Zjechałam na pobocze i kazałam Amel zatrzymać piosenkę w momencie, gdy A$AP Rocky szykował się już do wejścia w refren. Zgasiłam Żułtego. Już w tamtym momencie przewidywałam, że będziemy musiały zapłacić mandat, ale jeszcze nie wiedziałam za co. Moje zmęczone nadmiarem wrażeń serce po raz kolejny zaczęło wybijać szybki rytm strachu i niepewności. Kimi i Amel patrzyły na mnie w skupieniu. Zauważyłam, że obydwie są zapięte pasami, co nie zdarzało im się prawie nigdy. Pewnie zapięły się dyskretnie, gdy dostrzegły machającego na nas policjanta. W końcu nie chciały dokładać się do mandatu.
Policjant podobny do Możejki zastukał palcem w szybę i niewerbalnie nakazał mi wyjść z samochodu. Kimi i Amel po niedługiej chwili wahania również to zrobiły, zapewne tylko po to, by dodać mi otuchy. Tego dnia wydarzyło się tak dużo, że mogłam zareagować na tę niespodziewaną kontrolę w jakikolwiek sposób, na przykład płaczem.
– Dzień dobry – wydusiłam, czując, jak drży mi głos.
– Już się dzisiaj widzieliśmy – odparł obojętnie policjant. Zapisał coś w urządzeniu przypominającym latarkę, otworzył kieszonkę swojego wielofunkcyjnego pasa i wyciągnął z niej malutki, plastikowy przedmiot w foliowym woreczku. Doczepił go do swojego urządzenia, nacisnął przycisk i wysunął to w moją stronę.
– Proszę dmuchać – zarządził krótko.
Dmuchnęłam w alkomat tak mocno, jakby zależało od tego moje życie. Wykazał same zera. Ani śladu obrzydliwego Żywca, którego dzień wcześniej wypiłam na pół z mamą.
– Czemu pani tak jeździ, skoro nawet nie jest pani pijana? Można w ten sposób spowodować wypadek.
– Wiem, po prostu chciałam wyminąć wiewiórkę, bo wyskoczyła nam na drogę – oświadczyłam prawie całkowicie zgodnie z prawdą.
– Udało się chociaż jej nie rozkwasić? – zapytał żartobliwie, drapiąc się po łysiejącej głowie. Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie miał złych zamiarów. To była zwyczajna kontrola trzeźwości, a ja jeszcze nigdy nie prowadziłam po alkoholu. – Wie pani, że nie świeci się pani jedna lampa z przodu?
– Nie, dziękuję, że mi pan mówi. Zmienię ją zaraz po powrocie.
– Dobra. To my jeszcze tylko zrobimy szybką kontrolę stanu technicznego, to auto nie wygląda, jakby było świeżo po przeglądzie. Potem damy wam spokój.
Inspektor prawie-Możejko zastukał w szybę swojego partnera, by wyszedł i mu pomógł. Ja spojrzałam przelotnie na swoje przyjaciółki. Wiedziały równie dobrze, jak ja, że Żułty nie zaliczy tej kontroli.
Policjant o potężnej, masywnej budowie wytoczył się z radiowozu i podszedł powoli do Żułtego. Oddychał przez usta, tak głośno, że słyszałam jego sapanie z odległości kilku metrów. Ciągle podciągał sobie spodnie, spychane w dół przez jego rozdęty brzuch. Miał staromodny, papierowy notes – to właśnie w nim zapisywał wszelkie uszczerbki, jakie dostrzegł na naszym samochodzie. Czułam bolesny skurcz klatki piersiowej za każdym razem, gdy mężczyzna zatrzymywał się, by dopisać kolejny mankament do listy. Wreszcie skończył ją sporządzać i podszedł do mnie, nie patrząc mi w oczy.
– To auto to się nadaje ino do kasacji – oświadczył, zaciągając rzadko spotykaną w naszym regionie gwarą. – Łopony łyse, błotniki zardzewiałe, farba łodłazi. Z tyłu w lampie macie nawet glona, bo woda się tam zbiera. Przecie to by mogło się zapalić, jakby zwarcie poszło.
