Rozdział 11

7 2 0
                                    

– Ja pierdolę – powiedziałam, czując przypływ ogromnej ulgi. – Dasz radę go podnieść, Kimi?

Spróbowała wstać, ale z marnym skutkiem.

– Amel, musisz mi pomóc – oświadczyłam rzeczowo, wiedząc doskonale, że wywołam w ten sposób kłótnię i nic więcej.

– Nigdy w życiu nie dotknę tych zwłok.

– Musisz. Kimi nie da rady.

– Nie ma opcji. Sama sobie radź, jak jesteś taka mądra.

– Amela, kurwa... – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, robiąc krok w jej stronę. – Jak te dziadki będą wracać i nas zobaczą, to będziemy w dupie, rozumiesz?

– Ostatni raz się godzę na jakieś wasze zjebane pomysły! – odparła z furią. Uderzała przy tym powietrze dłońmi, jak za każdym razem, gdy chciała niewerbalnie wyrazić swoją złość. – No to chodź tu, nie mam całego dnia!

Złapałyśmy wspólnie ciało pod ramiona zaciągnęłyśmy na asfalt tuż za Żułtym. Kimi przykuśtykała do niego tuż za nami i otworzyła nam drzwi.

Wytężyłyśmy nasze siły i wspólnie szarpnęłyśmy mężczyznę do góry. Udało nam się wrzucić do samochodu tylko jego górną połowę – nogi wciąż zwisały w dół, opierając się o drogę. Ciało wygięło się w kuriozalny sposób, a ja zaśmiałam się nerwowo.

– Zamknij kurwa mordę i chwytaj go za nogi – warknęła Amel.

Wepchnęłyśmy resztę zwłok do dużego bagażnika naszego dziewięcioosobowego Opla Vivaro. Dopiero kiedy trzasnęłam drzwiami, zasłaniając ciało przed ciekawskim wzrokiem całego świata, udało mi się uspokoić.

Stałyśmy przez jakiś czas za samochodem, próbując wymyślić najlepszy sposób na pozbycie się zwłok. Przetransportowanie ich to jedno; utylizacja była znacznie, znacznie bardziej skomplikowana.

– Zakopiemy go? – zasugerowała Amel.

– Nie, zwierzęta by go wykopały i rozwlekły po lesie. Musimy wymyślić coś innego.

– Utopić? – rzuciła Kimi.

Gdybyśmy mocno przywiązały do niego parę dużych kamieni, to mogłoby się powieść. Ale nie było w pobliżu odpowiednio głębokiego zbiornika wodnego, by ciało mogło zniknąć w nim bez śladu.

– Na razie musimy odwieźć Żułtego Kejowi. Zatrzymamy się gdzieś po drodze i znajdziemy miejsce, żeby go na jakiś czas przechować. Chodźcie.

Jeszcze zanim wsiadłyśmy do auta, Kimi wpadła na pewien pomysł.

– W szopie u Górola – powiedziała spokojnie, lecz z przekonaniem. – Mogłybyśmy przykryć go sianem, a potem po niego wrócić, gdy już obmyślimy, co z nim zrobić.

Przyjęłyśmy ten pomysł porozumiewawczymi mruknięciami. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłyśmy po wejściu do Żułtego, było otwarcie szyb na oścież. W końcu żadna z nas nie chciała, żeby zaczął unosić się w nim mrożący krew w żyłach zapach trupa. Miałyśmy już pewien w miarę konkretny plan i postanowiłyśmy się go trzymać.

Ale plany bardzo często padają ofiarą... czystego przypadku. 

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz