Rozdział 6

9 2 0
                                    

Żułty, nasza stara furgonetka, która zdaniem Amel nie zasługiwała nawet na poprawną ortograficznie nazwę, stał w słońcu dokładnie tam, gdzie go wcześniej zostawiłyśmy. Chyba jeszcze nigdy nie poczułam tak wielkiej ulgi na jego widok.

– Ja pierdolę, co to było? – odezwała się Kimi, łamiąc swoje postanowienie o ograniczeniu używania niecenzuralnych wyrazów.

– Pies pochwalił psa – zażartowała Amel, trzaskając drzwiami tak mocno, że cały Żułty zatrząsł się niepokojąco.

Musiałyśmy jak najszybciej stamtąd odjechać. Ludzie na wsiach zazwyczaj nie chcą sprowadzać policji na młodych za drobne przewinienia, często tylko nią straszą, ale nie mogłyśmy z góry zakładać, że właśnie tak będzie. W końcu włamałyśmy się do czyjegoś domu. Nikt by nam nie uwierzył, gdybyśmy powiedziały, że zrobiłyśmy to nieumyślnie.

Opuściłam w dół doszczętnie rozwalony ręczny, który z przyzwyczajenia zaciągałam za każdym razem, gdy parkowałam Żułtego. Nawet gdyby zaczął się staczać w dół i uderzyłby w coś, ten samochód i tak nie mógł już wyglądać gorzej.

Ricuś zajął swoje miejsce na fotelach z tyłu i zaczął szybko oddychać. Amel rozłożyła się wygodnie na prawym fotelu pasażera. Nie wiem, jakim cudem zawsze była tak bardzo opanowana. Momentami wzbudzało to we mnie obawę.

Siedząca między nią a mną Kimi wyciągnęła spod fotela naszego czarnego JBLa i połączyła go z moim telefonem. Ustawiła głośnik przed przednią szybą i spojrzała na mnie wyczekująco. Zdałam sobie sprawę, że od kilkunastu sekund bezwiednie śledzę jej ruchy. Uśmiechnęłam się lekko i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Żułty prychnął, jakby zbyt łapczywie zaciągnął się papierosem, ale nie odpalił. Wyciągnęłam kluczyk i ponownie obróciłam go w stacyjce. Bez skutku.

– Czy my jesteśmy w jakimś pierdolonym horrorze? – zawołałam gniewnie. – Żułciutki, błagam cię. Nasz kochany opelku Vivaro – przekręciłam kluczyk – Nie wkurwiaj mnie, bo...

Samochód się zakrztusił, ale tym razem jego silnik odpalił.

– Kocham cię – powiedziałam na głos, i w przypływie emocji pocałowałam znaczek opla na środku wytartej kierownicy. Amel, jak zwykle w tego typu sytuacjach, jęknęła z obrzydzenia.

Kimi nacisnęła coś w telefonie i z głośnika popłynęły dźwięki Witchblades.

– Lil peep na odstresowanie? – spytałam, poganiając w myślach nadjeżdżający samochód, który uniemożliwiał nam wyjazd na drogę.

– Lil peep jest dobry na każdą okazję – powiedziała Amel.

Wycofałam Żułtego i ruszyłam tak sprawnie, że sama byłam przez chwilę pod wrażeniem swoich umiejętności. Poczułam spokój, gdy samochód znalazł się w ruchu. Jazda autem, której tuż po zdaniu prawka ciągle unikałam, po jakimś czasie stała się jedną z moich ulubionych czynności. Szczególnie kiedy jeździłam z całą swoją ekipą. Największą zaletą Żułtego było to, że miał 3 fotele z przodu. Mogłyśmy więc siedzieć tam we trójkę i nikt nie czuł się pokrzywdzony. Miejsce z tyłu należało do Ricusia, który zawsze rozciągał swoje cielsko na wszystkie siedzenia i wylegiwał się na nich wygodnie. Nigdy nie zdarzyło mu się na to narzekać. Może dlatego, że psy nie mówią. A może dlatego, że po prostu nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Jeździł i chodził z nami wszędzie, bo byłyśmy jego małym, słabo dobranym gatunkowo stadem. Musiał go pilnować, w końcu był wśród nas jedynym mężczyzną.

– Julka, ogarnij się, chcesz nas pozabijać? – spytała Amel, kiedy weszłam w zakręt odrobinę zbyt szybko.

– Sorry, źle sobie obliczyłam siłę odśrodkową.

– Tak, tak, z całą pewnością.

Kimi sięgnęła po pas bezpieczeństwa i na wszelki wypadek go zapięła.

Minęłyśmy zakręt do naszych domów, bo postanowiłyśmy, jak zwykle, przejechać się gdzieś dalej, najlepiej po drogach, których nie przemierzyły jeszcze opony Żułtego. Jazda samochodem bez konkretnego celu i słuchanie muzyki stało się naszym wakacyjnym hobby. Była to rozrywka całkowicie bezstresowa i, co najlepsze, darmowa. Za paliwo płacił mój wujek, który był prawowitym właścicielem Żułtego. Nic nie daje więcej frajdy niż dobra zabawa na czyjś koszt.

Tego dnia dobra zabawa miała jednak przybrać bardzo niespodziewany obrót i zakończyć się w sposób tak dramatyczny, że żadna z nas by czegoś takiego nie wymyśliła. Nawet ja, osoba z największą wyobraźnią, czy, jak nazywa to Amel, największym niedojebaniem mózgowym.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz