Pierwszego stopa zrobiłyśmy jakiś czas po ominięciu Krakowa. Moja siostra zapięła Ricusia i zaczęła chodzić z nim dookoła samochodu, by mógł się wysikać. Ja i Kimi również wysiadłyśmy, żeby choć trochę rozprostować nogi. Oprócz nas zatrzymało się tam jeszcze kilka tirów i jakaś rodzina zaskakująco grubych ludzi, która postanowiła zrobić sobie piknik.
– Chodź, zobaczymy na to drzewo – powiedziała Kimi, ciągnąc mnie za rękę w stronę rosnącej w pobliżu wiśni lub czereśni.
– No weź, takie ze spalinami? – zapytałam, kiedy znalazłyśmy się tuż pod drzewem. Owoce były ładne i czerwone, ale z pewnością zawierały całą tablicę Mendelejewa.
– Na pewno nie są takie złe –powiedziała Kimi. – Urwij te, widzisz?
Wskazała na gałąź ponad moją głową. Nie mogłam jej dosięgnąć. Musiałam podskoczyć i za liście pociągnąć ją w dół, dopiero wtedy udało mi się urwać owoce.
– Dziękuję – rzekła Kimi, po czym obydwie włożyłyśmy sobie po jednej ciemnoczerwonej kulce do ust.
– Nie są takie złe – rzekłam, splunąwszy pestką na trawnik. Zapewne kiedyś w wyniku podobnego zachowania ktoś posadził tutaj nieświadomie to drzewo, którego owocami się częstowałyśmy. Wszystko, co robimy, bez wyjątku, ma mniejsze lub większe konsekwencje w przyszłości.
Wiśnie nie były kwaśne, jedynie odrobinkę cierpkie, ale przy tym bardzo soczyste. Idealne na gorące przedpołudnie.
Obróciłam się, by zerwać z drzewa całą garść czerwonych kulek – prawdziwą zdobycz. Gdy spojrzałam z powrotem na Kimi, spostrzegłam, że trzyma w zębach jedną wiśnię, wciąż połączoną ogonkiem z drugą. Uśmiechała się do mnie porozumiewawczo, choć uśmiech bardziej było widać w jej oczach, nie ustach.
– Ta druga jest dla mnie? – zapytałam, odwzajemniając zadziorny uśmiech. Pokiwała głową. Podeszłam do niej powoli nie spuszczając wzroku z jej oczu. Pochyliłam się. Jak do pocałunku, pomyślałam, a wtedy mój brzuch przeszedł niespodziewany skurcz. Zachowywałam się bardzo, bardzo ostrożnie. Moje usta znajdowały się tak blisko jej ust, że jeden gwałtowny ruch mógłby doprowadzić do ich zetknięcia. Chwyciłam wiśnie jak najdelikatniejszy materiał na całym świecie i wreszcie odsunęłam się, nie dotknąwszy warg Kimi. Owoce oderwały się od siebie i zniknęły w naszych ustach. Obydwie zaśmiałyśmy się krótko, choć tak naprawdę nie bardzo było z czego. Człowiek chyba po prostu tak robi, gdy jest zestresowany.
Jadłyśmy wiśnie do momentu, gdy Amel zawołała nas do siebie. Oddała Rico w nasze ręce – zapakowałyśmy go do Żułtego i same również wsiadłyśmy do auta. Amel poszła do łazienki dla turystów, miałyśmy więc chwilę czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Spojrzałam na Kimi, a ona spojrzała na mnie. Dostrzegłam w kąciku jej ust małą, czerwoną plamkę soku.
– Masz tu sok – powiedziałam półgłosem, nie wskazując na żadne konkretne miejsce.
– Gdzie?
Niewiele myśląc zbliżyłam się do niej i pocałowałam ją dokładnie tam, gdzie znajdowała się maleńka kropka.
– Tu – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Ty chyba też masz – powiedziała Kimi, i tym razem to ona zbliżyła swoje wargi do moich. I choć wiśnie, które jadłyśmy chwilę wcześniej wydawały mi się cierpkie, jej usta były słodkie.
– Strasznie homo zachowanie – zażartowała, odsuwając się ode mnie po krótkim pocałunku. Obróciła twarz w stronę Amel, która parę sekund później wsiadła do auta. A ja wpatrzyłam się przed siebie, z jakiegoś nieoczywistego powodu czując... niedosyt.
CZYTASZ
Kto tu mieszka?
غموض / إثارةGrupa przyjaciółek, która bada opuszczone domy i to, co się w nich kryje. A przy tym bada tajemnice ludzkich zwłok, ludzkich lęków i ludzkich uczuć. Książka jest o prawdziwych osobach. I niektórych prawdziwych wydarzeniach. (Tytuł ulegnie zmianie)