– Wiemy, że to auto jest w złym stanie, ale nie jest nasze, tylko mojego wujka i właśnie do niego...
Z wnętrza Żułtego dobiegło do nas kilkukrotne szczeknięcie. Rico zaczął robić hałas, bo został sam, a cała reszta – w jego przekonaniu – poszła na spacer. Tylko tego nam brakowało, żeby do mandatu za stan techniczny dopisali drugi, za nieprzepisowe przewożenie psa.
Nie czekając na naszą reakcję, gruby policjant podszedł do tylnych drzwi samochodu i otworzył je na oścież. Rico wyskoczył na zewnątrz i przybiegł do nas, radośnie merdając ogonem. Zazdrościłam mu, że nie ma pojęcia, co się dzieje. Też chciałabym móc się tym nie przejmować.
– Złap go, Amel – poprosiłam ściszonym głosem. Siostra wyciągnęła z Żułtego smycz i chwyciła Ricusia, by nie biegał dookoła podczas policyjnej kontroli. Przystojniejszy policjant podszedł do niego, zacmokał i pogłaskał go po głowie. Spojrzał pytająco na swojego grubego kolegę, a ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Była to niewerbalna rozmowa między dobrymi policyjnymi partnerami, której żadna z nas nie była w stanie zrozumieć.
– Dobra, dziewczyny, jesteście jeszcze młode. Damy wam mandat tylko za tego psa. I powiedzcie wujkowi, żeby ogarnął to auto – oświadczył Możejko.
– Dziękuję – odparłam, zupełnie jakbym ucieszyła się z mandatu.
– Jeszcze sprawdzę, czy nie wozicie w bagażniku jakiegoś innego zwierzęcia – odezwał się gruby, a moje serce podeszło znacznie wyżej niż do gardła; podjechało pod sam mózg i nacisnęło mi na oczy, które w tamtym momencie niemal wyszły z orbit. Moje ciało przestało radzić sobie z emocjami i zaczęłam płakać.
– Coś się stało? – zapytał przystojny policjant.
– Nie. Julka po prostu płacze, jak się stresuje – odezwała się Amel.
Usłyszałyśmy trzask otwieranych drzwi. Zaczęłam wyobrażać sobie, jak mężczyzna spogląda do bagażnika, krzyczy, po czym odczepia od pasa pistolet i celuje nim w nas. Miałybyśmy przed sobą mnóstwo, mnóstwo wyjaśnień. Nie tylko na komisariacie, ale przede wszystkim w domu. Ta sytuacja raz na zawsze zakończyłaby naszą wieloletnią przyjaźń.
– I co? – zapytał Możejko, kończąc zapisywać treść mandatu. – Mają tam jakieś koty?
– Nie. Ale capi jak w oborze. Powiedzcie wujkowi, żeby to wysprzątał – powiedział, po czym energicznie trzasnął drzwiami od bagażnika.
Możejko wyrwał kartkę ze swojego notesu i wręczył ją mnie. Wypisał mandat na 100 zł. Nienajlepsza sytuacja, ale zawsze mogło być gorzej.
– Jedźcie ostrożnie – rzucił na pożegnanie, unikając złowróżbnego „do widzenia".
W narastającej ciekawości obserwowałyśmy, jak gruby inspektor ładuje swoje potężne cielsko do samochodu. Policjanci odpalili auto i odjechali, unikając niepotrzebnego kontaktu wzrokowego. Kiedy całkowicie zniknęli z naszego pola widzenia, podbiegłyśmy do drzwi bagażnika. Szarpnęłam za nie tak mocno, że prawie urwałam klamkę.
Ciała już tam nie było.
CZYTASZ
Kto tu mieszka?
Misteri / ThrillerGrupa przyjaciółek, która bada opuszczone domy i to, co się w nich kryje. A przy tym bada tajemnice ludzkich zwłok, ludzkich lęków i ludzkich uczuć. Książka jest o prawdziwych osobach. I niektórych prawdziwych wydarzeniach. (Tytuł ulegnie zmianie)