. Musiałyśmy się wrócić jak najszybciej, żeby nie wyszło na jaw, że jeździmy, gdzie się nam podoba i marnujemy paliwo, za które żadna z nas nie płaci. Już nikt nigdy nie dałby nam auta.

– Dobra, będę tam za jakiś czas. Pa.

– Okej, czekam. Hej.

Rozłączyłam się i spojrzałam na Kimi. Iskierka ekscytacji w jej oczach momentalnie zgasła.

– Musimy już jechać, prawda?

Pokiwałam głową.

– Zrobiłaś sobie jakieś fajne zdjęcia? – spytałam.

– Tak. Ale szkoda, że nie możemy zostać tutaj trochę dłużej.

– Możemy już iść? – zapytała opierająca się o pobliską sosnę Amel.

Kimi podeszła do niej, a ja po raz kolejny wbiłam wzrok w ciało. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że... musimy wziąć je ze sobą.

– Nie możemy tu zostawić tych zwłok – powiedziałam.

– Co? – Kimi i Amel spytały niemal jednocześnie.

– Chyba cię serio pojebało, Julka – rzuciła moja siostra.

– Nie możemy przecież wozić zwłok w aucie – zawtórowała jej Kimi.

– Obydwie go dotykałyśmy. Jeśli stąd odjedziemy, a policja znajdzie ciało, to będziemy poszukiwane. Mamy dwie opcje. Zadzwonić na policję albo wziąć go ze sobą.

– Zadzwońmy po karetkę i po prostu powiedzmy, że go tu znalazłyśmy – powiedziała Amel. – To jest najlepsze, co możemy zrobić.

– Ale jak zadzwonimy, to będą nas przesłuchiwać. Moi rodzice zakażą mi się z wami spotykać po czymś takim. Tym razem już na zawsze.

– No właśnie. Dlatego nie mamy wyboru. Amel, weź Ricusia. My go pociągniemy. 

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz