Ja złapałam mężczyznę pod jedno ramię, Kimi chwyciła go za drugie. Wcześniej łatwo mi było go obrócić na drugą stronę, ale transportowanie zwłok okazało się znacznie trudniejsze. Musiałyśmy odczepiać jego ubranie od każdego korzenia, o który zahaczał po drodze. Amel i Ricuś szli przodem, rozglądając się dookoła, a Kimi, ja i zwłoki posuwaliśmy się mozolnie za nimi.
– Czekaj! – powiedziała moja przyjaciółka, niespodziewanie puszczając ciało. Ja też rozluźniłam uścisk na jego ramieniu i wyprostowałam się, by dać plecom odpocząć.
Kimi cofnęła się o kilka kroków i po chwili wróciła z małym, brązowym przedmiotem w ręce.
– Co to? – zapytałam.
– Portfel.
– To jego?
– No. Wypadł mu z kieszeni.
– Szybciej! – zawołała Amel. – Już widać drogę!
– Otworzysz Żułtego? – zapytałam, wyjmując z kieszeni kluczyki na brudnej, niebiesko-białej smyczy. Rzuciłam nimi do mojej siostry, a ona, ku mojemu zdumieniu, złapała je w locie i przy okazji wykonała spektakularny półobrót. Poczułam się w tamtym momencie jak bohaterka gangsterskiego filmu akcji, w którym ludzie jeżdżą szybkimi furami, wymachują pistoletami i robią nielegalne rzeczy. Co prawda Żułty jeździł maksymalnie 130km/h, a my nie miałyśmy broni, ale to, co robiłyśmy ze zwłokami, z całą pewnością nie było zgodne z prawem.
Naszym oczom w końcu ukazał się asfalt, choć do Żułtego było wciąż daleko. Z każdą sekundą ubywało nam sił, a przed nami pozostawał najtrudniejszy fragment do pokonania – ten, na którym ktoś mógł nas przyłapać.
– Nie wychodźmy na drogę, dopóki nie będziemy koło auta – zarządziłam. Kimi kiwnęła głową. Widziałam, jak wielki wysiłek sprawiało jej ciągnięcie mężczyzny, ale sama na pewno nie byłabym w stanie go przetransportować. Na pomoc Amel również nie mogłam liczyć. Byłyśmy zdane wyłącznie na siebie.
– Ała! Czekaj! – zawołała, po czym zgięła się gwałtownie wpół.
– Co się stało? Oberwałaś się?
– Nie, mam... ała!
Podeszłam do kimi i pomogłam jej usiąść na igliwiu. Złapała się za nogę i zaczęła ją rozmasować.
– Mam skurcz łydki – wydusiła, pomiędzy krótkimi jęknięciami bólu.
Mimo skumulowanego napięcia udało mi się wykrzesać z siebie strzępek krótkiego śmiechu. Po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się, w jaki sposób szesnastolatka może doświadczać skurczów ciała tak często, jak co trzecia stara baba. Ale taka już była Kimi.
Wiedziałam, że będziemy musiały poczekać, aż jej przejdzie, zanim zabierzemy się za dalsze ciągnięcie ciała. Byłyśmy już tak blisko! Dokończenie operacji nie mogłoby zająć nam więcej niż 10 minut, ale pojawiły się dwa problemy: skurcz w łydce Kimi i samochód, który niespodziewanie wyjechał zza zakrętu.
Gwałtownie podniosłam się na nogi i w panice spojrzałam na Amel, szukając w jej oczach racjonalnego spokoju. Jednak nie dostrzegłam tam nic prócz przerażenia. Podeszła do nas w momencie, gdy byłam już w stanie zidentyfikować liczbę pasażerów zbliżającego się samochodu.
– Mówiłam, kurwa, żeby nie brać tego ciała! – rzuciła oskarżycielsko, zniżając głos.
– Kimi, jak się zatrzymają, udawaj, że jesteś pijana.
– Co to za gówniany pomysł? – spytała Amel.
– Jedyny, jaki mamy. A teraz zamknij mordę. Zachowuj się normalnie.
Stanęłam w pobliżu swojej siostry, usiłując zakryć swoim ciałem jak największą część leżących za mną zwłok. Rico, kierowany jakimś dziwnym instynktem, zrozumiał, że musi zrobić dokładnie to samo i usiadł pomiędzy nami, wystawiając głowę w górę, by go pogłaskać. Zrobiłam to niemal machinalnie. Zmuszałam się przy tym, żeby nie spoglądać zbyt ostentacyjnie na samochód. Błagałam wszelkie istniejące siły wyższe, by przejechał obok i się nie zatrzymał. Jednak tamtego dnia szczęście niezbyt nam sprzyjało. Samochód zaczął zwalniać, aż wreszcie stanął na środku drogi.
