Rozdział 12

10 2 1
                                    

Tym razem nasz rozklekotany samochód odpalił bez najmniejszego problemu. Nawet się nie dusił, kiedy przekręciłam kluczyk w stacyjce. Żułty potoczył się łagodnie, miarowo nabierając rozpędu. Nie zabłysła nawet żadna niebezpieczna kontrolka – jedynie te zepsute, które niezależnie od jego stanu technicznego świeciły się za każdym razem. Ruszyłyśmy w drogę, zostawiając za sobą to okropne miejsce, w którym znalazłyśmy zwłoki i popełniłyśmy pierwsze w życiu poważne przestępstwo.

Kimi włączyła głośnik, a Amel połączyła go z telefonem i puściła „Business" Eminema, jedną z jej ulubionych piosenek na mojej playliście. Gdybym była w samochodzie tylko z moją siostrą, wykrzykiwałabym w tamtym momencie słowa powitania wraz z moim ulubionym raperem. Wyłącznie przy niej nie wstydziłam się śpiewać. Był to taki nasz rytuał – ja krzyczałam na całe gardło, a ona zawsze kazała mi zamknąć mordę. Tylko przy niej czułam się tak komfortowo. Dlatego w tamtym momencie jedynie ruszałam ustami, próbując ignorować fakt, że Kimi co jakiś czas na mnie patrzy.

Mówi się, że droga powrotna zawsze szybciej mija, ale ta zasada nie działa, kiedy jednym z pasażerów są zwłoki. Las ciągnął się długo, podejrzanie długo, jakbyśmy wpadły w nim do pętli czasoprzestrzennej i ciągle jeździły w kółko. Amel puściła „Praise tha lord" i zaczęła kiwać głową do rytmu. 

Nagle na drogę przed nami wskoczyła mała wiewiórka. Odbiłam w lewo, żeby ją ominąć, bo po przeciwnym pasie i tak je nie jechało żadne auto. JBL potoczył się po desce rozdzielczej, po czym spadł na podłogę wprost pod mój fotel. Dźwięki muzyki stały się zagłuszone, a basy huknęły tak mocno, że poczułam drżenie swoich spoconych ud.

Naprostowałam kierownicę i schyliłam się, żeby wydobyć głośnik spod fotela. Poczułam pod palcami jego chropowatą powierzchnię, ale nie byłam w stanie go wyciągnąć. Musiał się o coś zaczepić albo wpaść do jakiejś dziury i tam utknąć. Zmieniłam nieco pozycję i wreszcie udało mi się go dosięgnąć. Ręka, którą trzymałam kierownicę, osunęła się w dół i nagle Żułty zaczął zjeżdżać na lewy pas. Podniosłam się, kiedy Kimi zaniepokojonym głosem wypowiedziała moje imię. Oddałam jej JBL-a i naprowadziłam Żułtego z powrotem na nasz pas, na długo przed tym, jak jadący z naprzeciwka samochód znalazł się w pobliżu. Kierująca nim osoba musiała pomyśleć, że tę żółtą furgonetkę prowadzi ktoś pijany, kto nie umie nawet trzymać się prostej drogi. Przymrużyłam nieco oczy, bo słońce padło na szybę tamtego samochodu i na moment mnie oślepiło. Auto jadące z naprzeciwka zwolniło, aż wreszcie całkowicie się zatrzymało. Moje gardło po raz kolejny przekuł kolec bólu, kiedy dostrzegłam, że był to samochód policyjny. Dokładnie ten sam, który zatrzymał się przy nas, gdy uciekaliśmy z puszczonego domu. Wyszedł z niego policjant podobny do inspektora Możejko z „Ojca Mateusza" i machnął tym swoim biało-czerwonym lizakiem znacznie energiczniej niż było konieczne. Całe życie myślałam, że lizaki są słodkie. Jednak w tamtej chwili dotarło do mnie, że czasami bywają bardzo gorzkie.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz