Był to zwykły, choć zaskakująco czysty dachowiec, o białej sierści i spojrzeniu znacznie bardziej przenikliwym od spojrzenia naszego sierściucha, Keczupa. Zwierzę zaczęło machać ogonem i przyglądać się z zaciekawieniem przybyłym intruzom, szczególnie temu włochatemu z czarnym futrem, który nawet go nie zauważył.
– Dobra, teraz już wiemy, że ktoś na pewno tu mieszka. Ja tam nie wchodzę – oświadczyła Kimi, podchodząc w moim kierunku. Amel stała jednak w miejscu i uporczywie lustrowała ściany domu. Moja niezwykle silna empatia względem zwierząt podsunęła mi nagle pewną myśl, którą natychmiast uzewnętrzniłam, nieświadomie zniżając głos o kilka decybeli.
– A co, jeśli ten kot jest tam zamknięty?
Wszystkie odruchowo spojrzałyśmy na futrzaka.
– Niemożliwe, przecież połowa tego domu dosłownie się wali. Na pewno wyszedłby jakąś dziurą – powiedziała Amel.
Spojrzałam na fragment dachu, z którego odpadło kilkanaście dachówek i wyszczerbioną ścianę tuż pod nim. Moja siostra miała rację. Ucieczka z tego budynku nie powinna być niczym trudnym dla kota. Jednak mnie wciąż coś tu nie pasowało.
– Ktoś mógł zamknąć go w pokoju, a później, nie wiem, umrzeć w szpitalu...
– Julka, przestań pierdolić...
– Po prostu chciałabym sprawdzić, czy nie mam racji. Nie chcę zabijać kotów. Jeśli mam szansę go uratować, to wolałabym ją wykorzystać.
– No dobra, to jak tam wejdziemy?
Nic nie odpowiedziałam, a tylko cofnęłam się i rozpoczęłam obchód dookoła domu. Amel i Kimi poszły za mną.
– A Rico? – spytałam troskliwie, widząc, że naszego psa nie ma w pobliżu.
– Został w tym ogródku za płotem.
– Pójdę po niego – oświadczyłam, kierując się z powrotem przed dom.
Uchyliłam swojemu psu furtkę od ogródeczka i wypuściłam go na zewnątrz. Gdy przechodził obok, oderwałam z jego puszystego ogonka trzy okrągłe, kolczaste rzepy. Codziennie się do niego przyczepiały. W jego futrze więcej było chyba tylko kleszczy, które nie zwracały najmniejszej uwagi na niezwykle drogą obrożę Foresto, naiwnie przez nas kupowaną każdego roku.
Przypadkowo zrzuciłam z niskiego płotu zawieszonego na nim gumiaka, który znajdował się pomiędzy kaczką z ciemnego plastiku i czerwonym kubkiem z patriotycznym napisem ROBERT LEWANDOWSKI. Uśmiechnęłam się; takie miejsca jak to były istną skarbnicą pozornie niepasujących do siebie przedmiotów. Wszyscy starzy ludzie, którzy doświadczyli PRLU, mniej lub bardziej świadomie stawali się zbieraczami rzeczy wszelakich i często nie nadających się nawet na śmietnik. Chociaż taki jaskrawoczerwony kubek z Lewandowskim każda Polska rodzina z pewnością chciałaby mieć w swoim domu.
Spojrzałam raz jeszcze na budynek; dopiero teraz miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Był jednopiętrowy, z azbestowym dachem i ceglanymi ścianami, które tylko od północnej strony pokrywał tynk i odłażąca farba w jasnożółtym kolorze. Drzwi i okna wydawały się zniszczone, jednak nie na tyle, by można je było z łatwością sforsować. Ładniejsza część domu wyraźnie odcinała się od tej brzydszej, z dziurawym dachem i gnijącymi deskami. Jedna ze zwisających z podbitki desek na moich oczach oderwała się od reszty i plasnęła prosto w sporą kałużę błota. To nieco uspokoiło moje wątpliwości. Amel miała rację; nawet żule często żyją w znacznie lepszych warunkach. Niemożliwe, by ktokolwiek zamieszkiwał to miejsce. Moim jedynym zmartwieniem pozostawało znajdujące się w środku zwierzątko.
Przeniosłam wzrok na okno, w które wcześniej zapukała Kimi. Spodziewałam się napotkać spojrzenie przenikliwych, niebieskich ślepi, jednak prócz Rico w tamtym momencie nic na mnie nie spoglądało. Kot zniknął.

CZYTASZ
Kto tu mieszka?
Mystery / ThrillerGrupa przyjaciółek, która bada opuszczone domy i to, co się w nich kryje. A przy tym bada tajemnice ludzkich zwłok, ludzkich lęków i ludzkich uczuć. Książka jest o prawdziwych osobach. I niektórych prawdziwych wydarzeniach. (Tytuł ulegnie zmianie)