Przednia szyba od strony pasażera uchyliła się. Dostrzegłam w niej staruszkę z burzą siwych loczków na głowie. Za kierownicą samochodu siedział najprawdopodobniej mąż kobiety, starszy pan posyłający inteligentne spojrzenie zza kwadratowych okularów. Wyglądali jak pierwszy obrazek, który mógłby wyskoczyć po wpisaniu w Google frazy „stare, urocze małżeństwo". Kobieta spojrzała na mnie, a później na zwłoki i trzymającą się za głowę Kimi. Moje nogi były w tamtym momencie jak z waty. Modliłam się, żeby tylko nie zobaczyła twarzy martwego mężczyzny.
– Czy coś się stało? – zapytała siwa pani, z typową dla starszych osób troską i dobrodusznością.
Dokładnie w tamtym momencie moja siostra, której nigdy nie brakowało talentu aktorskiego, zaczęła śpiewać „Janicka" sztucznie pijanym głosem. Zatoczyła się i opadła na ziemię w takim miejscu, żeby uniemożliwić małżeństwu dostrzeżenie twarzy naszych zwłok.
Wyciągnęłam jej smycz z ręki i w asyście Ricusia, który zawsze wzbudzał respekt swoim groźnym wyglądem, podeszłam do samochodu.
– Dzień dobry – rzekłam z uśmiechem, starając się za wszelką cenę powstrzymać drżenie strachu w swoim głosie. – Mieliśmy malutką imprezkę, jeszcze nie cała ekipa zdążyła wytrzeźwieć.
– Właśnie widzę. Ten chłopak to chyba wypił za trzech, co? – zapytał mężczyzna.
– Łukasz ma po prostu słabą głowę – odparłam. – Zawsze zgonuje pierwszy.
– Podwieziemy was do domu, nie chcę, żebyście pijani spowodowali jakiś wypadek –zasugerowała uprzejmie kobieta.
Mimo że staruszka mówiła to wszystko z czystej troski, w tamtym momencie pomyślałam, że jest strasznie upierdliwą starą babą – jeżeli w ogóle stare baby mogą nie być upierdliwe. W mojej plastycznej wyobraźni pojawiła się wizja, w której zaduszam obydwu tych emerytów, żeby wreszcie dali nam spokój. Tyle że wtedy nie miałybyśmy już na głowie jednego trupa, a trzy.
– Ja nie piłam. Jestem na antybiotyku, niestety – powiedziałam najbardziej wiarygodnym tonem, na jaki mogłam się zdobyć.
– No dobrze. Niedługo będziemy tędy wracać, więc wam pomożemy, gdybyście nie dali sobie rady.
– Dziękujemy bardzo – powiedziałam, licząc na to, że staruszkowie wreszcie stamtąd odjadą. Ich obecność z każdą chwilą wzbudzała we mnie coraz większą irytację.
Usłyszałam jednak, że mężczyzna za kierownicą zaciąga ręczny i zrzuca bieg na luz. Zamarłam, kiedy otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. Wiedziałam, że jeśli zobaczy ciało, wszystkie trzy będziemy miały przesrane. Nawet jeśli opowiedziałybyśmy, co się stało – czy raczej jak weszłyśmy w posiadanie zwłok – nikt by nam nie uwierzył.
Na całe szczęście dziadek nie podszedł do nas, a do przeciwnego pobocza. Rozpiął rozporek, stanął szeroko na nogach, a po chwili usłyszałam (i dostrzegłam) strumień jego moczu. Musiałam bardzo ze sobą walczyć, żeby przypadkowo nie okazać swojego rozbawienia. Kiedy mężczyzna skończył opróżniać pęcherz, wrócił do samochodu. Jego żona zamknęła szybę i wreszcie stary, czerwony gruchot, wiozący w środku dwa jeszcze starsze gruchoty, minął Żułtego i zniknął nam z oczu.
CZYTASZ
Kto tu mieszka?
Misterio / SuspensoGrupa przyjaciółek, która bada opuszczone domy i to, co się w nich kryje. A przy tym bada tajemnice ludzkich zwłok, ludzkich lęków i ludzkich uczuć. Książka jest o prawdziwych osobach. I niektórych prawdziwych wydarzeniach. (Tytuł ulegnie zmianie)